Adopcja generała
Jestem przerażona. Coraz więcej polskich kobiet jest pozbawionych instynktu macierzyńskiego. Kto zawinił – każda z nich w sumieniu zna odpowiedź.
Jeśli nie mogą mieć dzieci, to po prostu zaczynają żyć wygodnie, skupione same na sobie, pielęgnując – najczęściej za spore pieniądze – swój własny egoizm. W rozmowach o dziwo przyznają, że gdyby nawet nie mogły mieć dzieci, to nie adoptowałby obcych. Nawet nie są zbytnio zainteresowane in vitro. „Brzuch już na zawsze gruby, uda obwisłe, noce wiecznie nieprzespane” – to tylko cytat z wypowiedzi jednej z nich. „ A tak w ogóle to się zupełnie do tego nie nadaję” – przyznaje po chwili, patrząc prowokacyjnie prosto w oczy.
Na ile to kłamstwo, na ile próba maskowania bezradności – ona także wie najlepiej. Normalna kobieta, jeśli nie może mieć dzieci, ma w sobie tak ogromne pokłady miłości oraz czułości, że chciałaby i tak ofiarować je innej istotce. Może przecież dokonać adopcji duchowej lub rzeczywistej. Oczywiście, w przypadku rzeczywistej musi mieć pełną zdolność do czynności prawnych, a różnica wieku między przyszłymi rodzicami a dzieckiem winna być stosowna. Pytanie brzmi, czy wszystkie dokumenty, jakie muszą złożyć przyszli rodzice starający się o adopcję są wystarczające w tych czasach.
Nie mam na myśli rozrostu papierologii, lecz dowody na faktyczną gotowość małżonków do adopcji. W tym – podawany u źródeł jako niezbędny - życiorys. Mnogość dokonań zawodowych nie zawsze idzie w parze z nagłą gotowością do bycia do bycia bezgranicznie oddaną matką. Rękojmia ( w tym szlachetnym, niegdysiejszym znaczeniu) od znajomych? Sporządzona odręcznie, czy zawsze będzie godna z wiedzą na temat „matczyności” i „ojcowskości” starających się o adopcję rodziców? To tylko pytania, którymi nie chciałabym przekroczyć bolesnej granicy z szacunku dla rodziców, którzy adoptując uratowali nie jedno dzieciństwo, nie jedną dorosłość, lecz setki, tysiące! Adopcja jest darem Bożym, choć wielu bohaterskich rodziców, którzy ów dar otrzymali mówią o nim w zupełnie innych kategoriach. Istotą felietonu jest również muskanie problematyki, ponowne budzenie, reformułowanie pytań.
Feriunt summos fulmina montes, czyli „pioruny uderzają w najwyższe szczyty”. Tak, to z Horacego, który zachęcał przekonanego z swej nieomylności człowieka do tonizowania zbyt wielkiej pewności siebie. Adopcja jest lekcją nieustannej pokory. Ten tekst powinien zacząć się zupełnie inaczej. Od historii, która ilustruje konotacje związane z adopcją na przykładzie wypowiedzi pewnego korpo-młodzieńca z Mordoru na Domaniewskiej i jego małżonki - bezdzietnych z wyboru. Ona pracuje dwie przecznice dalej. W podobnej branży.
Zapytana, jakie ma pierwsze skojarzenie z adopcją, odpowiedziała, że „trzymanie w domu psa albo kota, co i tak jest bez sensu, skoro oboje wracają po 21.00”. Jej małżonek odparł bez zastanowienia, że adopcja kojarzy mu się z adopcją generała w grze „Shogun 2”. Gwoli wyjaśnienia widząc zdezorientowane spojrzenia niektórych P.T. Czytelników dodam, że chodzi o przyjęcie generała w poczet rodu, którym gramy. Zwiększa to jego lojalność, a także czyni synem dajmio, czyli głowy rodu. Daje też możliwość mianowania generała następcą dajmio w przypadku jego śmierci. Proces ten można również przeprowadzić aranżując małżeństwo generała z córką dajmio. Feriunt summos fulmina montes, tyle z bezsilności.
Marta Cywińska
Źródło: prawy.pl