Igraszki z uchodźcami
Z obfitości serca usta mówią – toteż trudno się dziwić, że właśnie stręczący „judeochrześcijaństwo” mniej wartościowemu narodowi tubylczemu portal „Fronda” z nieukrywaną radością doniósł, że w filtracji tak zwanych „uchodźców”, których Nasza Złota Pani kazała Polsce przyjąć, naszym tubylczym ubowcom będą pomagali ubowcy z izraelskiego Mosadu.
Już tam oni najlepiej wiedzą, który uchodźca dobry, a który niedobry – a gdyby ktoś miał co do tego, czy do metod filtracji jakieś wątpliwości, to w mgnieniu oka rozwieje je każdemu pan prof. Wojciech Sadurski „prawnik”, „filozof” i w ogóle – tęga głowa, „w tańcu wszelakim dobrze szczwany” niczym szewczycha Wilhelmina, o której wspomina Franciszek Villon.
Już sobie wyobrażam, jak takiego, jednego z drugim uchodźcę ubecy biorą na konwejer, a „zły” ubek – bo żelazną zasadą ubecji jest podział na ubeków „złych” i ubeków „dobrych” - więc ubek „zły” powiada takiemu uchodźcy: wiecie, rozumiecie uchodźco, mamy informacje, że wy nie jesteście żadnym uchodźcą, tylko tajnym agentem kalifatu, nasłanym tu do Polski z misją śmiertelnego podkucia pani premierzycy Ewy Kopacz zatrutymi hufnalami na wszystkie cztery nogi. - Ależ skądże, wcale nie, jasny panie!
Oj doloż moja dolo! - rozpłacze się uchodźca, mając przed sobą perspektywę bliskich spotkań III stopnia z wykorzystaniem maszyn śledczych o mocy kilku tysięcy trupsów. Wtedy do akcji wkracza ubek „dobry”, który ocierając uchodźcy smarki i łzy, odzywa się do niego w te słowa: wiecie, rozumiecie, my wam w gruncie rzeczy wierzymy – no ale niczego na wiarę przyjmować nie możemy, a już specjalnie ja, bo ten mój zły kolega rozsmarowałby mnie na podłodze.
Zatem nie ma co czekać, tylko podpisz pan, panie uchodźco, zobowiązanie do współpracy pod pseudonimem „Ali Baba” - a tytułem wpisowego wpłać mi tutaj ile tam możesz – ale niech to nie będzie mniej, niż 150 euro, bo widzisz – jak ja nie dam temu „złemu”, to on zrobi tu z ciebie marmoladę, niczym w Starych Kiejkutach, no a jeszcze mamy nad sobą tego Żyda z Mosadu, a wiesz, jacy oni są; byle czego nie zjedzą, ani nie wypiją. Słysząc to , a także wrzaski i groźby miotane przez „złego” ubeka zza ściany, uchodźca rozpruwa kalesony i wydobywa zaszyte tam walory, które „dobry” ubek starannie przelicza i chowa w zanadrze, zaś podpisane zobowiązanie do współpracy wkłada do szuflady wyjmując z niej jednocześnie wizytówkę z numerem telefonu kontaktowego, którą wręcza uchodźcy z napomnieniem: no, to pamiętaj! - po czym puszcza go wolno. Z tytułu tych nowych ciężkich obowiązków ubowcy z Agencji Wywiadu dostaną dodatkowo 10 milionów na drobne wydatki, a Abewiaki z ABW – aż 46 milionów. Żyć nie umierać!
Czyż w tej sytuacji, z obliczu spodziewanych złotych żniw dla ubeków, możemy się dziwić epidemii wstydu, jaka pojawiła się w stadzie autorytetów moralnych, a zwłaszcza – w oborze stanowiącej naturalne środowisko „Gazety Wyborczej”, gdzie postępactwo w charakterze intelektualnej zupy chlipie michnikowszczynę? Jak jest rozkaz, żeby się wstydzić, to się wstydzą – oczywiście za innych, bo – jak mawiano w Hitlerjugend – czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty. Stąd też wybuchy gorącej miłości bliźniego wobec uchodźców, zwłaszcza w środowisku sodomitów, którzy – jak na przykład pan poseł Biedroń – najwyraźniej nie mogą się już doczekać syryjskich efebów.
To są objawy bardzo sugestywne, które sprawiają, że jeśli nawet ktoś uchodźcą nie jest, ani nawet nie zamierza nim zostać, to widząc rozlewającą się na podobieństwo tsunami falę sympatii dla uchodźców, chciałby przynajmniej upodobnić do nich również swój społeczny stan. Jak śpiewał Ireneusz Dudek w słynnej piosnce „Och, Ziuta! - „zmieniłaś swój społeczny stan, a wszystko to przez jedną noc” - toteż pojawiły się na mieście fałszywe pogłoski, jakoby pan mecenas Giertych, kandydujący do parlamentu, gwoli wzbudzenia do siebie sympatii i współczucia, wynajął włamywaczy, którzy wtargnęli mu do domu z bliżej nieokreślonymi złymi zamiarami.
Oczywiście w takich fałszywych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy, bo czegóż to ludzie nie wygadują, chociaż z drugiej strony męczeństwo pana mecenasa Giertycha może rzeczywiście wzbudzić ku niemu nieco sympatii, która – kto wie? - może przynajmniej częściowo przełożyć się na głosy wyborcze, dzięki którym pan mecenas Giertych znowu powiększy grono Umiłowanych Przywódców”. O taką samą motywację złe języki posądzają panią premierzycę Ewę Kopacz – że mianowicie namówiła się z ukraińskim premierem Arszenikiem Jaceniukiem, że poweźmie on wiadomość o planowanym zamachu na panią premierzycę, po czym dzięki energicznej akcji go udaremni, w następstwie czego, a widok takiego poświęcenia w pracy dla naszego nieszczęśliwego kraju, panią premierzycę otoczy fala sympatii wdzięcznego narodu, która wepchnie Platformę Obywatelską do Sejmu, zagradzając w ten sposób drogę do władzy złowrogiemu Jarosławowi Kaczyńskiemu. I w tym przypadku to wszystko nie trzyma się kupy, bo – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – gdzież by tam pani premierzyca wykombinowała taką skomplikowaną intrygę?
To już prędzej coś takiego wykombinowałby pan Michał Kamiński, ale czy to pora na takie ryzykowne eksperymenty? Trawestując spiżową sentencję pana marszałka Bronisława Komorowskiego, można by powiedzieć: „jaki premier, taki zamach”, gdyby nie to, że pani premierzyca ma jednak świadków, a konkretnie jednego – w osobie premiera Arszenika Jaceniuka. Wprawdzie starożytni Rzymianie powiadali, że testis unus – testis nullus, co się wykłada, że „jeden świadek – żaden świadek” - ale czy naprawdę musimy kurczowo trzymać się tych całych Rzymian, którzy przecież już dawno poumierali? Tak nawiasem mówiąc, to schemat zamachu na panią premierzycę jest uderzająco podobny do zakończonej niebywałym sukcesem operacji Abewiaków pod kryptonimem „Menora”. Otóż Abewiaki powzięły wiadomość, że w rocznicę powstania w warszawskim getcie, trzech słynnych antysemitników: Waldemar Łysiak, prof. Jerzy Robert Nowak i ja – przygotowuje straszliwą jatkę. Dzięki energicznej akcji Abewiaków te niecne zamiary zostały udaremnione nie tylko w zarodku, ale w dodatku „bez wiedzy i zgody” podejrzanych, więc w rezultacie prawdziwe były tylko pieniądze tytułem nagrody za pomyślną operację, którymi Abewiaki podobnież podzieliły się po bratersku.
Wszystko to pozwala mieć nadzieję, że etap zaostrzającej się walki klasowej powoli mija, a do łask powraca zasada konstytuująca III Rzeczpospolitą: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych. Zwiastunem nadchodzącego etapu jest głosowanie nad postawieniem przed Trybunał Stanu Zbigniewa Ziobry, którego chciał wytarzać w smole i w pierzu przywódca Zlewu Leszek Miller w zemście za śmiertelne przestraszenie pani Barbary Blidy. Jednak „znalazły się w partii siły, co kres tej orgii położyły” - bo i po cóż tu się mścić w sytuacji, gdy Amerykanie już skompletowali listę „naszych sukinsynów”?
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: prawy.pl