Konkurent TikTok płaci za oglądanie video

0
0
0
/

Pojawił się nowy model biznesowy w sieci. Płacę za korzystanie z mediów społecznościowych. Do tej pory tego rodzaju posunięcia łączyły się z niczym innym, jak oszustwami. Popularność zyskały między innymi „klikacze”. Osoby uczestniczące w programach do zarabiania dziesiątków dolarów instalowały specjalny program. Następnie klikały w pojawiające się ogłoszenia. Za każdą odsłonę zyskiwali jednego centa. Wraz z uzyskaniem odpowiedniej kwoty otrzymywali przelew. System ten jednak nie trafił do powszechnego użytku, bo wielokrotnie stanowił przekręt. Inaczej sprawa się ma z Zynn.

Wedle doniesień redaktora Jacoba Kastrenakesa zapowiada rozdawanie pieniędzy za darmo. Zachęca, że za rejestrację zapłaci do dwadzieścia dolarów, a za zaproszenie pięciu nowych osób do stu dziesięciu dolarów. Liczby te robią wrażenie, ale już pojawiają się kruczki. Przykładowo zaproszenie jednej osoby daje jednego dolara, a więc przy pięciu osobach mowa o pięciu dolarach, a nie obiecanych stu dziesięciu. Nie mniej nowy model biznesowy zadebiutował w maju 2020, bo wtedy Zynn weszło na rynek.

Wśród darmowych aplikacji zajmuje pierwsze miejsce w ekosystemie Apple. Z kolei w sieci Google, znanym szerzej jako Play, znalazła się w czołówce dziesięciu najpopularniejszych. Na YouTube Tech Hustler poinformował, że zarabia dzięki poleceniom od innych osób do dwustu dolarów dziennie, ale już końcem maja pojawił się problem z płatnościami. Początkowo firma robiła przelewy za pomocą PayPal. Teraz zarobione pieniądze zamienia na bony podarunkowe. Dodatkowo są one dostępne tylko na terenie Stanów Zjednoczonych. Kto nie posiada adresu w USA ten nie otrzyma zarobionych na swoim koncie pieniędzy. Czytanie o uzyskaniu tysiąca dolarów za siedzenie przed ekranem rozpala wyobraźnie. Głównym motywem działania Zynn jest rozbudzenie chciwości przez Kwai Inc, firmę stojącą za płatnościami z aplikacji.

Za stosowanie kodów polecających innych przez osoby włączające się do platformy zyski sięgają po sześć dolarów od osoby. Pojawia się od razu pytanie kto stoi za tym wszystkim. Jest nim firma Kuaishou warta trzydzieści miliardów dolarów. W świecie aplikacji Kuaishou istnieje od jedenastu lat za sprawą Su Hua, swego czasu inżyniera w pekińskim oddziale Google, związanym także z Baidu i Chenga Yixiao, założyciela firmy. W 2019 roku miała przychodów na poziomie siedmiu miliardów dwustu milionów dolarów. Stanowi główną konkurencję dla Douyin, czyli twórcy TikTok. Firma rozpoczynała od aplikacji do dzielenia się animacjami w plikach GIF.  W zeszłym roku posiadała dwieście milionów aktywnych użytkowników dziennie. Firma w zeszłym roku nawiązała współpracę z Komunistyczną Partią Chin przez udział w Medialnym Instytucie Badawczym. BBC swego czasu doniosło, jak dziennikarze z Southern Weekly protestowali przeciwko cenzurze jaka następowała w ich dzienniku. Kuasishou kilka lat później zajął się niczym innym, jak używaniem narzędzi sztucznej inteligencji do fabrykowania treści oraz siania dezinformacji.

Oficjalnie udział firmy w badaniach prowadzonych przez Baidu prowadził do optymalizacji wyników szukania z uwzględnieniem technik analizy tekstu, obrazu i dźwięku. Działania rządu Chin zmierzają między innymi do wykorzystania głosu młodych raperów do promowania komunizmu o czym poinformowała redaktor Jane Li. Ma udział tym samym w tworzeniu systemu cenzorskiego razem z Xiaomi, Alibaba, JD, Bytedance i Tencent.

Tak wygląda firma jaka płaci młodym osobom za siedzenie przed ekranem, co doczekało się oskarżeń o tworzenie między innymi piramidy finansowej. Schemat Ponziego, jaki jest powszechnie używany chociażby w systemach ubezpieczeń  państwowych, łączył się tutaj z generowaniem ruchu. Kuaishou zaś chowała się za fasadową Qwlii, jak podał Turner Novak z Gelt Venture Capital.

Na łamach Abacus redaktor Xinmei Shen doniosła, że Google w ramach ekosystemu Play usunęła konkurenta TikTok. Wskazała, że aplikacji przygląda się już Apple. Na łamach Instagram Zynn poinformowała, że pracuje nad uzyskaniem przywrócenia do Google Play. W związku z tym, że program skopiował wyglądał TikTok, co już uderza w prawa autorskie, takie działania mogą być trudne do realizacji.

Cała sprawa ukazuje, że dla uzyskania ludzi w sieciach firmy są już gotowe na wszystko, z płaceniem pieniędzy. Oglądanie obrazków i nagrań umożliwia ich analizowania, a także ich formatowanie. Zynn jest przestrogą, że w ramach mediów społecznościowych rozpoczyna się era rozbudzania chciwości dla jeszcze większego przykuwania do ekranu.

Jacek Skrzypacz

Źródło: Jacek Skrzypacz

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną