Wyspa węży, czyli nie ulegajmy propagandzie żadnej ze stron [FELIETON]
Wiadomo, że Rosjanie stosują teraz intensywną propagandę, żeby przekonać świat, że ich niczym nieusprawiedliwiony atak na Ukrainę to jedynie „specjalna operacja antyterrorystyczna”. Umyka nam jednak przy tym i to, że Ukraina jako państwo zaatakowane też stosuje własną propagandę. Jest to zrozumiałe, bo trzeba podnosić morale swojej armii i narodu, ale polskie media powinny przede wszystkim podawać rzetelne informacje. Tymczasem powielają niesprawdzone informacje, szerząc fake newsy, przeciwko którym tak chętnie występują.
Wydaje się, że dobrym przykładem jest incydent związany z Wyspą Węży. Ta wyspa położona na Morzu Czarnym w odległości około 50 km od wybrzeża Ukrainy została zaatakowana przez rosyjski okręt wojenny. Znajdowało się na niej 13 ukraińskich pograniczników. Stała się sławna na cały świat, kiedy w internecie pojawiło się nagranie z rozmowy Rosjan z Ukraińcami. Dialog ten uznano za symbol tej wojny: „- Tu rosyjski okręt wojenny. Odłóżcie broń i poddajcie się, by uniknąć rozlewu krwi i ofiar. W przeciwnym razie zostaniecie zbombardowani. - Rosyjski okręcie wojenny, pierdol się”. Pograniczników porównano do obrońców Westerplatte, ogłoszono bohaterami, a Polacy zaczęli masowo przytaczać go na Facebooku jako najwyższy przejaw bohaterstwa i ostatnie słowa pograniczników. Media pisały, że chwilę po tych słowach rozpoczął się atak Rosji i wszyscy ukraińscy pogranicznicy zginęli. Dzisiaj wiemy, że pogranicznicy żyją i zostali wzięci do niewoli. Pytanie więc, skąd była ta informacja? Pewnie kontakt z pogranicznikami się urwał i uznano, że ich zamordowano. Rzetelna informacja brzmiałaby wtedy jednak: „Prawdopodobnie zostali ostrzelani i zginęli”, „Nie ma z nimi kontaktu”. Jednoznacznie natomiast stwierdzano, że nie żyją. Ta nieprawdziwa wersja wydarzeń z pewnością podniosła morale wojsk ukraińskich, ale jednocześnie pokazała, jak polskie media przekazują nieprawdziwe informacje.
Nie wiemy, jak wiele podobnych „newsów” dociera do nas. Oczywiście, nie wszystkie są kwestią propagandy. W kraju ogarniętym wojną trudno o ustalenie faktów. Dziennikarze często nie mogą pracować (chociaż przecież istnieje zawód korespondenta wojennego) i opierają się na doniesieniach ukraińskiej armii, która też ma ograniczone informacje. Powinni jednak zawsze zaznaczać, że są to informacje przekazane przez wojskowych z Ukrainy. Media słusznie nie mają zaufania do rosyjskich źródeł, ale przecież ukraińskie, choć z innych powodów, też są zainteresowane tym, żeby pomniejszać własne straty i powiększać straty wroga.
Zadaniem dziennikarzy jest zawsze dociekać do prawdy. Wojna na Ukrainie jest wystarczająco straszna, a bestialstwo Rosjan przerażające, aby nie musieć jej koloryzować. Tymczasem pewne doniesienia budzą wątpliwości. Ukraiński przewodniczący Odeskiej Rady Obwodowej i poseł do Rady Najwyższej poinformował w mediach społecznościowych: „Wczoraj w Charkowie urodziły się bliźniaki - chłopiec i dziewczynka. Dziś te dzieci zostały osierocone, ich rodzice zginęli pod ostrzałem. To dzieje się na oczach świata”. Możliwe, że jest to prawda, ale informacja ta jest o tyle zaskakująca, że powstaje pytanie, co robiła matka bliźniąt, dzień po porodzie z dala od swoich dzieci? Brzmi to po prostu dość niewiarygodnie, tym bardziej, że nie znamy żadnych okoliczności zdarzenia, a jedynym źródłem jest ukraiński poseł.
Inną sprawą jest to, że w zasadzie z polskich mediów dowiadujemy się wciąż o stratach Rosjan i o ich upadającym morale. Niewiele informacji jest jednak o stratach armii ukraińskiej. Z pewnością rosyjska armia jest zdegenerowana, ale chodzi o coś innego – nasze media podają przekaz dnia, który jest wprost skopiowany z doniesień sił zbrojnych Ukrainy. A podkreślmy to jeszcze raz i nie jest to żaden zarzut: ich celem bardziej niż informowanie jest zagrzewanie do walki.
Obowiązkiem polskich mediów jest przede wszystkim rzetelnie relacjonować to, co się dzieje na Ukrainie. Mają one prawo i obowiązek opowiadać się po stronie Ukrainy, ale Polacy potrzebują przede wszystkim faktów. W obecnej sytuacji medialnej, osoby, które bazują tylko na przekazie manistreamu nie wiedzą, jak rozwija się wojna, a przez to nie mogą też podjąć właściwych działań, np. robiąc odpowiednie zapasy.
Źródło: redakcja