UE ma trzy poważne problemy: imigrację, Grecję i Brexit, a nie Polskę
Po przyjęciu przez polski Parlament tzw. ustawy naprawczej dotyczącej Trybunału Konstytucyjnego, ustawy medialnej i ustawy o służbie cywilnej, opozycja (głównie Platforma i Nowoczesna) i związane z nią media, rozpoczęły bardzo intensywne próby zainteresowania mediów zagranicznych, a w konsekwencji także instytucji europejskich sytuacją w naszym kraju.
Wręcz codziennie ze strony opozycji padają ciężkie zarzuty w stosunku do większości parlamentarnej, rządu, prezydenta, którzy ponoć zawłaszczają państwo, co i rusz dokonują zamachu na demokrację, ba nawet wprowadzają w Polsce faszyzm.
To nic, że nie mają one wiele wspólnego z rzeczywistością, że takie brutalne sformułowania o wprowadzaniu przez większość parlamentarną zmian, które od miesięcy zapowiadała w kampanii wyborczej, są w najwyższym stopniu nieuczciwe i wręcz godzą w żywotne interesy naszego kraju.
Czołowi politycy Platformy i Nowoczesnej udali się nawet w grudniu do Brukseli na rozmowy z liderami frakcji chadeckiej i liberałami w Parlamencie Europejskim, oficjalnie żeby zapobiec wprowadzeniu na agendę debaty o sytuacji w Polsce, tyle tylko, że na początku stycznia dowiedzieliśmy się, że wcale nie o to chodziło.
Z opublikowanej przez tygodnik Newsweek rozmowy posła Grzegorza Schetyny na zamkniętym spotkaniu z działaczami Platformy w Warszawie wynika, że zabiegał on w Brukseli tylko o przełożenie debaty o Polsce na styczeń, żeby była lepiej przygotowana i żeby móc mocniej „dołożyć” rządowi Prawa i Sprawiedliwości na unijnym forum.
Do tej frontalnej krytyki rządzących płynącej z Polski w ostatnich tygodniach dołączyli także politycy reprezentujący instytucje unijne, głównie Niemcy przy czym najbardziej drastycznych określeń wobec naszego kraju (o zamachu stanu) użyli przewodniczący PE Martin Schulz i komisarz ds. gospodarki cyfrowej Guenther Oettinger.
Wprawdzie nie dalej jak wczoraj bardzo pojednawczo o zainteresowaniu Komisji Europejskiej sytuacją w Polsce wypowiadał się szef tej instytucji Jean Claude Juncker ale obydwaj wcześniej wymienieni Niemcy, zdania o sytuacji w naszym kraju wcale nie zmienili.
Nadzieja opozycji w Polsce, że Komisja Europejska obejmie nasz kraj jakąś formą unijnego nadzoru i będzie wpływała na decyzje naszego Parlamentu i rządu jest co najmniej płonna, ponieważ tak naprawdę instytucje unijne mają bardzo poważne problemy na głowie, z których trzy mogą wręcz zagrozić dalszemu istnieniu europejskiej wspólnoty.
Chodzi o masową imigrację do UE (w 2015 liczba imigrantów przybyłych do UE przekroczyła milion), problemy krajów Południa strefy euro, w tym wręcz dramatycznej sytuacji Grecji, wreszcie ewentualnego Brexitu w wyniku referendum w W. Brytanii w 2017 roku.
Problem masowej imigracji wywołany nieodpowiedzialną polityką Niemiec i ich kanclerz Angeli Merkel, doprowadził do poważnych podziałów wśród krajów UE, część z nich (Węgry, Słowacja i Czechy), skarży decyzję Rady o tzw. kontyngentach uchodźców do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, wreszcie niektóre zawieszają funkcjonowanie przepisów strefy Schengen i wprowadzają kontrole na granicach (np. Dania na granicy z Niemcami, czy Szwecja na granicy z Danią).
Jeżeli Turcja nie będzie w stanie (albo nie będzie chciała) przypilnować swojej granicy z Grecją i imigracja w 2016 roku będzie dalej tak masowa jak do tej pory, to nieuchronne jest zawieszenie funkcjonowania strefy Schengen jednej z podstawowych zdobyczy europejskiej integracji.
Podobnie mimo wpompowania w Grecję ponad 300 mld euro przez instytucje europejski, kryzys w tym kraju w dalszym ciągu trwa, bezrobocie wśród ludzi młodych przekracza 50% i jeżeli sytuacja się nie zmieni to jak mówią w PE posłowie greccy od lewa do prawa, temu krajowi grozi po prostu rewolucja.
Trochę lepsza ale w dalszym ciągu trudna jest sytuacja gospodarcza w Portugalii i Hiszpanii, na granicy recesji znajduje się gospodarka włoska, więc cała strefa euro ciągle chwieje się w posadach.
Wreszcie warunki jakie postawił Radzie i Komisji premier Cameron są takiego kalibru, że raczej nie będzie zgody pozostałych 27 krajów członkowskich na ich spełnienie, a to oznacza, że brytyjskie referendum w 2017 roku może przynieść decyzję o wyjściu tego kraju z UE.
Każdy z tych problemów oddzielnie jest takiej wagi, że może doprowadzić do poważnych perturbacji w ramach UE, a nawet jej rozpadu, a trzy występujące łącznie, będą naprawdę trudne do przezwyciężenia.
Komisja, Rada i Parlament muszą naprawdę dołożyć wielu starań aby zmierzyć się z nimi i spróbować je rozładować, a rok 2016 będzie zapewne pod tym względem decydujący, trudno więc sobie wyobrazić, żeby zainteresowanie polskimi sprawami przez instytucje europejskie mogło być w tym czasie realizowane na poważnie.
Skończy się zapewne na omówieniu polskich spraw na jednym czy drugim posiedzeniu Komisji, zobowiązaniu naszego kraju do przedstawienia stosownych wyjaśnień i kilku debatach w Parlamencie z połajankami (jak w przypadku Węgier) więc nadzieje opozycji, że instytucje europejskie będą miały istotny wpływ na decyzje polskich władz, są zupełnie nierealistyczne i w konsekwencji przyniosą opozycji poważne straty wizerunkowe.
Dr Zbigniew Kuźmiuk
WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl