Jak wycinka czterech spróchniałych tuj z własnego podwórka kosztowało emerytów 15 tysięcy kary

1
0
9
Tuje
Tuje / Pixabay

Państwo polskie potrafi być wyjątkowo dziadowskie i podłe. I to wobec tych, którzy są najbiedniejsi i najsłabsi. A więc wobec emerytów, niepełnosprawnych, sierot, inwalidów, czy dzieci. Za to silnym i bogatym, którzy jawnie łamią prawo nic nie robi. I tak jeśli miasto Warszawa nielegalnie wycina tysiące zdrowych drzew, żeby deweloperzy mieli gdzie postawić swoje pudełka bloków to nikt nie reaguje. A jak para emerytów wycięła cztery spróchniałych tuje z własnego podwórka (które na dodatek sami zasadzili) to przywalono im 15 tysięcy kary. Ot polska „sprawiedliwość”.

Jak podali dziennikarze z programu „Interwencja” telewizji Polsat – 15 tysięcy zł grzywny dostali emeryci z Mołodiatycz w województwie lubelskim za to, że wycięli tuje rosnące na ich podwórku. Co więcej owa wycinka była konieczna, bo tuje były spróchniałe i zagrażały bezpieczeństwu (przez co paradoksalnie mieli taki obowiązek). Jednak sąsiad ich pod… zadenuncjował do urzędu gminy, chociaż wcześniej głośno, wyraźnie i wielokrotnie żądał… usunięcia owych drzew.

 

Zbrodnia nielegalnej spróchniałych drzew z własnego podwórka

 

Państwo Halina i Józef Staroniowie emeryci z Mołodiatyczy  w województwie lubelskim rok temu wycięli ze swojego podwórka cztery spróchniałe tuje. Co w zasadzie było ich obowiązkiem, ponieważ stanowiły one już zagrożenie. W ich miejsce posadzili młode tuje. A kilka miesięcy później przyszli do nich urzędnicy gminni i stwierdzili, że będą musieli zapłacić karę za nielegalną wycinkę, w wysokości 15 tysięcy złotych! Pokazując siłę i potęgę państwa polskiego i geniusz urzędników lokalnych. „Wycięliśmy je, aby w ich miejsce posadzić młode tuje. Nie mieliśmy pojęcia, że na wycinkę starych tuj konieczne jest zezwolenie z gminy” tłumaczyła lokalnemu portalowi Halina Staroń. Później małżeństwo odwołało się od decyzji urzędników, a wójt zmniejszył karę o połowę do 7,5 tysiąca złotych. Ponieważ nadal dla pary emerytów było to za dużo wnieśli odwołanie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Zamościu, które znowu obniżyło karę. I wykazało nadgorliwym urzędasom „błędna interpretacja” ponieważ jak tłumaczył się  "Interwencji" obecny wójt gminy Trzeszczany, Paweł Lipski. „karę naliczono za nielegalną wycinkę, zamiast za niezgłoszenie wycięcia drzew” Ostateczna decyzja należała do niego i  zadeklarował, że grzywna wyniesie ostatecznie ok. 2 tysięcy złotych i zostanie rozłożona na raty. Łaskawy pan z tego urzędnika.

 

Sąsiad konfident przyczyną problemów

 

Z wypowiedzi pani Haliny wynika, że problemem okazał się sąsiad – konfident. Któremu przeszkadzały pięciometrowe tuje..„Sąsiad mówił (...) wytnijcie tuje. To ja mówię do męża, że wytniemy, niech nie krzyczy. I jak wycięliśmy, to powiedział, że nas oskarży, że wycięliśmy tuje” powiedziała w rozmowie z Polsatem Halina Staroń. Dziennikarze "Interwencji" poprosili sąsiada o komentarz. Ten tłumaczył, że konflikt trwa już od 1971 roku (a więc taka już ponad 50-letnia waśń sąsiedzka) Na temat tych tui i własnego donosicielstwa w ogóle się nie wypowiedział.

 

Zasady wycinki

 

Zasady wycinki drzew i krzewów różnią się w zależności od rodzaju rośliny. W przypadku drzew decydująca jest grubość pnia, a w przypadku krzewów zajmowana przez nie powierzchnia. Co już w ogóle jest idiotyzmem, ponieważ krzaki powinny być usuwane bez względu na wielkość. Co do

zezwolenia, to jest ono wymagane, gdy obwód pnia mierzony na wysokości 5 cm od podłoża wyniesie ponad 50 cm. A w przypadku krzewów „konieczne jest wyliczenie powierzchni, którą zajmują pojedynczo lub w skupisku. Pozwolenie na wycięcie tui jest potrzebne, gdy rozrosną się do wymiarów większych, niż 25 metrów kwadratowych”.

 

Profesor Szyszko miał rację…

 

Ja się nie dziwię, że jak kilka lat temu minister ochrony środowiska, profesor Szyszko pozwolił na wycinkę bez zezwoleń. Czego do dzisiaj rozmaici pseudoekolodzy nie potrafią mu tego wybaczyć. Wtedy każdy, kto miał jakieś zawadzające drzewo (a lokalni urzędnicy przez osobistą urazę, czy złośliwość nie pozwalali mu go usunąć) brał piłę i wycinał. Przeważnie w to miejsce sadząc nowe. Jednak o tym ani urzędnicy, którzy na chwilę stracili jakąś cząstkę władzy nad „obywatelem”, ani „ekolodzy” płaczący nad zniszczeniami milionów drzew przez „lex Szyszko”, już nie mówią. A ten przypadek pokazuje, że do tego prawa należałoby jak najszybciej wrócić.

 

Michał Miłosz

 

Tekst ukazał się w miesięczniku Moja Rodzina. Zachęcamy do prenumeraty.

Źródło: własne

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną