Zieloni zaapowiadają projekt ustawy likwidującej fermy futrzarskie
Małgorzata Tracz, poseł KO (Zieloni) i przewodnicząca parlamentarnego zespołu na rzecz zakazu hodowli zwierząt na futro, zapowiedziała złożenie jeszcze w tym półroczu ustawy likwidującej fermy futrzarskie.
Zieloni chcieliby, aby już od 2025 roku nie mogły powstawać nowe fermy, zaś do 2029 roku wszystkie fermy zostałyby zlikwidowane.
Jak powiedziała Tracz: "Mój projekt przewiduje pięcioletni okres przejściowy. Zakłada wypłacenie odszkodowań dla hodowców. Jeśli ktoś zdecyduje się zrezygnować z hodowli w 2024 roku, to dostanie 25 proc. średniego rocznego przychodu w formie odszkodowania. Hodowcy, którzy zamkną fermę w 2025 otrzymają 20 proc., ci którzy zlikwidują ją w 2026 r. – 15 proc., w 2027 – 10 proc. Hodowcy, którzy chcą prowadzić działalność jeszcze w 2028 roku, otrzymają 5 proc. kwoty średniego rocznego przychodu.
Posłanka przyznała, że projekt przygotowuje razem z fundacją Viva i Stowarzyszeniem Otwarte Klatki.
We wrześniu 2020 r. Janusz Schwertner, dziennikarz Onetu.pl, opublikował reportaż pt. „Tak się robi futra w Polsce. Piekło zwierząt na największej fermie futerkowców”. Opierał się on na zeznaniach Ukraińca, działacza fundacji na rzecz zwierząt Otwarte Klatki, który zatrudnił się na dużej fermie norek w Polsce, aby tam zdobyć dowody, że zwierzęta są źle traktowane. Niedługo po zapoznaniu się z tym materiałem Jarosław Kaczyński ogłosił, że zakaże hodowli zwierząt na futra. Więcej, ogłosił „5 dla zwierząt”, która obejmowała nie tylko ten postulat, ale także ograniczenie uboju rytualnego w Polsce, zwiększenie kompetencji organizacji pozarządowych w zakresie wchodzenia i działania na prywatnym terenie oraz ograniczenie trzymania zwierząt na stałe na uwięzi.
Przy tej okazji zgłoszono też pomysł zakazu wykorzystywania zwierząt w cyrkach. Projekt został przegłosowany na sejmowej komisji i skierowany do dalszych prac pomimo sprzeciwu części posłów partii rządzącej. Doprowadziło to wręcz do kryzysu koalicji i zawieszenia 15 parlamentarzystów. Po wielu bojach, zmianach w senacie i sprzeciwie hodowców, projekt trafił do sejmowej zamrażalki, co oznacza, że prawdopodobnie nie wejdzie w życie.
Na samym początku warto zauważyć, że hodowcy zwierząt podkreślali, że film przygotowany przez działaczy Fundacji Otwarte Klatki i reportaż Onetu na jego podstawie zostały zmanipulowane. Zwracali uwagę, że w najlepszym interesie hodowców jest dbać o zwierzęta, z których żyją. Drastyczne sceny w filmie miały zostać spreparowane na potrzeby kampanii, która obejmowała wydawanie apeli, listów, lobbing polityczny. Po drugie, przy tej okazji widać, jak populistycznie działa władza w Polsce i jak na potrzeby doraźne tworzy się prawo. Przecież instytucje państwowe mają pełen wgląd w to, jak się hoduje zwierzęta w Polsce. Zamiast podejmować zmiany na podstawie ich raportów, politycy kierują się jednym filmem, który stworzył odpowiednią atmosferę emocjonalną. Jeśli gdzieś zdarzają się nadużycia, to trzeba je eliminować, a nie całą branżę, w której się pojawiają. Na tej zasadzie można by zakwestionować istnienie każdej gałęzi gospodarki. Wiadomo jednak, że prezes PiS Jarosław Kaczyński ma kota, uwielbia zwierzęta i sam wystąpił w spocie fundacji Viva!, opowiadając się za prawami zwierząt. Po trzecie, zaskakuje determinizm, z jakim prezes chciał przeforsować prawo, któremu przeciwnych było wielu jego własnych posłów.
Skutki „5 dla zwierząt” byłyby opłakane dla tysięcy polskich rodzin, hodowców i rolników. Likwidacja ferm futrzarskich i zakaz uboju rytualnego doprowadziłyby do zniknięcia wielu tysięcy miejsc pracy. Na ich miejsce powstałyby nowe, ale już za granicą, co może sugerować w czym interesie były te posunięcia. Podobnie zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach wydaje się niezrozumiały, biorąc pod uwagę, że znowu sami cyrkowcy podkreślają, że te zwierzęta często żyją lepiej od nich. W końcu to ich największe bogactwo.
PiS chciało też, żeby każdy, kto reprezentuje jakiekolwiek stowarzyszenie na rzecz zwierząt, miał prawo wtargnąć na cudzy teren, sprawdzić kondycję zwierząt i razem z odpowiednimi służbami je zarekwirować. Takie przepisy byłyby już całkowitym pogwałceniem prawa własności, stwarzałyby olbrzymie pole do nadużyć i korupcji. Łatwo sobie wyobrazić, że hodowcy staliby się zakładnikami ludzi, którzy żądaliby od nich łapówek w zamian za pozwolenie im na ich dalszą pracę.
Fundacja Viva! Akcja dla zwierząt prowadzi działania mające na celu nie tylko likwidację hodowli zwierząt na futra, ale też walczy z hodowlą krów mlecznych, stara się ograniczyć chów przemysłowy zwierząt w Polsce, walczy o zakaz zabijania koni na mięso, wiwiseksji i testowania leków na zwierzętach, dąży do zakazu handlu zwierząt na targach czy transportu konnego nad Morskie Oko. Promuje przy tym wegetarianizm jako najbardziej etyczny styl życia. Z kolei fundacja Otwarte Klatki opowiada o cierpieniu hodowlanych kurczaków, cierpieniu zwierząt wynikającym z transportu, domaga się zakazu sprzedaży żywych karpi czy chce powołania instytucji Rzecznika ochrony zwierząt.
Przegląd tych działań pokazuje, że fundacje prozwierzęce w Polsce chcą znacznego ograniczenia hodowli zwierząt, handlu nimi i ich transportu, co doprowadziłoby całą branżę hodowlaną do zapaści, spowodowało utratę pracy przez tysiące ludzi, upadek polskich firm, zwiększenie cen mięsa i przejęcie rynku przez hodowców z Zachodu.
Autor artykułu napisał książkę: Wielka grabież. Zielony Ład, czyli jak nas okradają pod przykrywką ochrony środowiska. Do nabycia Tutaj.
Źródło: pch24