Rozpaczliwy krok Bodnara. Zwrócił się do Komisji Weneckiej

0
0
12
Adam Bodnar
Adam Bodnar / https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Adam_Bodnar_Senat_2015_%28cropped%29.JPG

Minister sprawiedliwości Adam Bodnar zwrócił się w lipcu do Komisji Weneckiej z prośbą o pomoc w uporządkowaniu statusu tzw. neosędziów. Przy bliższej analizie tego posunięcia widać, że jest to krok niezwykle rozpaczliwy, który pokazuje słabość i bezradność ministra.

Komisja Wenecka to potoczna nazwa Europejskiej Komisji na rzecz Demokracji przez Prawo. Jest to organ doradczy Rady Europy do spraw prawa konstytucyjnego. W jej skład wchodzą eksperci w dziedzinie prawa, przede wszystkim konstytucyjnego i międzynarodowego. Powstała w 1990 r. jako organ mający pomagać państwom z byłego Związku Radzieckiego w okresie transformacji. Wyraża opinie dotyczące głównie kwestii konstytucyjnych i pełni rolę rozjemczą w sporach, np. etnicznych.

W Polsce o Komisji Weneckiej zrobiło się głośno, kiedy rząd Zjednoczonej Prawicy niepotrzebnie zwrócił się do tej organizacji o opinię w sprawie zmian w Trybunale Konstytucyjnym, które przeprowadzał. Zapewne liczył na to, że Komisja bezstronnie oceni sytuację w Polsce, ale powinien wiedzieć, że zasiadają tam eksperci dużo bliżsi liberalnym rządom, którzy chętnie pomogą ówczesnej opozycji. Tak też się stało, skrytykowano zmiany w TK, a PiS musiał się bronić w sytuacji, którą sam stworzył.

Co ciekawe, Adam Bodnar skierował prośbę o pomoc do instytucji, która powstała przy Radzie Europy. To immunitet jej członka, Marcina Romanowskiego, minister zignorował, a nawet teraz podważa opinię jej przewodniczącego, że ten immunitet obowiązuje i poseł nie może zostać aresztowany. Niezależnie od tego, posunięcie ministra dziwi z innych powodów. Komisja Wenecka nie jest bowiem od tego, aby brać udział w wojenkach politycznych, choć przydała się za rządów PiS-u i to może być argument, żeby się do niej zwrócić. Poza tym, nawet jeśli zajmie się tą sprawą, choć raczej nie powinna, to powinna rozstrzygnąć, że problem jest pozorny, bo nie ma żadnych „neosędziów”. Są tylko sędziowie. KO zarzuca bowiem części sędziów, że nie są sędziami, bo zostali wybrani przez polityków, upolitycznioną KRS i bez poparcia środowiska sędziowskiego. Tak dzieje się jednak w wielu krajach europejskich, w tym w Niemczech.

W dodatku Adam Bodnar ma gotowy scenariusz „reformy” sądownictwa, a nawet dwa scenariusze, które wysłał do Komisji Weneckiej, aby wyraziła o nich swoją opinię. Jeden z nich został przygotowany przez sędziów z Iustitii, a więc najbardziej zacietrzewionego politycznie stowarzyszenia starych sędziów, którzy domagają się, aby uznać, że wszyscy „neosędziowie” nie są sędziami. Pytanie więc, dlaczego nie wdraża go po prostu w życie, skoro ma poparcie Donalda Tuska, sędziów, mediów i swojego elektoratu?

Ewidentnie czegoś się boi. Można przypuszczać, że wie, iż takie działanie byłoby całkowicie niezgodne z polską Konstytucją, polskim prawem i potrzebuje „podkładki” Komisji Weneckiej. Gdy KO straci władzę, minister będzie mógł tłumaczyć, że kierował się opinią poważnego grona międzynarodowych ekspertów, którzy też w razie co staną w jego obronie, a może zapewnią mu nawet miękkie lądowanie u siebie.

Takie przypuszczenie jest prawdopodobne, ale czy wystarczające? Minister Adam Bodnar nie bał się wysłać policji do KRS, siłowo otworzyć sejfu pancernego, przejąć akta sędziego, odsunąć prokuratora krajowego i w jego miejsce wprowadzić człowieka na stanowisko, którego nie przewiduje polskie prawo. Dlaczego więc miałby bać się teraz?

Pojawia się więc jeszcze inne wyjaśnienie. Może Bodnar nie tyle boi się sądów, co sędziów z Iustititi. Nie chce wprowadzać ich planu w życie, nie jest w stanie im się sprzeciwić, więc wysyła pytania do Komisji Weneckiej. Komisji tej, poza planem Iustitii, przedstawił inny, dużo mniej radykalny plan, choć też niezgodny z prawem, przewidujący indywidualną ocenę kwalifikacji osób powołanych na podstawie uchwał obecnej KRS.

Swoje argumenty Bodnar przedstawił zresztą w piśmie do Komisji, które trafiło do mediów. Napisał w nim o planie Iustitii: "Formalnie żaden organ nie stwierdził, że wszystkie osoby powołane na tych warunkach nie mają statusu sędziego. Dlatego uchwalenie ustawy, która automatycznie usuwałaby lub przenosiła wszystkich takich sędziów na stanowiska w sądach niższej instancji, mogłaby naruszać art. 180 ust. 2 Konstytucji, który stanowi, że usunięcie sędziego ze stanowiska lub przeniesienie wbrew jego woli wymaga decyzji sądu". Wyraził też obawę, że to naruszyłoby Europejską Konwencję Praw Człowieka. Jednocześnie wyraził obawy wobec drugiego rozwiązania: "Próba indywidualnej oceny kwalifikacji osób powołanych na podstawie uchwał obecnej KRS, ze względu na wolumen nominacji, skutkowałaby przedłużającym się paraliżem postępowań sądowych".

Może największy problem jest zresztą w gruncie rzeczy praktyczny. Oba rozwiązania spowodowałyby całkowity paraliż sądownictwa. Za rządów Zjednoczonej Prawicy powołano tysiące sędziów, którzy wydali zapewne dziesiątki tysięcy orzeczeń. Gdyby ich odwołano, nie tylko w jednej chwili zabrakłoby rąk do pracy, ale nagle wiele spraw musiano by wznowić, inne zacząć od początku. Nikt by nad tym nie zapanował, a społeczeństwo szybko byłoby wściekłe, bo najprostsze sprawy trwałyby latami. O rozliczaniu poprzedników Bodnar mógłby w ogóle zapomnieć.

Działanie Bodnara jest więc jakoś sprytne, odsuwające problem od siebie, ale jednocześnie jest antypolskie. Podważa bowiem prawo naszego państwa do samostanowienia i pozwala międzynarodowym gremiom mieszać się w wewnętrzne polskie sprawy. Kiedy Komisja się wypowie, może chcieć wywierać wpływ na dalsze działania polskich władz.

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną