Absurd! Porównał Giertycha do łowcy nazistów
W 80. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego na portalu wiesci24.pl, należącym do Jana Pińskiego, pojawił się tekst o Romanu Giertychu, gdzie porównano go do żydowskiego łowcy nazistów Szymona Wiesenthala.
Na tym portalu ukazał się niepodpisany tekst pt. „Jak Szymon Wiesenthal. Roman Giertych zastąpił polskie państwo, gdyby nie on, rozliczeń PiS by nie było?”. Padają w nim słowa: „W ostatnich miesiącach jego kancelaria prawnicza, wspierana przez zespół adwokatów, zaczęła odgrywać rolę, która przypomina działalność słynnego Szymona Wiesenthala, znanego łowcy nazistów. Wiesenthal, poprzez swoją działalność, przyczynił się do ujęcia i osądzenia wielu zbrodniarzy wojennych, w tym Adolfa Eichmanna i Franza Stangla. Giertych łapie ludzi PiS i Suwerennej Polski, którzy okradali polski naród”.
Piński nie ukrywa, że jest przyjacielem Giertycha. Taki stek piramidalnych bzdur jest jednak nieprawdopodobny. Jeżeli szukać osoby, do której podobny jest mecenas i poseł, to byłby to zapewne bohater filmu gangsterskiego, który szuka zemsty za wszelką cenę. Giertych zaczynał w ruchu narodowym, potem tworzył Ligę Polskich Rodzin. Przez przedstawicieli tych ugrupowań uważany jest za zdrajcę, który niszczył je od środka. Kiedy miała miejsce afera gruntowa i rząd PiS rozwiązał się w 2007 r., Giertych stał się zajadłym wrogiem Jarosława Kaczyńskiego. Nagle bowiem z wicepremiera stał się na powrót zwykłym mecenasem. Zaczął więc reprezentować wszystkich, których PiS oskarżał o nadużycia, w tym Michała Tuska i inne osoby kojarzone z PO.
W połowie października 2020 r. w związku ze śledztwem dotyczącym wyprowadzenia i przywłaszczenia łącznie ok. 92 mln zł z giełdowej spółki deweloperskiej Polnord Giertych został aresztowany wraz z 12 innymi osobami. Podczas przeszukiwania jego domu przez CBA zasłabł, choć wielu obserwatorów uważa, że było to teatralne. Następnie stwierdził, że skoro był niedysponowany, zarzuty mu postawione były postawione nieskutecznie i nie jest oskarżony. Giertych wyjechał do swojej willi we Włoszech, gdzie przebywał aż do zmiany władzy w 2023 r.
Roman Giertych zawsze był uosobieniem obciachu. Najpierw jako szef LPR był wyśmiewany przez salony, które wytykały mu radykalizm, następnie przez prawicę, która wypominała mu „teatralne” zasłabnięcie, żenujące, hejterskie komentarze w mediach społecznościowych, chełpliwe zapowiedzi różnych działań, z których nic nie wychodziło, kreowanie się na ofiarę. Niektórzy obśmiewali nawet jego kampanię wyborczą, podczas której nie pojawił się na wszelki wypadek w Polsce. Do kraju wrócił dopiero, jak został posłem.
Zwolennicy Giertycha, w tym wyborcy KO, mówią o jego przemianie, choć nawet wśród nich cieszy się bardzo ograniczonym zaufaniem. Wpłynęła na to także sprawa aborcji. Giertych nie wziął udziału w głosowaniu ustawy, która znosiła kary za to przestępstwo. Został za to zawieszony w pełnionych funkcjach. Może zresztą ta decyzja była jedynym widocznym wyrazem stałości jego poglądów.
Nowa władza deklaruje, że Giertych był prześladowany za czasów PiS-u, dlatego postawiono mu zarzuty o Polnord. Co prawda, sąd nie zgodził się na areszt i zabezpieczenia majątkowe, ale już po zmianie władzy, prokuratura przedłużyła śledztwo w tej sprawie. Ruch ten wywołał zdziwienie i teorię, że Tusk w ten sposób szantażuje tego polityka i ma go w ręku.
We wspomnianym artykule na końcu padają słowa: „Potrzebna społeczeństwu praca Giertycha, choć narażona na krytykę, wskazuje na rosnące zapotrzebowanie społeczne na transparentność i odpowiedzialność w polityce. Jego działania, podobnie jak Wiesenthala, podkreślają znaczenie oddolnej inicjatywy w dokumentowaniu i ściganiu przestępstw, co stanowi istotny element demokratycznego społeczeństwa. Choć kontekst jest inny, cel pozostaje ten sam: sprawiedliwość i odpowiedzialność za działania, które naruszają prawo”.
Sęk w tym, że działania Giertycha wcale nie są oddolne. Został on skierowany do tej pracy przez Donalda Tuska, który uczynił go posłem, wiceszefem KO i szefem Zespołu ds. rozliczeń rządów PiS. Jak mówił w styczniu sam Giertych: „Moją rolą będzie zorganizowanie zespołu, który na stałe będzie współpracował z różnymi resortami w celu usprawnienia procedur rozliczeń Prawa i Sprawiedliwości. Taką misję powierzył mi przewodniczący Donald Tusk”. Jako zadania zespołu wskazywano wtedy składanie zawiadomień do prokuratury, inicjowanie postępowań administracyjnych lub karnych.
W ten sposób Tusk dał Giertychowi dużą nieoficjalną władzę wywierania wpływu np. na ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Adama Bodnara, by działał bardziej brutalnie przy walce z poprzednią władzą. Znowu pojawia się pytanie, dlaczego właśnie jego mianował na to stanowisko, człowieka wrogiego wcześniej KO, spoza tego obozu, który nawet w twardym elektoracie partii nie nieakceptowalny?
Można widzieć w tym oczywiście złośliwość Tuska, który chciał, by Kaczyńskiego rozliczał jego dawny koalicjant. Jest w tym jednak z pewnością coś więcej. Nie przypadkiem szefem Ministerstwa Sprawiedliwości jest człowiek, który do tej pory był przedstawiany jako niezależny ekspert, dzięki czemu został Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Wygląda na to, jakby Tusk nie tylko nie chciał umoczyć własnych rąk w brudnych walkach politycznych, ale też kierował do nich ludzi spoza partii, których w razie czego można poświęcić i pozostać w miarę czystym.
Może jest to też wynik myślenia, że człowiek rozliczający PiS może nadmiernie urosnąć w partii i w elektoracie. Tymczasem Giertych nie ma tam wielkiego poparcia, nie ma zaplecza i nie stwarza ryzyka. Co więcej, można go szantażować sprawą Polnordu. Z pewnością szefem KO nie będzie, na prezydenta też nie wystartuje. Wskazywałoby to więc na to, że Giertych jest na razie użytecznym narzędziem, ale w każdej chwili Tusk może się go pozbyć.
Źródło: wieści24.pl