Zaskakujące informacje z lewicowych mediów. Oto co napisano

0
0
8
Sąd
Sąd / Pixabay

Koalicja 13 grudnia zapowiedziała wielkie rozliczenia poprzedniej władzy i wywołuje wiele ruchów świadczących o tym, że to jest ich główny cel rządzenia. Tego pragnie też ich elektorat. Dziennikarze lewicowego portalu Okopress zauważają jednak, że realnie patrząc koalicja nie będzie w stanie nikogo rozliczyć za swoich rządów. Są to więc jedynie sztuczki PR-owe.

Mariusz Jałoszewski napisał tekst, który powinien ostudzić emocji po obu stronach politycznej barykady pt. „Afery czasów PiS nie będą szybko rozliczone. Za kadencji rządu Tuska może nikt nie zostać skazany”. Autor zwrócił w nim uwagę, że nawet gdyby rządzący mieli silną wolę zaprowadzenia sprawiedliwości, wina oskarżonych byłaby bezsporna i po drodze nie napotkano by nieprzewidzianych przeszkód (w rodzaju błędów popełnionych przez sąd skutkujących powtórzeniem procesu), w polskich warunkach należałoby się spodziewać, że wyroki skazujące zapadną za jakieś 8 lat. Biorąc pod uwagę, że kadencja Sejmu trwa 4 lata, nie ma raczej szans, żeby za obecnej władzy ktoś poszedł do więzienia. W następnej kadencji może zaś rządzić ktoś inny i prokuratura pod nową władzą może wycofać akty oskarżenia, więc nikt, nawet jeśli jest winny, może nie pójść do więzienia.
Jałoszewski obliczył to w bardzo prosty sposób. Zauważył, że większość spraw oskarżanych posłów Zjednoczonej Prawicy trafi do właściwego sądu w Warszawie, czyli głównie do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia, Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy i Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa. Tutaj natomiast ze względu na ogrom spraw czeka się na pierwszy termin rozprawy kilka miesięcy, bez aresztu nawet rok. Sam proces trwa natomiast 2-3 lata, o ile nie będzie potrzeba dodatkowych opinii biegłych. Odwołania od wyroku sądu rejonowego trafią do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, gdzie na pierwszy termin rozprawy czeka się do dwóch lat. Potem jest jeszcze kasacja do Sądu Najwyższego, do Izby Karnej, gdzie na pierwszy termin czeka się do 7 miesięcy.
Jak podsumowuje dziennikarz Okopress: „Od wpłynięcia aktu oskarżenia do sądu do czasu wydania nieprawomocnego wyroku może upłynąć do 4 lat. Potem 2-3 lata potrzeba na apelację i do roku na rozpoznanie kasacji w SN. To oznacza, że do czasu wydania ostatecznego orzeczenia może minąć nawet 8 lat. I to pod warunkiem, że wyroku nie uchyli sąd apelacyjny lub SN. Jeśli uchyli to proces trzeba powtarzać, co oznacza kolejne kilka lat czekania”.
To zaś są optymistyczne założenia. Sam Jałoszewski zauważa „wąskie gardła” w prokuraturze. Bodnar ma niewielu ludzi, większość stanowisk zostało obsadzonych przez Ziobro (którzy mogą latami przewlekać postępowania), a nawet jeśli sprawa trafi do prokuratora, który nie sprzyja byłej władzy, może on opóźniać działania, byle nie narazić się władzy, która może dopiero nadejść. Do tego dochodzi problem tzw. neosędziów. Mogą oni blokować działania, które są w jakiś sposób w nich wymierzone. Jeśli natomiast koalicja będzie chciała odsuwać ich od każdej sprawy, to same zamiany wydłużą postępowania o kolejne miesiąca. Rozliczenia prokuratorów i sędziów i tak ugrzęźnie w Izbie Odpowiedzialności Zawodowej w Sądzie Najwyższym, gdzie „neosędziowie” są w większości.
Okopress odnotowuje to oczywiście ze smutkiem i spodziewa się, że „sprawiedliwości” w końcu stanie się zadość, czyli pisowcy i ziobryści trafią do więzień. Podsumowując jednak to, co zostało powiedziane, należy się spodziewać tego, że prawdopodobnie nikt z obecnie oskarżonych nie pójdzie do więzienia. Wszystko to jest więc farsa i populistyczna gra, w której udział bierze jednocześnie Koalicja 13 grudnia, jak i Zjednoczona Prawica. Ta pierwsza, bo pręży muskuły i sugeruje, że zaraz wszyscy zostaną osądzeni i ta druga, bo utwierdza wszystkich w przekonaniu, że tak może się stać.
Oliwy do ognia dolał marszałek Sejmu Szymon Hołownia, który wezwał do tego, żeby przeprowadzić szybko rozliczenia i przejść do realizacji obietnic wyborczych. Polska2050 musi sobie natomiast zdawać sprawę, że te „rozliczenia” będą trwać całą kadencję, bo tak działają polskie sądy, a i tak nie przyniosą rezultatów.
Pocieszające jest to, że „nagrzani” wyborcy koalicji rządzącej będą coraz bardziej zniecierpliwieni i pod koniec kadencji będą mieli dość swoich polityków. Umowne osiedle Jagodno i miasteczko Wilanów nie pójdzie znów tłumnie głosować na tych, którzy nie byli w stanie skazać nikogo. W tej sytuacji nie dziwią jednak brutalne pokazowe zatrzymania i areszty wydobywcze, bo to namiastka „kary”, którą wyegzekwować może obecny rząd.
Smutek rodzić może natomiast fakt, że także i obecni politycy łamiący wszelkie zasady praworządności raczej nie pójdą siedzieć. Pokazuje to przykład Sławomira Nowaka, ministra transportu w poprzednim rządzie PO-PSL. Wydawałoby się, że jego nadużycia są oczywiste. Akt oskarżenia przeciwko niemu do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynął w grudniu 2021 r., a dopiero w połowie 2024 r. rozpoczął się proces, który może zająć kilka lat. Jeśli zaś nawet ktoś w końcu zostanie skazany, z lewej, czy z prawej strony, jeśli będzie miał po swojej stronie urzędującego prezydenta, wyjdzie na wolność. Aleksander Kwaśniewski ułaskawiał aferzystów z SLD, Andrzej Duda posłów z PiS-u, więc następcy zapewne będą robić tak samo. I tak będzie to dalej się kręcić w koło Macieju, bo na tym niestety polega polska polityka.

 

Książki autora  dostępne do kupienia tutaj

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną