Szokujące kulisy decyzji Tuska w sprawie „neosędziego”
27 sierpnia premier Donald Tusk zatwierdził decyzję prezydenta o wyznaczeniu sędziego Krzysztofa Andrzeja Wesołowskiego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Pojawił się wówczas wrzask kasty sędziowskiej, że jest to „neosędzia”. Premier po 20 godzinach przeprosił i powiedział, że zrobił to przez przypadek. Wiele skazuje na to jednak, że prawda jest inna.
Tusk złożył kontrasygnatę pod prezydencką decyzją, tym samym mianując Wesołowskiego na ważne stanowisko. Była to niezwykle brzemienna w skutki decyzja, bo premier tym samym pokazał, że traktuje tzw. neosędziów, a więc tych, którzy zostali wybrani przez KRS mianowaną za rządów Zjednoczonej Prawicy, właśnie za sędziów. Tymczasem sędziowie spod znaku Iustitii, którzy bronią dawnego układu, twierdzą, że nowa KRS działa nielegalnie, bo została wybrana przez polityków, a nie przez sędziów. Tymczasem Konstytucja nie nakazuje takiego działania, a najważniejsze jest prawo prezydenta do mianowania sędziów.
Po drugie, zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN ma wybrać nowego prezesa Izby. Dzięki temu, że przewodniczącym został Wesołowski, jest możliwe, że zostanie nim inny „neosędzia”, czyli ktoś spoza układu. Na giełdzie nazwisk kandydatów na nowego prezesa pojawiają się sami „neosędziowie”: Marcin Łochowski, Marcin Krajewski i Joanna Misztal-Konecka. Ta ostatnia jest teraz przewodniczącą, dlatego musiała ustąpić ze stanowiska, by ubiegać się o ten urząd. Teraz Wesołowski przedstawi kandydatury prezydentowi, a prezydent wybierze.
Kasta już wie, że ten bój przegrała, dlatego przypuściła frontalny atak na Tuska. Ten z początku nie zabierał głosu, a po jakiś 20 godzinach oświadczył, że to był przypadek, bo urzędnik podpisał mu jakiś dokument do podpisu, nie zorientował się, co to jest i podpisał.
Fałszywe wyjaśnienie
To wyjaśnienie nie wytrzymuje jednak krytyki. Pomijając już fakt, że samo to wyjaśnienie jest skrajnie kompromitujące, bo świadczy o tym, że premier podpisuje, co mu podetkną, to okoliczności sprawy sprawiają, że taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny.
Premier zrzucił odpowiedzialność na urzędnika i wymienił go z nazwiska: Maciej Berek. Jest to szef Komitetu Rady Ministrów, który miał, według Tuska, nie ocenić właściwie politycznego znaczenia tej decyzji. To wydaje się jednak tłumaczeniem niewiarygodnym. Komentatorzy życia publicznego twierdzą, że Berek akurat jest kompetentny i musiał rozumieć znaczenie tej decyzji. Zresztą sam premier go bronił, mówiąc, że go nie zdymisjonuje.
To wskazywałoby na to, że Tusk kłamał, mówiąc, że popełnił błąd, a podpisał dlatego, że chciał. Powstaje oczywiście pytanie, jaki mógł mieć w tym interes. Tutaj pojawiają się dwa wyjaśnienia. Pierwszym z nich, o którym się mówi, to cicha umowa z prezydentem, że w zamian za to, Duda podpisze zgodę na to, by Piotr Serafin starał się w imieniu Polski o funkcję wiceprzewodniczącego wykonawczego Komisji Europejskiej. Jest to logiczne, ale byłoby sprzeczne z podejściem Tuska, który cały czas prowadzi wojnę totalną z prezydentem. Jego własny obóz polityczny nie wybaczyłby mu zresztą takiego porozumienia, również wyborcy.
Strach przed odpowiedzialnością?
Drugie wyjaśnienie jest takie, że Tusk wiedział, że zgodnie z prawem musi podpisać ten dokument. Bojąc się odpowiedzialności, podpisał go, a kiedy rozpętała się burza, udawał, że popełnił głupi błąd. Co prawa się skompromitował, ale nie złamał prawa. Ktoś powie jednak: „Jak to? Przecież Tusk nie miał dotąd oporów, by postępować wbrew prawu, np. przejmując siłowo TVP czy prokuraturę”. Rzecz w tym, że w tamtych wypadkach odpowiedzialność bezpośrednia spoczywa na Sienkiewiczu i Bodnarze. Tusk zawsze podejmuje decyzje nieoficjalnie, uważając, by się nie narazić. Tutaj musiałby natomiast wziąć brzemię konsekwencji na siebie.
To wyjaśnienie wydaje się najbardziej uzasadnione i dobrze oddaje charakter premiera – człowieka tchórzliwego, wyręczającego się rękami innych, kto sam nie chce „brudzić” sobie rąk, jak typowy szef mafii. Przecież nawet Ala Capone skazali w końcu za niepłacenie podatków, a nie za jego liczne przestępstwa. Tusk podobnie niezwykle się pilnuje, o czym świadczy fakt, że PiS przez 8 lat nie znalazł niczego, co pozwoliłoby mu oskarżyć i skazać obecnego premiera.
Książki autora dostępne na jego stronie tutaj