Niepokojące dane z Polski. TO wymknęło się spod kontroli
Niestety od lat trwa proces szybkiego zadłużania się państwa, czemu winna jest także Zjednoczona Prawica. Teraz jednak sytuacja, już za nowej władzy, robi się niezwykle niebezpieczna.
W IV kwartale 2023 r., czyli kiedy PiS oddawał władzę, wśród 27 państw UE Polska z zadłużeniem na poziomie 49,6 proc. PKB znalazła się w środku zestawienia, na 16. Pozycji. Dług wynosił wówczas 1,691 bln zł. To olbrzymia kwota, ale na tle innych państw, nie wychodziliśmy źle. Ekonomiści alarmują jednak, że rząd Donalda Tuska zadłuża się w tempie błyskawicznym. Tylko w pierwszym półroczu zadłużenie skoczyło o niemal 10 procent do 129 mld zł. Według „Rzeczpospolitej" w tym roku dług całego państwa, razem z tzw. funduszami pozabudżetowymi, zwiększy się aż o 275 mld zł i wyniesie 1,96 bln zł.
Największym problemem nie jest jednak suma do zapłaty, ale obsługa zadłużenia, czyli koszt odsetek. Te w przyszłym roku mają wynieść astronomiczne 100 mld zł. Dość powiedzieć, że program 800 plus kosztuje nas jakieś 60 mld zł. Mniej więcej tyle samo pozyskujemy z podatku CIT od korporacji. Przez to, że musimy więc spłacać takie odsetki nie będzie ambitnych programów społecznych, ani infrastrukturalnych.
Wszystkie dochody państwa na przyszły rok to 630 mld zł, w tym wydatki na służbę zdrowia – ponad 200 mld zł. Rząd zadłuża się jednak na potęgę, bo jednocześnie wszystkie wydatki szacuje na 930 mld zł. To tak jakby ktoś zarabiał 10 tys. zł miesięcznie, a jednocześnie wydawał 15 tys. To nie może się dobrze skończyć. W przypadku zwykłego Kowalskiego skończyłoby się to braniem kolejnych kredytów na spłatę starych, a potem płaceniem coraz więcej za odsetki. Podobnie jest w przypadku rządu.
Dwie przyczyny
Tak wysokie koszty obsługi długu biorą się z dwóch rzeczy. Po pierwsze z tego, że sam dług już jest wielki i podczas samej „pandemii” zwiększył się o 300 mld zł. Po drugie z tego, że mamy wyższe stopy procentowe, więc obligacje wykup obligacji państwowych kosztuje więcej i generuje większe koszty dla budżetu.
Rzeczpospolita donosi, że na tle innych krajów UE wypadamy pod tym względem fatalnie. W 2025 r., biorąc pod uwagę koszty obsługi do PKB, będziemy zajmować piąte miejsce. Przed nami będą tylko Węgry, Włochy, Grecja i Hiszpania. Chociaż więc nasz dług często nie jest tak duży niż innych państw, płacimy za niego więcej niż one.
Walka z ogniem za pomocą benzyny
Tusk musi zmierzyć się z problemami, które zostawili mu poprzednicy, ale rozwiązuje je gasząc ogień benzyną. Już przy objęciu władzy zwiększył deficyt w budżecie przygotowanym przez PiS, a jego minister na rok 2025 r. szacuje zadłużanie się Polski w tempie znanym tylko z okresu covida. To wszystko dzieje się w sytuacji, kiedy Polska została objęta procedurą nadmiernego deficytu przez UE i ma przez większe stopy procentowe zmniejszone możliwości zaciągania długu.
Wydaje się, że Tusk wpadł we własną pułapką, postępując w myśl hasła: „Programy socjalne PiS-u tak, tylko dwa razy bardziej”. Nie może wyjść i powiedzieć, jak kiedyś jego minister Rostowski, że pieniędzy nie ma i nie będzie, bo jego notowania by znacznie spadły. Zamiast tego wydaje pieniądze. Inaczej jednak niż PiS, nie zdobywa większych wpływów do budżetu państwa, bo nie jest zainteresowany walką z mafiami, uszczelnianiem systemu i naprawianiem istotnych instytucji państwowych.
W związku z tym sytuacja budżetu musi być coraz gorsza. Rozwiązaniem byłoby cięcie wydatków, ale na to, przynajmniej do wyborów prezydenckich, się nie zanosi. Innym sposobem poradzenia sobie z tym problemem byłoby drastyczne podniesienie podatków i to jest dużo bardziej prawdopodobne. Przy nieudolności obecnego rządu nie wiadomo jednak, czy będzie w stanie zrobić to skutecznie. Już teraz zapowiedziano np. drastyczną podwyżkę akcyzy na papierosy, ale skutkiem może być po prostu rozrost szarej strefy. Na razie politycy zachowują się jak młodzi wołający: „hulaj dusza, piekła nie ma”, ale to szybko może się zmienić.
Książki autora dostępne na jego stronie tutaj
Źródło: Rzeczpospolita