Bojarzy źli, ale car dobry, czyli Tusk wobec powodzi
Przy okazji powodzi, która bywa porównywana do tej z 1997 r., Donald Tusk kreuje się na „swojaka”, bliskiego wszystkim ludziom. Jego rynsztokowy język i przyjęty sposób komunikacji ze społeczeństwem kompromituje go jednak i świadczy o tym, że to wszystko PR.
Można by wymieniać wiele wypowiedzi premiera, które w ostatnim czasie odbiegają od języka, którym powinien się posługiwać ktoś na takim stanowisku. Wygląda na to, że wraz z zrzuceniem garnituru, Tusk odrzucił także kulturę. „Jak ja słyszę kilka komunikatów dotyczących ofiar śmiertelnych, to szlag człowieka trafia”; „Tu nie może być tak, żeby szukać, przepraszam za określenie, "dupokrytek". Tu chodzi o szukanie rozwiązań, a nie udowadnianie, kto miał rację”, „Ja tam przez dwie godziny dostawałem mocno po głowie, ale wszyscy bez wyjątku muszą być wśród ludzi”.
Nowy Lepper?
Donald Tusk to nie Andrzej Lepper, który nie ukrywał, że jest prostym chłopem i umie mówić jedynie prosto. Co więcej, jest to ktoś, kto uważa się za „Europejczyka”. W końcu to były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, nazywany złośliwie „Królem Europy”. Na potrzeby chwili stał się jednak swojskim chłopakiem, który wypowiada się jak przełożony robotników, do których trzeba mówić twardo, a nie jak premier.
To wszystko oczywiście poza, która służy wypromowaniu siebie. Tusk w ten sposób staje w jednym szeregu ze „zwykłymi” ludźmi, przemawia ich językiem, bo jest jednym z nich, choć tak się zdarzyło, że znalazł się w aparacie państwowym, a nawet stoi na jego czele. Jest jednak mentalnie z tym ludźmi, to ich reprezentuje i razem z nimi złości się na to, że państwo nie działa. A przynajmniej chce wywołać wrażenie, że jest właśnie kimś takim.
To stąd wypowiedzi o „duposkrytkach”, nieustanne ruganie urzędników i służb, kompromitujące wypowiedzi typu: „Wyciśniemy wszystko co się da z Unii Europejskiej” (tak jakby Tusk prowadził jakąś samodzielną i twardą politykę wobec Brukseli. A przecież w istocie jest tu premierem prawie, że z jej nadania). Żenująco brzmią utyskiwania premiera na konferencji prasowej: „Ja nie mogę już patrzeć, jak matka z dzieckiem czy 70-letni staruszek sam odgruzowuje dom”. Po co bowiem premier to mówi? Czy w ten sposób krytykuje służby za to, że nie dojechały z własnej winy na miejsce tragedii, czy krytykuje mieszkańców, że nie pomogli matce z dzieckiem, czy w ten sposób wyjaśnia, dlaczego sam kręci się z ekipą telewizyjną po ruinach?
"Zwykły" premier
Z kolei słowa „Są czasami suche przepisy” i „proceduralne wygodnictwo”, które Tusk odniósł niesłusznie do Tauronu (który nie dokonał świadomego zrzutu wody, jak go oskarżano), są dalszym ciągiem przyjęcia tej samej strategii. Przepisy i procedury są właśnie zwłaszcza po to, by w sytuacjach kryzysowych odpowiednio reagować. Tusk interpretuje je nie jak urzędnik i premier, ale jak „zwykły” obywatel, dla którego są one często synonimem czegoś niewygodnego. W ten sposób Tusk chciał znowu pokazać, że nie należy go utożsamiać z tymi „urzędasami”, bo on myśli zdroworozsądkowo, jest swój.
Najważniejsze jednak jest to, co dzięki temu osiąga. W mediach społecznościowych (bo trudno dowiedzieć się o tym z telewizji) jest dużo relacji o tym, że w miejscu katastrofy panuje chaos, nikt nic nie wie, mnożą się sprzeczne komunikaty państwowych służb, po wyjeździe premiera z danego miejsca, znikają też służby, które mu towarzyszyły. Niektórzy, jak wicemarszałek Krzysztof Bosak z Konfederacji, mówią wprost o sabotażu, bo skala niesprawności jest niewyobrażalna. Przy takiej narracji Tusk wychodzi na dobrego cara, którego otaczają źli bojarzy, niewykonujący jego poleceń. Problem w tym, że to on jest premierem i ponosi za to odpowiedzialność.
Co więcej, strategia pohukiwania na wszystkich podczas konferencji prasowej jeszcze bardziej skłania urzędników do niepodejmowania zbędnego ryzyka. Po co się wychylać, skoro można zostać napiętnowanym, nawet jeśli nic się złego nie zrobiło. Wystarczy, że ktoś rzuci oskarżenie w przestrzeni publicznej? Pokazuje to przykład Tauronu, gdzie Tusk od razu przesądził o winie, choć sprawa okazała się bardziej skomplikowana.
Książki autora można zakupić na jego stronie tutaj