Rząd chce przepchnąć propozycję lobbystów w sprawie wiatraków tylnymi drzwiami?
Daniel Obajtek, były szef Orlenu, twierdzi, że w cieniu walki z powodzią, minister klimatu Paulina Hennig-Kloska chce przepchnąć zmiany dotyczące wiatraków korzystne dla lobbystów.
Obajtek napisał, że 18 września na stronie Rządowego Centrum Legislacji udostępniono „pilny projekt” ustawy o zmianie ustawy o odnawialnych źródłach energii (UD 41). Czytamy w nim: „Zgodnie z art. 3b projektu „działania polegające na budowie lub modernizacji instalacji odnawialnego źródła energii oraz urządzeń i instalacji niezbędnych do przyłączenia do sieci danej instalacji odnawialnego źródła energii stanowią realizację nadrzędnego interesu publicznego” oraz są uznawane za służące zdrowiu i bezpieczeństwu powszechnemu bezwarunkowo i bezterminowo”.
Oznacza to, że każda inwestycja OZE ma być od tej pory zawsze uznawana za nadrzędny interes publiczny. Obajtek twierdzi, że w praktyce pozwoli to m.in. promotorom wiatraków na stawianie ich wszędzie, obchodzenie prawa, a wręcz jego naginanie, właśnie w imię „nadrzędnego interesu publicznego”.
Nieprzypadkowa wrzutka?
Przypomnijmy, że w listopadzie 2023 r., wkrótce po zaprzysiężeniu nowego rządu, rząd przyjął rozwiązania mające chronić obywateli przed zbytnimi podwyżkami cen energii. Paulina Hennig-Kloska w nowelizacji ustawy umieściła wrzutkę liberalizującą zasady stawiania wiatraków. Dopuszczała ona stawianie elektrowni wiatrowych już 300 m od domów, rezerwatów przyrody, a nawet parków narodowych. Projekt złożyli posłowie Koalicji Obywatelskiej oraz Polska 2050 Trzecia Droga, ale chwaliła się nim głównie Paulina Hennig-Kloska, wiceprzewodnicząca partii Polski 2050. Na szczęście opozycja się zorientowała, nagłośniła sprawę i rząd się z tego wycofał.
Pisałem na prawy.pl, iż komentatorzy podejrzewali, że posłanka działała na rzecz niemieckiego koncernu Siemens, który ma olbrzymie problemy finansowe związane właśnie z wejściem w branżę wiatraków. Projekt zmian zakładający liberalizację przepisów i dotacje dla stawiających wiatraki mógłby sprawić, że do Niemców popłynęłyby z Polski miliardy złotych.
W sierpniu zwracałem jednak uwagę, że jest nowy projekt, który idzie w zupełnie inną stronę. Branża wiatrakowa była wręcz przerażona zmianami, które realizowały postulaty ekologów. Domagali się oni dużych stref buforowych, wynoszących 500 m od granic rezerwatów przyrody i 1,5 km od granic parków narodowych, a także obszarów Natura 2000 chroniących ptaki i nietoperze.
Teraz, po cichu, minister klimatu może wprowadzić przepisy, które dadzą producentom wiatraków wolną rękę. Pytanie, czy nastąpi odpowiednia mobilizacja polityków i czy mediom zainteresowanym dobrem publicznym uda się nagłośnić ten temat.
Niepokojące fakty
Siłą rzecz powódź zdominowała przekazy medialne. Donald Tusk dzięki sprawnemu PR-owi, głównie pomysłowi transmitowania posiedzeń kryzysowych, całkowicie zdominował publiczną narrację. PiS w tej sytuacji i inne partie są prawie niesłyszalne. Innym skutkiem kataklizmu będzie z pewnością wyhamowanie zbiórki na partię Jarosława Kaczyńskiego, która straciła część dofinansowania.
Rządzący wiedzą, że o wielu rzeczach się teraz nie mówi, a nawet jeśli mówi, gubią się one wśród doniesień o ludzkich tragediach, żerujących na nich szabrownikach i innych kwestiach związanych z powodzianami.
Cała sytuacja z powracającymi przepisami na temat wiatraków musi zaskakiwać. Skoro pomysł liberalizacji przepisów dotyczących stawiania wiatraków upadł, dlaczego minister chce iść na jeszcze dalej idące ustępstwa wobec producentów tych konstrukcji? Minister klimatu, która była wręcz określona jako „lobbystka” i straciła przez to część poparcia, mimo to nie porzuca tego pomysłu. To musi niepokoić i kazać stawiać pytania o jej intencje.
Tym bardziej, na co zwracałem wielokrotnie uwagę, wiatraki nie są dobrym rozwiązaniem. Energia z nich jest niepewna (nie zawsze wieje wiatr), szpecą krajobraz, niszczą środowisko, zabijają miliony ptaków, do ich budowy potrzeba wielkiego zużycia energii, ich utylizacja napotyka ogromne problemy. Do dzisiaj nie wiadomo co robić z gigantycznymi łopatami, które w USA tnie się na części i zakopuje w ziemi. Nie jest to jednak rozwiązanie ekologiczne.