Kłótnia w PiS o połączenie z Solidarną Polską. Czy to wzmocni partię?
Jacek Sasin stwierdził, że połączenie PiS-u z Solidarną Polską jest już przesądzone. Michał Dworczyk zaprzeczył jednak i powiedział, że byłby to błąd. Media odnotowały ostre starcie różnych frakcji w PiS-ie. Warto jednak zastanowić się, czy to wyszłoby z korzyścią dla partii do niedawna rządzącej Polską.
O połączeniu partii mówiło się od dawna, jako na coś, co prawie zostało zaklepane, wskazuje się co najmniej od dwóch miesięcy. Pod wieloma względami byłby to naturalny proces. Zbigniew Ziobro, szef SP, był wcześniej w PiS-ie, wystąpił z niego z powodu sporu w rodzinie, ale wciąż z nim współpracował w ramach Zjednoczonej Prawicy. Poza tym, SP budowało swoją siłę na pozycji Ziobry, który jest już coraz słabszy i być może z powodu swojej choroby będzie musiał całkowicie wycofać się z polityki. W SP tymczasem brakuje silnych osobowości, które mogłyby go zastąpić. Z pewnością fuzja z PiS-em dałaby dodatkową premię dla tej ostatniej partii. Są jednak powody, o których za chwilę, dla których to właśnie dla SP połączenie z PiS-em jest największym ryzykiem.
Warto najpierw przypomnieć, że 28 września miał się odbyć Kongres PiS-u, który przełożono oficjalnie z powodu powodzi. Nieoficjalnie media podają jednak, że to na nim Jarosław Kaczyński chciał odmłodzić partię i do władz wprowadzić, już i tak nie bardzo młodych przecież, Przemysława Czarnka i Mariusza Błaszczaka. To miało wywołać jednak furię ich oponentów. Chodzi głównie o byłego premiera Mateusza Morawieckiego, który liczył na to, że obejmie schedę po Jarosławie Kaczyńskim, a przynajmniej zostanie wyznaczony na kandydata na prezydenta.
Tymczasem jedno i drugie się bardzo oddala. Jeśli Czarnek i Błaszczak będą mieli większy wpływ na partię, odsuną Morawieckiego. Kaczyński już przesądził natomiast, że Morawiecki nie może startować na prezydenta, bo ma za duży negatywny elektorat. Obiecał za to publicznie, że zostanie znów premierem w kolejnym rządzie prawicy, ale jest to tak niepewne, że niewiele z tego wynika.
Wypowiedź Dworczyka o tym, że połączenie z SP nie jest przesądzone było włożeniem kija w mrowisko i przeciwstawieniem się, w imieniu Morawieckiego, Kaczyńskiemu. Sasin od razu powiedział, że to nie spodoba się prezesowi. Dworczyk oskarżył część polityków SP o cynizm i karierowiczostwo. To raczej określenia pasujące do niego i jego otoczenia. Prawdopodobnie grupa Morawieckiego boi się, że połączenie z SP spowoduje ich dalszą marginalizację.
Do fuzji zapewne i tak dojdzie, bo Kaczyński miał o tym osobiście przesądzić i powiedzieć to już działaczom regionalnym. Publiczne wymienianie ciosów to więc raczej rodzaj gry politycznej, która ma pokazać, kto ma większą siłę. Sam SP jest dość mocno zdeterminowany, by dołączyć do PiS-u, do czego skłania go frontalny atak ze strony państwa PO i choroba lidera.
Wspomniałem jednak o ryzyku fuzji właśnie dla SP. Można się bowiem spodziewać, że zyska na tym część działaczy, którzy otrzymają dobre miejsca na listach i przetrwają w polityce, ale dla większości będzie to zapewne koniec. PiS jako potężniejszy wchłonie SP i zniszczy tym samym konkurencję na prawicy. Taki krok może jednak obrócić się przeciwko niemu. Wielu ludzi bowiem nie jest już w stanie głosować na PiS z powodu tego, co robił podczas „pandemii” chociażby, ale może oddać głos na SP, który i tak rządziłby z PiS-em. Kiedy SP zniknie, oferta PiS-u będzie słabsza, a wyborcy Ziobry mogą przejść do Konfederacji.
Pytanie więc, czy Kaczyński na pewno przemyślał to posunięcie. Jeśli bowiem nastąpi wchłonięcie, to PiS dla wielu ludzi może przestać być traktowany jako opcja dla ludzi prawicy. Z drugiej strony istnienie SP grozi tym, że partia ta pójdzie do wyborów ostatecznie z Konfederacją. Trudno jest właściwie ocenić wszystkie korzyści i straty i tylko przyszłość pokaże, kto miał rację w tym sporze. Jest to z pewnością moment newralgiczny dla Zjednoczonej Prawicy.
Książki autora do nabycia na jego stronie: tutaj