Nowelizacja budżetu, czyli dług wymyka się spod kontroli
W budżecie na 2024 r. zaplanowano rekordowy poziom długu. Jak się okazuje, to nie wystarczyło. Rząd znowelizował własny budżet, zakładając jeszcze większy wzrost długu. W niedługiej perspektywie może być to niezwykle groźne dla Polski.
Od stycznia do czerwca 2024 r. zadłużenie skoczyło o niemal 10 proc., czyli o ok. 129 mld zł. Takie tempo wzrostu długo obserwowane było tylko podczas „pandemii” w 2020 r., ale była to sytuacja szczególna, kiedy ogłoszono lockdown i wpompowano miliardy w gospodarkę na pomoc firmom, którym wcześniej zabroniono działać.
Zadłużanie na potęgę
PiS w projekcie ustawy budżetowej na 2024 r. przewidywał dziurę budżetową w wysokości 165 mld zł. W wersji Koalicji 13 grudnia było to już 184 mld zł. Wyglądało na to, że minister finansów zaakceptował generalnie plany poprzedników i jeszcze dorzucił pieniędzy. 29 października premier Donald Tusk na konferencji prasowej powiedział: „Minister finansów zaproponował nowelę budżetu na ten rok, deficyt będzie większy i trzeba to uczciwie zapisać w ustawie budżetowej”.
Nowy przewidywany dług na sam 2024 r. wyniósł aż 240,3 mld zł, czyli o prawie 60 miliardów więcej. Premier mówił o uczciwości, ale ta sytuacja jest skandaliczna. Opozycja grzmi bowiem, że rząd wprowadził opinię publiczną w błąd przyjmując budżet i ukrywając prawdziwą skalę zadłużenia. Ponadto złamał prawo, bo zapożyczał się na lewo i prawo ponad to, co zatwierdził Sejm i podpisał prezydent. Tusk się broni, że wpływy z podatków były mniejsze niż przewidywano, ale wielu ekspertów od razu podkreślało, że to dlatego, iż oczekiwania były nierealistyczne.
Częściowo można bronić rządzących, którzy powołują się na czynniki niezależne, przede wszystkim spadek inflacji. Zamiast prognozowanej inflacji na poziomie 6,6% średnioroczna inflacja oscylowała na poziomie 3,7%. Niższe dochody państwa nie wynikają jednak tylko z tego. Chodzi tu o 23 mld zł mniej z podatku VAT, 11 mld zł mniej z podatku CIT, 8,8 mld zł mniej ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2, 6 mld zł mniej przez brak zysku NBP.
Pieniędzy nie będzie
Ktoś powie, że w skali państwa i naszego całkowitego zadłużenia te kilkadziesiąt mld nie robi różnicy. Problem w tym, że UE już wszczęła wobec polskiego rządu procedurę nadmiernego deficytu, a planowane wydatki na przyszły rok są jeszcze większe. Deficyt w 2025 r. ma wynieść aż 288,77 mld zł. Biorąc pod uwagę, jak premier do tej pory zaniżał poziom zadłużania się, można spodziewać się, że ta suma będzie większa. Wpływa to oczywiście na olbrzymie koszty obsługi zadłużenia. Ministerstwo finansów przewidywało, że tylko w tym roku wyniosą one 66,5 mld zł, a zapewne, w świetle najnowszych doniesień, będą większe.
Zadziwia w tym wszystkim postawa ministra Andrzeja Domańskiego. Wyśmiewany przez opozycję minister finansów Jan Wincent Rostowski, w sytuacji nadmiernego deficytu za pierwszego Tuska, dbał o to, by ograniczać wydatki, przez co nie zgadzał się np. na nowe programy socjalne. Domański postępuje zupełnie inaczej. Cały czas zapewnia, że sytuacja finansów publicznych jest dobra, budżet w porządku i nie ma się czym przejmować. Zachowuje się, jak ojciec rodziny, który zakładał na dany rok olbrzymie zadłużenie, w jego trakcie musiał jeszcze dodatkowo się zapożyczać, bo brakowało mu pieniędzy, a mimo to mówi bliskim, że wszystko jest pod kontrolą. Nie jest i postawa ministra świadczy tylko o tym, że także w tym ministerstwie króluje populizm.
Państwo ma oczywiście olbrzymie możliwości zapożyczania się, bo łatwo nie bankrutuje, a ma komu zabierać pieniądze, podnosząc podatki. Skutki jednak takiej rabunkowej polityki rządu przyniosą tragiczne konsekwencje w ciągu kilku lat. Zapewne jednak króluje w rządzie przekonanie: „Po nas choćby potop!”. Z efektami takiego podejścia do budżetu państwa zapewne będą musieli zmagać się już następy. Zapłacimy za to jednak my wszyscy i nasze dzieci, które jeszcze długo będą spłacać obecnie zaciągane pożyczki.
Nowa książka autora pt. „Polska w likwidacji. Jak koalicja 13 grudnia niszczy nasz kraj?” dostępna tutaj