Sierpień w historii Polski jest miesiącem wyjątkowym. Zaczyna się rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego, kończy rocznicą narodzin Solidarności i podpisania Porozumień Sierpniowych. A w środku sierpnia wypada rocznica Cudu nad Wisłą, czyli zwycięskiej bitwy nad bolszewikami na polach pod Radzyminem, uznawanej przez ekspertów od wojskowości za 18. z najważniejszych bitew w dziejach świata.
Od 1989 roku mamy podobno czas wolności, ale polscy historycy nadal biorą się za łby, bo z tym polskim sierpniem wciąż mają kłopot. Najgorsze, że to problem nie tylko z interpretacją historii, ale też dotyczący faktów. To, co wydawało się przez ostatnie lata faktograficznie prawdziwe i interpretacyjnie niemal oczywiste, znów jest stawiane na głowie.
Wciąż wyzwala emocje sprawa genezy Sierpnia 80., bo postać Wałęsy budzi wątpliwości. Do bajek możemy zaliczyć opowieści o jego „skoku przez płot”. Już dawno Anna Walentynowicz mówiła ,że Wałęsa przez nic nie skakał, tylko został przywieziony do stoczni motorówką Marynarki Wojennej. Historyk Sławomir Cenckiewicz rozprawia się w publikacjach z mitem Wałęsy, podając zbadane przez siebie fakty dostępne w materiałach Instytutu Pamięci Narodowej o agenturalnej działalności „Bolka” i jego uwikłaniach.
Ostatnimi czasy jak grom z jasnego nieba spadła na historyków teczka „Bolka” dostarczona IPN przez żonę generała Kiszczaka. Wciąż trwają mozolne ekspertyzy grafologów mające sprawdzić czy donosy i pokwitowania kwot wypłacanych przez SB „Bolkowi” są pisane ręka Wałęsy, bo ten idzie w zaparte, że „Bolek” to nie on.
A parę dni temu Cenckiewicz zdetonował następną sensację, stawiając hipotezę że blok w Gdańsku, który wyleciał w powietrze drugiego dnia Świat Wielkanocnych w 1995 roku z powodu wybuchu gazu, grzebiąc 22 osoby, to była nieudana operacja UOP, który w tym domu szukał (i znalazł w mieszkaniu własnego funkcjonariusza!!!) akta obciążające „Bolka”.
Nie ma dnia, aby serwisy informacyjne nie przynosiły nowych rewelacji o „legendach Sierpnia”. Sewis21 opublikował, na przykład, relacje jednego z uczestników strajku w Stoczni Gdańskiej, w której są bardzo nieciekawie przedstawione postaci Bogdana Borusewicza i Jerzego Borowczaka i opis ich roli w tamtych wydarzeniach. A to przecież za sierpniowe zasługi zasiadają oni w polskim parlamencie, podobnie jak kontrowersyjna tramwajarka, w opinii świadków- łamistrajk, której koledzy wyłączyli prąd, by zatrzymała tramwaj.
Historia narodzin Solidarności jest względnie świeża i jeszcze „się pisze”. Jeśli chodzi o ocenę Powstania Warszawskiego, spory o sens jego wybuchu, trwały od 1944 roku i dotąd nie znikły. Wystarczy tylko wspomnieć nie tak dawno wydaną kontrowersyjną książkę Pawła Zychowicza „Obłęd 44”.W kwestii faktów, historia Powstania jest już w miarę wnikliwie zbadana, choć i tak na światło dzienne co i rusz wychodzą nowe informacje o postawach ówczesnych polityków.
Ale problem z Cudem nad Wisłą i z rolą Józefa Piłsudskiego nadal istnieje. Najgorzej, że istnieje on w sferze faktów, które nie całej opinii publicznej są znane, a z faktami nie powinno się dyskutować.
W tygodniku „Polityka” Piotr Zgorzelski pyta „Gdzie podziewał się Piłsudski i jaką rolę miał do odegrania Wincenty Witos”. Przypomina, że 12 sierpnia 1929 roku załamany Naczelnik złożył na ręce Witosa, który staną na czele popartego przez wszystkie siły polityczne Rządu Obrony Narodowej – dymisję ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza Wojsk Polskich, przedstawiając jej powody. Pozostawił do decyzji Witosa, kiedy ten ją opublikuje. Ze spisanych wspomnień Witosa wynika, że Piłsudski miał się udać do Puław. Późniejsza żona Piłsudskiego Aleksandra Szczerbińska jednak w książce podaje, że wyjechał do majątku Wieniawy-Długoszowskiego do Bobowej pod Nowym Sączem, by tam się z nią spotkać. Podobno siedzieli na walizkach i szykowali się do wyjazdu do Szwajcarii.
Gen. Maxime Weygand, który wtedy przebywał w Polsce odnotował „(…) wszyscy był zdziwieni, a ja pierwszy, widząc, że wódz naczelny porzuca kierownictwo całości bitwy(…)”.
To, że w operacji warszawskiej 14 polskim dywizjom udało się odeprzeć 30 dywizji bolszewików i nie dopuścić do zajęcia stolicy, zawdzięczać mamy Witosowi, który skierował płomienny apel do chłopów o ratowanie Ojczyzny i gen. Tadeuszowi Rozwadowskiemu, który był wtedy szefem sztabu Wojska Polskiego. Gen. Józefowi Hallerowi, dowódcy frontu północnego, gen. Władysławowi Sikorskiemu, dowodzącemu wojskiem nad Wisłą i Wkrą i gen Zagórskiemu.
A poza tym to był cud.
Gen. Weygand napisał: „Operacje wojskowe zostały wykonane przez generałów polskich podług polskiego planu operacyjnego. To bohaterski naród polski sam siebie uratował”.
Gdy było już po herbacie, Witos oddał list o dymisję do rąk Piłsudskiemu. Jak wspomina Witos, ten miał powiedzieć, że „o tym zupełnie zapomniał.
Niby o tym wszystkim wiadomo, ale wiele opracowań historycznych przemilcza „dymisję” Piłsudskiego. Podobnie jak dziwne wypadki: podejrzanej śmierci gen Rozwadowskiego uwięzionego po zamachu majowym na wileńskim Antokolu (lekarze podejrzewali, że został otruty, ale władze nie zgodziły się na sekcję zwłok) i tajemnicze zniknięcie gen. Zagórskiego, który rozpłynął się w powietrzu.
Przypadek?
Może bym w to wszystko nie wierzyła, bo rocznicowa publikacja, o której wspominam ukazała się w „Polityce”. Ale o tych samych faktach w identyczny sposób mówi Stanisław Michalkiewicz, którego o lewicowe skrzywienie nie sposób posądzić.
Oj, zdaje się ,ze się długo jeszcze będziemy pisać historię polskich sierpni i się jej uczyć.