Irak: Bomby znów wybuchają

0
0
0
/

Konflikt w Syrii dawno już przyćmił arenę irackiej tragedii. Tymczasem bomby w Iraku znów wybuchają coraz częściej a krew leje się coraz obficiej. I ma to ścisły związek z tym co dzieje się u zachodniego sąsiada.


W sobotnie popołudnie tłum pobożnych pielgrzymów-szyitów zmierzających do świątyni w Kazimiji przechodził przez Bagdad. W środku sunnickiej dzielnicy Azimija pochodem szarpnął wybuch spowodowany przez zamachowca-samobójcę. Bilans zamachu: 42 osoby zabite, 80 rannych. W tym samym mniej więcej czasie eksplozja nastąpiła w zatłoczonej kawiarni na północy miasta. Ukryta bomba wybuchła też w innej dzielnicy irackiej stolicy – Baija zabijając 3 osoby i raniąc 13. Tego samego dnia inny samobójca wysadził się w mieście Balad około 80 kilometrów na północ od Bagdadu, zginęło 13 osób, 22 zostały ranne.


Był to kolejny ze skutkujący wieloma ofiarami bombowych dni nad Tygrysem. Bynajmniej nie najbardziej krwawy. Choć nikt nie wziął na siebie odpowiedzialności za ataki nie ma wątpliwości, że odpowiadają za nie sunnickie grupy dżihadystyczne nie uznającego zdominowanych przez szyitów władz państwowych i toczące od wielu lat kampanię terroru przeciw szyickiej ludności. Nie tylko przeciwko niej – tego samego 5 października w mieście Hawija 240 kilometrów na północ od Bagdadu bomba została zdetonowana na posterunku współpracującej z rządem sunnickiej milicji Sahwa. Tego samego dnia został zaatakowany konwój lidera tej organizacji Issy al-Saabela. Dowódca przeżył jednak zginęło trzech żołnierzy jego obstawy.


Sunnicy terroryści to powiązane, wspierane bądź inspirowane przez Al-Kaidę ugrupowania zaprawione w kampanii terrorystycznej przeciw amerykańskim wojskom okupacyjnym po 2003 r. I choć Amerykanie oficjalnie wycofali swoje oddziały bojowe do końca 2011 r. dżihadyści nie zaprzestali działalności. Mało tego nasilają swoje ataki. Według „Iraq Body Count” w ciągu pierwszej połowy bieżącego roku zginęło już 3 190 cywilów. Dla porównania w całym zeszłym roku tragiczny bilans sięgał 4 574 zabitych. W latach poprzednich było to odpowiednio: 2011 r. – 4 147, 2010 r. – 4 109, 2009 r. – 5 137 cywilnych ofiar. Wszystko wskazuje więc na to, że liczba ofiar będzie więc najwyższa od 4 lat a dynamika wzrostu największa od 2006 roku czyli apogeum walk w Iraku. I brak perspektyw na przecięcie nakręcającej się spirali przemocy bowiem nakręcają ją zarówno siły wewnętrzne jak i zewnętrzne.


Zadawniona wrogość


Przez dziesięć lat jakie minęły od amerykańskiego ataku i początku okupacji fakt etniczno-religijnej złożoności Iraku stał się powszechnie znany. Około 65% jego mieszkańców stanowią szyici, 31% sunnici, około 3% chrześcijanie. 15-20% mieszkańców kraju stanowią Kurdowie. Wieloletnie rządy Saddama Husajna choć sprawowane w imieniu świeckiej i panarabskiej partii BAAS w praktyce oznaczały dominację jego klanu pochodzącego z prawdziwego bastionu ludności sunnickiej jaką są okolice położonego w północnej części kraju Tikritu. Stanowiący mniejszość ludności sunnici dominowali w strukturach państwowych i partyjnych a co za tym idzie w sferze gospodarczej.


W latach 70 XX wieku przeciw władzom Iraku występowała szyicka partia Dawa – partia religijna, co dodatkowo wzmagało jej wrogość wobec zasadniczo sekularnej partii BAAS i jej rządów. Okresowo w irackim Nadżafie przebywał wówczas Ruhollah Chomejni skąd został przez Husajna usunięty. Po przejęciu władzy w Iranie Chomejni wielokrotnie wzywał irackich szyitów do obalenia „bezbożnego reżimu”. Zamach Dawy na bliskiego współpracownika Tarika Aziza w 1980 był ostatecznym bodźcem, który skłonił Husajna do zaatakowania Iranu. Wojna ta oznaczała delegalizację Dawy i brutalne prześladowania szyickich duchownych w Iraku. W czasie pierwszego ataku amerykańskiego szyici wywołali w 1991 roku powstanie. Wskutek szybkiego zakończenia interwencji przez Busha seniora zostało ono w niezwykle krwawy sposób stłumione – zginęło 100-200 tys. szyitów a 1,5 mln emigrowało.


Nic więc dziwnego, że większość szyitów cieszyło się z obalenia Saddama Husajna przez amerykański atak w 2003 r., choć rychło między okupantami a szyickimi klerykami i politykami zaczęło narastać napięcie. Jeden z nich Muktada as-Sadr ze swoją Armią Mahdiego toczył regularne walki z Amerykanami, a także asystującymi im oddziałami polskimi w 2004 roku i ponownie w roku 2008. Jednak generalnie szyici woleli pokojowymi metodami wykorzystać wszystkie szanse jaki dała im całkowita likwidacja starych struktur polityczno-administracyjnych przez władze okupacyjne.


Wybory parlamentarne w 2005 r. wygrał reprezentujący różne frakcje szyitów Narodowy Sojusz Iracki. W drugiej elekcji w 2010 r. wygrała co prawda ponadkonfesyjna Al-Irakija, jednak szyickie koalicje partyjne „Państwo i Prawo” oraz Narodowy Sojusz Iracki uzyskały łącznie 159 mandatów co w rozdrobnionym irackim parlamencie zapewniło im silną pozycję. Dzięki temu Nuri Al-Maliki wywodzący się z partii Dawa może kontynuować swoje rządy premiera, rozpoczęte jeszcze w 2006 r. Al-Maliki reprezentuje raczej umiarkowany szyicki islamizm, jednak koalicja na której się wspiera musi liczyć się także z najliczniejszą frakcją w ramach NSI jaką są radykałowie wspomnianego kleryka as-Sadra zajmujący 39 miejsc w parlamencie.


Sam premier al-Mailki oskarżany jest o autokratyczny styl sprawowania rządów, wypełnionych zakulisowymi rozgrywkami mającymi eliminować wpływy nie tylko jego oponentów ale i koalicjantów co zresztą prowadzi do regularnych wstrząsów jego politycznego zaplecza. Uporczywemu budowaniu systemu klientelistycznego towarzyszy rozbuchana korupcja. Szyici obsadzili w dużej mierze struktury bezpieczeństwa w które gładko weszli dawni bojownicy zbrojnego skrzydła Najwyższej Rady Islamskiej Iraku. Dodajmy do tego, że fotel prezydenta od 2005 roku nieprzerwanie przedstawiciel społeczności kurdyjskiej Jalal Talabani.


Pękający Irak


Jeszcze w maju 2005 r. amerykańska władza okupacyjna swoim pierwszym dekretem wprowadziła totalną czystkę wymierzoną w dawną rządzącą partię BAAS. A ponieważ w saddamowskim Iraku legitymacja partyjna bywała niezbędna w wielu życiowych sytuacjach kampania de-baasyzacji kraju dotknęła bardzo szerokich kręgów społecznych łącznie z kierowcami komunikacji publicznej i nauczycielami szkół elementarnych o urzędach nie wspominając. Przy okazji pozbawiła nowy reżym znacznych zasobów kadrowych i skazała go na instytucjonalną improwizację, która odbiła się na efektywności nowego państwa.


Ze wszystkich tych względów duża część sunnickiej społeczności Iraku nie uznała nowego ładu za swój. Podziemie zbrojne toczące miejską guerillę z wojskami okupacyjnymi i nowymi służbami irackimi to podziemie sunnickie, często zresztą reprezentujące bardziej lub mniej skrajne grupy salafistyczne. Najkrwawsze zorganizowane przez nich zamach zwykle wymierzone były właśnie w ludność szyicką a cel ten bardzo szybko zaczął w ich działaniach zyskiwać przewagę nad walką przeciw oddziałom okupacyjnym. Ostatnie dziesięć lat miast zasypać pogłębiło jedynie rowy między poszczególnymi grupami religijnym, a materialnym świadectwem fragmentaryzacji irackiego społeczeństwa jest wybudowany w 2007 roku mur wokół wspomnianej na wstępie artykułu sunnickiej dzielnicy Adhamija, mający zapobiec starciom jej mieszkańców z szyickimi sąsiadami.


Dominacja szyitów, faktyczny separatyzm Kurdów na północy, którzy w swojej prowincji w niewielkim stopniu liczą się ze zdaniem Bagdadu i zdolni są nawet do militarnych demonstracji wobec władz centralnych, jak to było w czasie przepychanek o kontrolę nad zasobnym w ropę obszarem wokół miasta Kirkuk w ubiegłym roku, uruchamiają separatystyczne a co najmniej autonomiczne dążenia także umiarkowanych kręgów sunnickich.


Po wyborach w 2010 roku unieważniono mandaty trzech sunnitów, których oskarżono o związki z dawnym reżimem. W październiku 2011 roku władze centralne aresztowały kilku działaczy sunnickich oraz przeprowadziły kolejną czystkę wśród nauczycieli, co usprawiedliwiały informacjami z Libii przekazanymi przez tamtejszych rebeliantów jakoby Muammar Kadafi miał popierać planowany przez działaczy podziemnej partii BAAS zamach stanu.


Rewelacje te brzmiały raczej fantastycznie co dodatkowo rozsierdziło sunnitów. Szybko zorganizowali w prowincji Salah-ad-Din (rodzinnej prowincji Saddama Husajna) zjazd na którym sunniccy politycy regionalni domagali się autonomii i „niepodległości ekonomicznej”. Bardzo szybko ich żądania doczekały się głosów poparcia ze strony ziomków z prowincji Nineweh i Anbar i krytyk ze strony władz centralnych. Pogłos tych deklaracji wybrzmiewa do dziś.


Wiecznie żywa partia BAAS


Paradoksalnie jedynym środowiskiem sunnickim które oficjalnie stoi na stanowisku ponadkonfesyjnym i integralności administracyjnej Iraku jest postsaddamowska, nielegalna partia BAAS. Jej nieoficjalni reprezentanci i sympatycy ostro krytykowali sunnickich polityków – autorów przytoczonego żądania autonomii określając to jako „niebezpieczny plan podziału wzdłuż linii sekciarskich” zaś związana z nimi gazeta „Al-Raszyd” pisała o „zdradzeniu byłego prezydenta Saddama Husajna przez tych których uczynił on zarządcami Iraku” oraz „zdradzie” samego Iraku. Stanowisku BAAS nie można odmówić racjonalności gdyż obszary na których sunnici stanowią większość są znaczenie słabiej rozwinięte gospodarczo i pozbawione dużych złóż ropy.


Zresztą dawna partia rządząca okazała się przeżyć swoją rzekomą śmierć w 2003 roku. Choć podzielona na dwie frakcje trwa nadal, w ostatnim okresie odnotowano zaś wzmożenie jej aktywności. W zeszłym roku oraz w styczniu roku bieżącego w sieci pojawiły się filmy z udziałem niegdysiejszego zaufanego generała Husajna a dziś lidera nielegalnej BAAS Izzata Ibrahima al-Douri. Występując w dawnym mundurze i na tle saddamowskiej flagi wzywał „wszystkich nacjonalistów i islamistów Iraku” do obalenia „perskiego aliansu” i wyjścia na ulice przeciw premierowi al-Malikiemu.


Ambiwalentny stosunek do sunnickich islamistów przeczący oficjalnej sekularnej ideologii i stanowisku partii nie jest prawdopodobnie nowością, według amerykańskich wojskowych to właśnie al-Douri był pierwotnym dystrybutorem środków finansowych dla zbrojnych grup powstańczych, także dżihady stycznych, już w 2004 r. Mimo, że jeszcze w początkowym okresie zbrojne ramię podziemnej BAAS, licząca dziś około 5 tys. bojowników Armia Naqshabandi, była wroga wobec do dżihadystów, to wspólna opozycja wobec Amerykanów prowadziła obie strony do odnotowanej kooperacji.


Iraccy sunnici posłuchali al-Douriego lub przynajmniej innych swoich liderów. W marcu tego roku w Bagdadzie doszło do kilkudziesięciotysięcznych demonstracji przeciw „dyktatorowi” i „Persowi” al-Malikiemu. Stało się tak mimo kampanii zastraszania jakiej mieszkańcy Bagdadu byli poddawani przez szyickich bojówkarzy w okresie bezpośrednio przed zapowiedzianymi manifestacjami. W Faludży stanęło nawet miasteczko namiotowe. Protesty w sunnickim regionie przeciągnęły się tym bardziej, że w kwietniu dobrą okazję stworzyły dla nich wybory lokalne. Protesty w mieście Hawija przerodziły się regularną bitwę demonstrantów wspartych przez Armię Naqshabandi z siłami bezpieczeństwa, która trwała przez trzy dni (23-26 kwietnia) i kosztowała życie minimum 330 ludzi w tym 51 żołnierzy i 38 policjantów. 25 kwietnia Armia Naqshabandi zdołała nawet opanować na jeden dzień okoliczne miasteczko Sulajman Bek ogłaszając ją „pierwszą strefą wyzwoloną”.


Natychmiast nastąpiła wymiana bombowych ciosów w sunnickich i szyickich dzielnicach Bagdadu, a liczba cywilnych ofiar starć i zamachów wzrosła w maju do 887 (najkrwawszy miesiąc od pięciu lat), wobec 545 w kwietniu i 395 w marcu. Widmo ponownej eskalacji wojny domowej stoi wszystkim przed oczami a jest ono tym bardziej prawdopodobne, że sytuacja w Iraku w wysokim stopniu zależna jest od tego co dzieje się u jego wschodniego i zachodniego sąsiada, o czym przypominają powtarzane wśród sunnickiej społeczności Iraku wyrzekania na „Persów”.


Szyicka oś


Miano to odnosi się tak do Irańczyków jak i wszystkich szyitów. Dziś już nawet wśród zachodnich komentatorów powszechnym jest pogląd, iż prawdziwym zwycięzcą amerykańskiej inwazji Iraku jest… Iran. To co nie udało się ajatollahowi Chomejniemu – obalenie bagdadzkiego dyktatora skutecznie blokującego wpływy Teheranu nad Tygrysem a co za tym idzie i na całym Bliskim Wschodzie – zostało zrealizowane przez amerykańskich neokonserwatystów. Bush junior w swej ignorancji skutecznie utwierdzanej przez owych ideologów nie pojął przenikliwości swojego ojca, który obezwładniając w 1991 Saddama Husajna nie zniszczył jego reżimu.


W tajnej depeszy z 2009 król Arabii Saudyjskiej Abdullah zżymając się na stanowisko irackiego premiera wobec tamtejszych sunnitów stwierdził, że „otworzył drzwi dla irańskich wpływów w Iraku”. Określił wręcz al-Malikiego jako „irańskiego agenta”. Nie da się zaprzeczyć, że obecnie stosunki Iraku ze wschodnim sąsiadem są najlepsze od powstania tego pierwszego.


Już w 2005 r. prezydent Talabani wizytował Teheran, a od 2006 roku premier al-Maliki kilkukrotnie odwiedzał irańską stolicę. Dodajmy, że al-Mailiki przebywał na wygnaniu w Iranie 1982-1990. W 2008 roku Mahmud Ahamdineżad był pierwszym prezydentem Islamskiej Republiki Iranu jaki zjawił się w Bagdadzie. Związki te mają oczywisty głęboki wymiar cywilizacyjny. Choć Iran jest szyickim mocarstwem duchowe centrum szyizmu znajduje się w południowym Iraku gdzie mieści się grób Alego – pierwszego imama (w Nadżafie) i miejsce jego męczeństwa (Karbala). Dlatego też co roku kilkadziesiąt do kilkuset tysięcy irańskich pielgrzymów odwiedza zachodniego sąsiada.


Aby wzmocnić związki ekonomiczne oba kraje podpisały w 2010 r. 100 umów gospodarczych, zaś gabinet prezydenta Ahmdineżada powołał specjalną komisje dla ich implementacji. Przy granicy z irackiej stworzono także Specjalną Strefę Ekonomiczną Khorramshahr, która ma przyciągnąć inwestorów. Po drugiej stronie granicy strefę wolnego handlu ustanowili Irakijczycy.


Jednak związki iracko-irańskie mają dużo bardziej strategiczne podłoże. Już w 2006 r. amerykańskie źródła odnotowały obecność w Iraku instruktorów z irańskiej Gwardii Strażników Rewolucji Islamskiej. Łącznie w Iraku miało się pojawić nawet do 30 tys. Strażników. Irański wywiad ma pod władzą Al-Malikiego działać niemal całkowicie swobodnie i nawiązał bliskie relacje z irackimi strukturami bezpieczeństwa. Irańczycy transferowali ogromne ilości uzbrojenia a także środki finansowe szyickim ugrupowaniom zbrojnym, nawet tym związanym z oficjalnie przyjazną wobec Amerykanów Najwyższą Islamską Radą Iraku. W czasie niedawnej (24 września) wizyty irackiego ministra obrony Saaduna al-Dulaimi w Teheranie jego irański odpowiednik zadeklarował wolę wzmacniania potencjału militarnego Iraku. Al-Dulaimi odniósł się pozytywnie do sugestii wzmocnienia kooperacji w tej dziedzinie. Co ważne poparł także irańskie „pozytywne stanowisko” w kwestii syryjskiej.


Bliskowschodnia układanka


Konflikt w Syrii to przede wszystkich prawdziwa wojna pośredników będąca polem bitwy Waszyngtonu, Tel Avivu i arabskich monarchii Zatoki z Teheranem wzrastającym, także wskutek ustanowienia wpływów w Iraku, do roli regionalnego mocarstwa. Syria jest starym sprzymierzeńcem Iranu – jako jedyne państwo regionu popierała go w wojnie z Husajnem w latach 1980-1988. Była zaciętym wrogiem tego ostatniego, gotowym nawet poprzeć Amerykanów w czasie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r.


Wiele zmieniło się po obaleniu Husajna. Z jednej strony w 2006 Baszar Al-Asad znormalizował stosunki dyplomatyczne między oboma państwami, z drugiej strony zapewniał schronienie liderom obalonej partii BAAS preferując jednak nastawionego pozytywnie względem szyitów Mohammeda Junisa al-Ahmeda zamiast al-Douriego. Amerykańskie źródła odnotowują zaangażowanie Syrii we wspieranie irackiego podziemia zbrojnego walczącego przeciw wojskom okupacyjnym, zaś w 2009 rząd iracki ujawnił nagrania z podsłuchanej rzekomo rozmowy Junisa al-Ahmeda podziemnej irackiej BAAS jakoby Syryjczycy mieli być zaangażowani w organizację zamachu w Bagdadzie 29 sierpnia 2009 roku który kosztował życie 101 osób. Syryjski rząd zaprzeczył wówczas tym rewelacjom.


Mimo tych napięć, polityka iracka w obliczu wywołania przez czynniki zewnętrzne wojny w Syrii zajęła stanowisko raczej przyjazne względem prezydenta al-Asada. W tym miejscu trzeba przypomnieć, że poza irańskim etapem wygnania, premier al-Maili znacznie dłużej, bo w latach 1979-1982 oraz 1990-2003 przebywał w Damaszku. Na forum Ligi Arabskiej Irak potępił zawieszenie Syrii w prawach jej członka w 2011 r., we wrześniu nie poparł rezolucji potępiającej Syrię i określającej syryjskie władze jako odpowiedzialne za atak chemiczny na przedmieściach Damaszku z 21 sierpnia. 8 września w czasie wizyty irańskiego ministra spraw zagranicznych Mohammada Dżaweda Zarifa w Bagdadzie jego iracki odpowiednik Hosziar Zebari skrytykował amerykańskie plany interwencji w Syrii i stwierdził, że Irak na pewno nie odegra w niej żadnej roli. Warto zaznaczyć, że Zebari wywodzi się z politycznego środowiska kurdyjskiego, które jeszcze 10 lat temu popierała amerykańską inwazję na Irak.


Nowy Irak utrzymuje ożywione relacje gospodarcze z Syrią. Dość wspomnieć, że w wojennym 2012 r., kiedy to ogromna większość państw arabskich izolowała już Baszara Al-Asada, mniej lub bardziej aktywnie wspierając walczących z nim rebeliantów, Irak odbierał aż 55% syryjskiego eksportu.


Oczywiście podstawową przesłanką skłaniającą władze Iraku do nieoficjalnego poparcia syryjskiego prezydenta jest fakt, że zarówno alawicki prezydent Syrii jak i szyicki premier Iraku walczą z tym samym wrogiem: salafickim ekstremizmem. Także w sensie organizacyjno-personalnym. Takwirystyczny Dżabhat al-Nusra jedno z najsilniejszych ugrupowań walczących z al-Asadem to po prostu gałąź irackiej Al-Kaidy. Druga silna grupa ekstremistyczna w Syrii - „Islamskie Państwo Iraku i Lewantu” to właściwie organizacja-przerzut dowodzona przez Abu Bakra al-Bagdadiego – „Bagdadczyka” również wywodzącego się z irackiej „Bazy”. Ich szeregi pełne są dżihadystów znad Tygrysu. We wrześniu „Washington Post” twierdził, że szyicka powiązana z Irańczykami i Hezbollahem organizacja zbrojna Asaib Ahl al-Haq odpowiedziała na to wysyłając swoich bojowników na przeciwną stronę irackiej barykady.


Taka polityka Bagdadu wobec Syrii może być przez wrogie tej ostateniej ośrodki polityczne odebrana jako wpisywanie się w szyicką oś Iran-Syria-Hezbollah. Irak może więc stać się kolejnym celem wrogów owej osi. Możliwe, że obserwujemy pierwsze zwiastuny nowej „wojny domowej” będącej de facto teatrem międzynarodowego konfliktu o kontrolę nad regionem. Wiele zależy od wyniku starcia na obszarze zachodniego sąsiada, co rząd w Bagdadzie zdaje się dobrze rozumieć.


Karol Kaźmierczak
fot. sxc.hu

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną