Wybór pomiędzy Angelą Merkel, a Martinem Schulzem to dla Polski i Polaków wybór pomiędzy wynikającym z powikłań pogrypowych zapaleniem płuc, a szybko postępującym nowotworem złośliwym. Kto jest kim raczej nie trzeba tłumaczyć.
Angela Makrela jest wrzodem na ciele Europy. I przez swoje działania doprowadziła do największego kryzysu imigracyjnego od czasów II Wojny Światowej. Natomiast Martin Schulz jest komórką wyjątkowo złośliwego raka. Jakiegoś czerniaka, czy chłoniaka. Dla Niemców, dla całej Europy, a szczególnie dla nas Polaków zostanie przez niego kanclerzem to wyjątkowo ponury scenariusz. Martin Schulz jest ideologiem. I to bardzo groźnym, ponieważ wierzącym w głoszoną ideologię. Dlatego jeżeli zostanie kanclerzem, to czeka nas co najmniej czteroletni okres jeszcze agresywniejszej dyktatury obyczajowej w wydaniu brukselsko-berlińskim. Nacisków ekonomicznych, ideologicznych, wciskania na siłę uchodźców i gnojenia Polski przez nowego kanclerza. Dogadanie się z Moskwą ponad polskimi głowami również byłoby więcej niż pewne.
Wystarczy go po prostu posłuchać, kiedy zapowiada „walkę przeciwko rasistom, ekstremistom i populistom”. Kiedy opowiada, że „Uchodźcy są dla nas cenniejsi od złota ”.
A o krajach Europy Środkowej, w tym także Polsce wypowiada się „hołota, która nie dorosła do demokracji”. Który wprost chamsko grozi Polsce i pozostałym krajom Grupy Wyszehradzkiej, że jeśli nie przyjmą narzucanych im kwot imigrantów, to będzie trzeba zastanowić się nad konsekwencjami finansowymi, co może oznaczać jedynie ucięcie funduszy unijnych. Inne cytaty są również przepiękne. „Gdy Polska mówi, że jej gospodarka potrzebuje do dalszego rozwoju europejskich funduszy, to te fundusze dalej do Polski płyną. Ale w takiej sytuacji nie można nagle przyjść i powiedzieć, że uchodźcy to tylko problem Niemców i nie ma się z tym nic wspólnego”, albo „Polski rząd uznał swoje zwycięstwo wyborcze za mandat pozwalający na podporządkowanie pomyślności państwa woli zwycięskiej partii, zarówno merytorycznie, jak i personalnie. (...) To jest sterowana demokracja a la Putin, niebezpieczna putinizacja polityki europejskiej”. Można jeszcze dodać „Wyłamanie się Polaków czy Węgrów, którzy twierdzą, że mamy w tym wypadku do czynienia wyłącznie z niemieckim problemem, oznacza rezygnację z zasady solidarności w Europie. Nie możemy do tego dopuścić”. „Publiczną zniewagą dla Niemiec jest fakt, iż premier Węgier Viktor Orban, odmawiający jakiejkolwiek solidarności z Niemcami, przyjmowany jest z honorami przez bawarską CSU”. Porażkę kandydata prawicy Norbert Hofer w Austrii nazwał „ciężką porażką nacjonalizmu i antyeuropejskiego, wstecznego populizmu”. Podkreślił, że Van der Bellen wygrał „z jasnym proeuropejskim przesłaniem”. Trudno więc się dziwić posłance Krystynie Pawłowicz która o Martinie Schulzu mówi, że jest to „skrajny lewak, który nienawidzi Polaków i demokracji”. I która oceniając kandydatów na stanowisko kanclerza Niemiec dodaje „Mam nadzieję, że Niemcy wybiorą panią Merkel, która, wydaje mi się, że – z wieloma moimi osobistymi zastrzeżeniami – jest dla Polski optymalną kandydaturą”. Cóż o Angeli Merkel można powiedzieć wiele złego, szczególnie w kontekście kryzysu migracyjnego. Jednak jej wizyta w Warszawie pokazała, że można z nią rozmawiać, bo jest ona pragmatykiem. Schulz z kolei jest głęboko zideologizowanym agitatorem politycznym. To skrajnie lewacki naziol.
Martin Schulz urodził się w 1955 w Hehlrath (przekształconym później w dzielnicę Eschweiler) jako najmłodszy z pięciorga dzieci Alberta i Clary Schulzów. Tak przynajmniej podaje Wikipedia, bo już od jakiegoś czasu pojawiają się doniesienia, że jest on synem Karla Schulza SS-Hauptsturmführera (czyli kapitana SS) i szefa gestapo w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen. Jeżeli jest to prawda to co biedaczek musiał czuć, kiedy 2 lipca 2003 roku wkurzony Silvio Berlusconi mówił w Parlamencie Europejskim powiedział do niemieckiego polityka: "Panie Schulz, wiem, że włoski producent kręci właśnie film o nazistowskich obozach koncentracyjnych. Zasugeruję mu, aby obsadził pana w roli kapo. Znakomicie się pan do niej nadaje”. O tym, że wcześniej Schulz nazwał Berlusconiego troglodytą i mafiosem me(n)dia oczywiście przemilczały. Schulz tworzy także własną wersję historii III Rzeszy - „Niemcy wiedzą, co to wojna, dyktatura, prześladowania i wypędzenia, a wielu z nich musiało uciekać przed Hitlerem - powiedział Schulz. Niemieckie doświadczenie mówi, że jeśli ludzie uciekają przed Państwem Islamskim, to zasługują na schronienie”. Początek jego „kariery” to historia żula, który się podniósł. Dużo pił, był skończonym alkoholikiem, nie miał pracy i przez pewien czas żył z zasiłków. Z pomocą rodziny i urzędu dla bezrobotnych zrobił kurs sprzedawcy książek i jakoś się wydźwignął. Z wykształcenia – nie ma nawet matury. Złośliwcy twierdzą, że taki życiowy nieudacznik bez wykształcenia to świetny materiał na polityka zielonych, albo czerwonych. Schulz wybrał SPD, do której wstąpił już w wieku dziewiętnastu lat. I tej właśnie partii zawdzięcza wszystko. To dzięki niej został radnym w 38 tys. miasteczku pod Akwizgranem - nadreńskim Würselen, później jego burmistrzem (sprawował tę funkcję do 1998 roku). A wreszcie - europosłem i szefem europarlamentu. Jak był burmistrzem potężnie zadłużonego Würselen to zbudował park rozrywki Aquana pogrążając miasto w jeszcze większych długach. Dlatego stamtąd SPD wykatapultowała Schulza do Brukseli. Jak został szefem Parlamentu Europejskiego porównywał Europę do chlewu, w którym on Martin Schulz zrobi niemiecki porządek.
Jednak na jesieni możemy mieć problem, ponieważ Martin Schulz ma atuty, które mogą przeważyć, że ta wzorcowa europejska szumowina zasiądzie w fotelu kanclerza. Po pierwsze jest dla Niemców bardziej wiarygodny niż Merkel. Aż 64 proc. badanych uważa go za dobrego kandydata na kanclerza. Ponieważ aktualnie poparcie mają na takim samym poziomie - po 41 proc. Po drugie – to jest świetny mówca. Ten europejski socjalista jest prawie tak dobrym mówcą jak pewien Austriak, który był narodowym socjalistą. Co z tego wynikło dla świata pamiętamy. Po trzecie Martin Schulz nie jest nadpobudliwym awanturnikiem, lecz wyrachowanym, cynicznym, politycznym graczem. I patrząc na jego drogę zawodową, widać, jak bardzo skutecznym. Poza tym posiada charyzmę w przeciwieństwie do pedofila Daniela Cohn-Bendita, niekompetentnego Guy'a Verhofstadta, czy posiadającego charyzmę mokrego mopa i wygląd urzędniczyny z banku Van Rompuy'a. Niestety niemieckie me(n)dia ukoronowały kandydata SPD już na „zbawcę idei jednej Europy” nadając mu tytuł „św Marcina lewicy” promując jego wizerunek „prostego człowieka z ludu” i „protektora sprawiedliwości społecznej”. W Niemczech trwa obecnie prawdziwa „Martinomania”. Gdyby wybory odbyły się dzisiaj, to na Schulza zagłosowałoby bezpośrednio 50 procent wyborców. Na Angelę Merkel zaledwie 34 procent. Cóż – Hitler też wygrał demokratyczne wybory. Jak widać co jakiś czas temu narodowi kompletnie odwala.
Warto przypomnieć jak uwalił kandydaturę Rocca Buttiglione na komisarza UE, z powodu jego konserwatywnych poglądów dotyczących rodziny i homoseksualizmu, albo jak podczas czeskiej prezydencji w UE pojechał z pedofilem Danielem Cohn-Benditem do Pragi zbesztać prezydenta Czech Vaclava Klausa. Czego Klaus im nie odpuścił przyrównując wizytę obu Szwabów do zachowania Ryharda Heydricha wobec premiera Hachy w czasie zajmowania Czechosłowacji. Gdy Irlandczycy odrzucili w referendum tzw. eurokonstytucję, zagroził im „sankcjami ekonomicznymi”, podobnie jak „niegodnym” Węgrom, którzy wybrali na premiera Viktora Orbána. Gdy Brytyjczycy postanowili przeprowadzić referendum o przynależności do UE, Schulz pozwolił sobie na takie tyrady, że poseł Godfrey Bloom krzyknął do niego po niemiecku: „Ein Volk, ein Reich, ein Führer…!”, i nazwał go od „faszystą”, który „chce stworzyć jakieś europejskie superpaństwo”. Wtedy „TW Karol” czyli Jerzy Buzek dał Brytyjczykowi wybór: albo opuści salę, albo wyprowadzą go strażnicy. Bloom wyszedł sam. Gdy urzędy premiera i prezydenta objęli Lech i Jarosław Kaczyńscy, Schulz wywalił: „Bracia Kaczyńscy nigdy nie będą naszymi partnerami, ponieważ reprezentują wszystko to, co my zwalczamy”. Jedną z przyczyn słownych napaści Schulza był np. zamiar rozliczenia się PiS z komunizmem w Polsce i zapowiedź lustracji, co de facto zostało w kraju Schulza zrealizowane w majestacie prawa i z całą bezwzględnością. Mało kto dziś pamięta, jak zaciekle Schulz bronił wówczas europosła Bronisława Geremka.
Martin Schulz jest politykiem niebezpiecznym. To fanatyk. Skrajny zwolennik brukselskiego dyktatu. Nie akceptujący żadnej odmienności zdań i gotowy do najpodlejszych prowokacji retorycznych. Stojąc na czele rządu niemieckiego, stałby się najpotężniejszym politykiem kontynentu. To skończone bydle o wyglądzie, za który jego własny ojciec w czasie poprzedniej wojny wsadziłby go do komory gazowej w Mauthausen-Gusen. Andrzej Sapkowski napisał kiedyś, że nie istnieje mniejsze i większe zło, ponieważ jest tylko zło. To nie jest prawda. W tym przypadku faktycznie Angela Merkel jest mniejszym złem.
Michał Miłosz