Od grafologów do grafomanów

0
0
0
/

Muszę pochwalić się słowami pana Zagłoby: „mości panowie, proroctwa mnie wspierają!”. Oto kiedy pani Maria Kiszczakowa, najwyraźniej za radą męża, który – czując zbliżającą się śmierć – prawdopodobnie udzielił jej następującej rady: Kiedy ja zamknę oczy, parasol ochronny nad tobą zostanie natychmiast zwinięty, więc Marysiu nie trzymaj w domu tych kompromatów, jeśli nie chcesz skończyć tak, jak Jaroszewiczowie. Pozbądź się tego – ale tak, żeby cała Polska widziała, że u ciebie nic już nie ma, a wtedy będziesz sobie żyła aż do naturalnej śmierci. Kiedy więc pani Kiszczakowa przekazała dokumenty Instytutowi Pamięci Narodowej, powiedziałem podczas audycji w rządowej telewizji, że na jednej ekipie grafologów się nie skończy. Będzie powołana następna – oczywiście jeszcze bardziej niezależna, a jeśli i ta ustali coś, co nie będzie zgadzało się z tak zwaną „legendą Lecha Wałęsy”, to pojawi się kolejna, jeszcze bardziej niezależna – i tak aż do skutku, to znaczy – do momentu, kiedy grafologów zastąpią grafomani, którzy spreparują Złotą Legendę Lecha Wałęsy Do Użytku Mikrocefali, żeby i oni mieli w co wierzyć. I oto były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju właśnie zapowiedział powołanie nowej ekipy grafologów, więc tylko patrzeć, jak pojawią się i grafomani. Jest to prawdopodobne tym bardziej, że – jak podejrzewam – Lech Wałęsa tylko dlatego przestał być konfidentem SB, bo został przejęty przez wywiad wojskowy, który podjął trud wystrugiwania z niego dygnitarza. Warto przypomnieć, że „lewica laicka”, czyli dawni stalinowcy w rodzaju Bronisława Geremka, czy Jacka Kuronia, początkowo miała swojego „wałęsę” w osobie Zbigniewa Bujaka, który, jako naturszczyk, też nadawał się na robotniczego przywódcę. Widocznie jednak ktoś, a właściwie KTOŚ przekonał i „drogiego Bronisława” i Jacka Kuronia, żeby dali sobie spokój z tym całym Bujakiem, bo po co tu jakiś Bujak, którego trzeba by od nowa wystrugiwać z banana, kiedy jest tu oto samorodny przywódca robotniczy, „wierny syn Kościoła”, jak się należy, który nie tylko wie, z której strony chleb jest posmarowany, ale przede wszystkim – że nie kąsa się ręki, która ten chleb daje. Zatem kiedy w ramach przygotowań do transformacji ustrojowej, „lewica laicka” przy dyskretnej pomocy wywiadu wojskowego przeprowadziła selekcję kadrową w strukturach podziemnych, wymiksowując stamtąd „ekstremę”, wszystko było już pod należytą kontrolą - oczywiście z Kukuńkiem na czele. I to jest właśnie przyczyna, dla której michnikowszczyna z taką determinacją broni „legendy Lecha Wałęsy” nie tylko wbrew oczywistym faktom, ale również – co zresztą wywołuje mimowolny efekt komiczny – mimo objawów gonitwy myśli u byłego prezydenta, któremu „koncepcje” na temat „Bolka” mnożą się w głowie jak króliki. Zresztą może to nie gonitwa myśli, może to tylko pozór, będący tak naprawdę rezultatem wykonywania przez niego instrukcji na wypadek dekonspiracji. Chodzi o mnożenie coraz bardziej karkołomnych i coraz mniej prawdopodobnych „wyjaśnień”, które doprowadzą do zniechęcenia opinii publicznej do zdekonspirowanej rewelacji. Nie wiadomo, co gorsze, czy gonitwa myśli, czy wykonywanie instrukcji, bo jeśli Lech Wałęsa w 2017 roku wykonuje instrukcję swoich przełożonych, to skąd możemy mieć pewność, że tylko tę, że nie wykonuje również innych instrukcji? Michnikowszczyna broni „legendy Lecha Wałęsy”, bo jej własna legenda, podobnie jak legendy innych legendarnych „ojców założycieli III RP” są na niej zbudowane na podobieństwo domku z kart. Usunięcie jednej karty z tej misternej konstrukcji powoduje natychmiastową katastrofę całej budowli. Ale nie tylko o te nieszczęsne „legendy” tu chodzi. Najważniejszą bowiem funkcją „Legendy Lecha Wałęsy” podobnie jak legend pozostałych legendarnych postaci drobniejszego płazu, jest legitymizowanie okupacji naszego nieszczęśliwego kraju przez tajne służby z komunistycznym rodowodem, to znaczy – przez „trzecie pokolenie UB”. Legendy bowiem mają wszystkich przekonać, że z tą III Rzeczpospolitą to wszystko naprawdę, że historie o jej cudownych narodzinach, to nie jest rzeczywistość podstawiona, tylko do bólu autentyczna. To na wielu ludzi działa i to nie tylko na łotrów, którzy z okupacji naszego nieszczęśliwego kraju przez „trzecie pokolenie UB” obcinają sobie kupony, ale również na takich, którzy nic z tego materialnie nie mają, a tylko pragną, żeby wszystko „ładnie wyglądało” niczym zidiociały generał w powieści Zofii Nałkowskiej, który - oglądając publiczność zgromadzoną na wyścigach konnych – z zadowoleniem konstatuje: „demokracja, arystokracja, porządek!”. Nie ma przypadków, są tylko znaki – mawiał świętej pamięci ksiądz Bronisław Bozowski”. Zatem nie jest przypadkiem, że w miarę zaostrzania się obrony „legendy Lecha Wałęsy, do której ostatnio zostało zmobilizowane nawet stadko celebrytów, rozmaite szubrawe typy nasilają kampanię szkalowania „żołnierzy wyklętych” - że „zbrodniarze”, „bandyci” i tak dalej. Żołnierzy, którzy wbrew wszystkiemu dochowali wierności Rzeczypospolitej, za co przez okupantów zostali wymordowani, wdeptani w ziemię i skazani na zapomnienie, żeby pamięć o nich nie odrodziła się w następnych pokoleniach mniej wartościowego narodu tubylczego. Tymczasem nastąpiła zmiana pokoleniowa; wyrosło „trzecie pokolenie Armii Krajowej”, które rozkopało śmietnik historii, odrzucając „legendy”, przy pomocy których nasi okupanci usiłowali zasypać historyczną prawdę i natrafiło na kości bohaterów, wydobywając ich z zapomnienia. To jest dla naszych okupantów groźne, toteż nic dziwnego, że „trzecie pokolenie UB” zwalcza „trzecie pokolenie Armii Krajowej”, również przy pomocy podstawionych bohaterów i ich spreparowanych „legend”.  

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną