Portal Prawy.pl został zaatakowany za opublikowanie artykułu „PiS przeznaczył 9 mln zł na seksedukatorów w szkołach!!!”. Tradycyjnie oberwało nam się za to, że nie wierzymy w dobre intencje rządu Prawa i Sprawiedliwości w zakresie edukacji seksualnej dzieci. Otóż nie tylko że nie wierzymy, ale mamy dowody na to, że jest dokładnie odwrotnie niż usiłują przekonywać co poniektórzy politycy wspomnianej formacji.
Ministerstwo Zdrowia przeforsowało projekt podniesienia świadomości prokreacyjnej wśród młodzieży w ramach dodatkowych zajęć, których wdrożenie nie było konsultowane ani z rodzicami, ani z nauczycielami WDŻ, ani też z dyrektorami szkół i resortem MEN. Nie zyskało również szerokiej akceptacji społecznej.
Już same wyjaśnienia dotyczące wymagań, jakie muszą spełniać podmioty uprawnione do składania ofert w konkursach ogłoszonych przez Ministerstwo Zdrowia w ramach realizacji Celu Operacyjnego 6: „Poprawa zdrowia prokreacyjnego” budzą poważne zaniepokojenie. Oto w punkcie 3 bowiem czytamy: „Opracowanie i upowszechnienie materiałów edukacyjnych dotyczących różnych aspektów zdrowia prokreacyjnego”. Jakich aspektów? Nie doprecyzowano. W kolejnych punktach, jako obowiązki takiego podmiotu wymieniono: „Organizacja konferencji i spotkań edukacyjnych popularyzujących wiedzę na temat zdrowia prokreacyjnego – edukacja młodzieży w szkołach” oraz „Uruchomienie i prowadzenie portalu informacyjnego z bazą wiedzy dotyczącą zdrowia prokreacyjnego”. Warto nadmienić, że nie powiedziano nic na temat kontentu owych spotkań edukacyjnych, czy informacji, jakie zamieszczane będą na wspomnianym portalu internetowym (pamiętajmy, że aborcja, pigułki wczesnoporonne i środki antykoncepcyjne są w Polsce dopuszczalne, zatem w takim programie siłą rzeczy się znajdą).
Wszystko znajduje jednak wyjaśnienie w dalszej lekturze dokumentu: „Jak zostało wskazane w treści ogłoszeń - oferentami mogą być podmioty określone w art. 3 ust. 2 ustawy o zdrowiu publicznym (Dz. U. 2015, poz. 1916), tj. podmioty, których cele statutowe lub przedmiot działalności dotyczą spraw objętych zadaniami z zakresu zdrowia publicznego określonymi w art. 2 ustawy o zdrowiu publicznym, w tym organizacje pozarządowe i podmioty, o których mowa w art. 3 ust. 2 i 3 ustawy z dnia 24 kwietnia 2003 roku o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. 2016, poz. 1817)”. I dalej: „W związku z licznymi pytaniami o doprecyzowanie jakie podmioty, nie będące organizacjami pozarządowymi, mogą przystąpić do konkursów, o numerach: NPZ.CO6_2_1_a_2017, NPZ.CO6_2_1_b_2017, NPZ.CO6_2_2_2017, NPZ.CO6_3_2017, NPZ.CO6_2_3b_2017 i NPZ.CO6_2_4_2017, uprzejmie informujemy iż są to podmioty, których: cele statutowe lub przedmiot działalności dotyczą spraw objętych zadaniami z zakresu zdrowia publicznego określonymi w art. 2 ustawy o zdrowiu publicznym, przy czym przedmiot działalności jest rozumiany również jako doświadczenie w realizacji działań z zakresu zdrowia publicznego”.
Oznacza to, że nie wykluczono z konkursu podmiotów promujących aborcję, środki wczesnoporonne i antykoncepcyjne, będących jednocześnie podmiotami prowadzącymi seksualizację dzieci.
Zresztą nic w tym dziwnego. Warto przypomnieć o tak usilnie promowanych i forsowanych przez PiS celach zrównoważonego rozwoju, w których jednym z kluczowych punktów jest wezwanie do „edukacji” w obszarze „zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego”, tak ostro, wręcz agresywnie promowane przez międzynarodowe organizacje, w tym m.in. WHO i ONZ.
Przypomnijmy, jak wyglądają „Standardy edukacji seksualnej w Europie” forsowane przez Światową Organizację Zdrowia. Oto jakie „przedmioty” postuluje „wykładać” dzieciom:
- Dzieci w wieku 0-4 powinny nauczyć się „zadowolenia i przyjemności z dotykania własnego ciała”, „wczesnodziecięcej masturbacji” oraz „prawa do odkrywania własnych tożsamości płciowych”;
- Dzieci w wieku 4 – 6 powinny uczyć się o „związkach jednopłciowych” oraz „szacunku dla innych norm odnośnie do seksualności”;
- Dzieci w wieku 9-12 lat mają znać „różnice między kulturową tożsamością płciową a płcią biologiczną”, „prawa seksualne” zdefiniowane przez aborcyjnego giganta, zbrodniczej Federacji Planned Parenthood;
- Dzieci powyżej 15 roku życia mają uczyć się „akceptacji i uwielbienia dla różnic seksualnych”, „pogwałcania praw seksualnych” i „prawa do aborcji”.
Program ten ma zostać wprowadzony – zgodnie z założeniami międzynarodowych organizacji - do 2030 roku i nikogo nie interesuje, że zagraża on prawidłowemu rozwojowi dziecka: fizycznemu, psychologicznemu, intelektualnemu i duchowemu.
Dokładnie to – śmiem twierdzić – ma zamiar po cichu wprowadzić rząd Prawa i Sprawiedliwości i nie jestem w mojej opinii odosobniona. Jedyne, co może mnie przekonać, że jest inaczej to:
- Wypowiedzenie przez PiS konwencji antyprzemocowej, w której znalazł się zarówno genderyzm, jak i tzw. prawa reprodukcyjne;
- Usunięcie z Art. 5 Konstytucji RP treści: „Rzeczpospolita Polska strzeże niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium, zapewnia wolności i prawa człowieka i obywatela oraz bezpieczeństwo obywateli, strzeże dziedzictwa narodowego oraz zapewnia ochronę środowiska, kierując się zasadą zrównoważonego rozwoju” wspomnianego zrównoważonego rozwoju;
- Potępienie celów zrównoważonego rozwoju jako destrukcyjnych i uderzających w rodzinę;
- Penalizacja seksualizacji dzieci i wychowywania do aborcji;
- Jednoznaczne odcięcie się od wytycznych ONZ i WHO we wspomnianym zakresie;
- Przeprowadzenie intensywnej, ogólnopolskiej kampanii edukacyjnej na temat zgubnych skutków ulegania lewackim ideologiom;
- Wprowadzenie bezwzględnego zakazu zabijania dzieci poczętych.
Tego oczekiwałabym od polityków, którzy utożsamiają się z katolicyzmem. Problem jednak w tym, że z katolicyzmem utożsamiają się oni jedynie przed wyborami, w rzeczywistości zaś są zatwardziałymi socjalistami o lewicowych inklinacjach.
Artykuł, który wzbudził tak wiele kontrowersji jest dostępny na stronie: http://prawy.pl/46383-pis-przeznaczyl-9-mln-zl-na-seksedukatorow-w-szkolach/