"A jednak się kręci!" - o micie prześladowania Galileusza
Gdyby zapytać przeciętnego Polaka o to, co spotkało Galileusza to zapewne by odparł, że z powodu przekonania, że ziemia kręci się wokół słońca spotkały go tortury i kara śmierci. Bardziej wykształcony mógłby dopowiedzieć, że Galileusz po usłyszeniu skazującego wyroku odparł z dumą przed sądem inkwizycyjnym: "A jednak się kręci!". Problem w tym, że te odpowiedzi byłyby oparte na kłamstwach.
Dzisiaj wiemy, że dopiero w 1757 r., a więc ponad sto lat po procesie Galileusza, Giuseppe Baretti, nierzetelny dziennikarz, wymyślił anegdotę, która miała od tej pory stanowić podstawę legendy włoskiego uczonego. Ukazywano go bowiem przez wieki, jako heroicznego naukowca, który stanął do nierównej walki z obskuranckim Kościołem katolickim bardziej przywiązanym do religijnej mitologii niż do prawdy.
Prawda jest jednak zupełnie inna. Szczegółowo opisał ją Vittorio Messori, współczesny włoski dziennikarz, w cyklu artykułów, który ukazał się po polsku w książce pt. "Czarne karty Kościoła".
Twierdzi się, że Galileusz został oskarżony o to, że głosił, iż ziemia kręci się dookoła słońca. Jest to podstawowe kłamstwo. Stanął przed sądem inkwizycyjnym dlatego, że nie mając dowodów głosił, że to twierdzenie jest absolutnie prawdziwe. Oskarżono go więc nie o to, co głosił, ale o to, jak to robił. W tym czasie zaś stan nauki był taki, że istniały dwie równoważne hipotezy. Pierwszą z nich był system ptolemeuszowski, który zakładał, że słońce i planety krążą dookoła ziemi. Drugą natomiast był system kopernikowski uznający, że ziemia i inne planety krążą dookoła słońca. Pierwszy bezdyskusyjny dowód na ruch ziemi pochodzi dopiero z 1748 r. Wielu katolickich zakonników opowiadało się mimo to już wówczas za systemem kopernikańskim, a nie spotkały ich za to żadne kary.
Galileusz potrafił przytoczyć tylko jeden argument na poparcie teorii, że ziemia kręci się wokół słońca. Twierdził, że przypływy i odpływy morza powstają na skutek "wstrząsu" wód wywołanym ruchem ziemi. Był to argument błędny. Sędziowie, którzy także byli naukowcami zajmującymi sią tą samą dziedziną wiedzy, nie zgodzili się z tym tłumacząc, zgodnie z prawdą, że odpływy i przypływy morza są spowodowane przyciąganiem księżyca. Galileusz jednak uważał ich za imbecyli, więc nie przyjmował od nich wyjaśnień.
Rzekomy autor zdania "A jednak się kręci!" pomylił się także, kiedy w 1618 r. pojawiła się na niebie kometa. Galileusz ogłosił wówczas, że jest to złudzenie optyczne. Walczył nawet z jezuickimi astronomami z rzymskiego obserwatorium, którzy twierdzili, że było to prawdziwe ciało niebieskie. Już te dwa przykłady dowodzą, że w sporze między Kościołem katolickim a Galileuszem to Kościół reprezentował naukę. Włoski uczony nie tylko nie potrafił uzasadniać swoich twierdzeń, ale także kłamał i dopuszczał się fałszerstw. Podrobił imprimatur, a więc zgodę władz kościelnych na wydanie książki, umieszczając tę fałszywkę w swoim dziele.
Podejrzanego przesłuchiwali naukowcy, którzy próbowali z nim dyskutować. Kłamstwem jest więc twierdzenie, że byli to teolodzy nie znający się na rzeczy. Tą sprawą zajmował się także osobiście inkwizytor i wybitny człowiek Robert Bellarmin. Po śmierci uznano go świętym i doktorem Kościoła. Jest to najwyższy tytuł w Kościele nadawany tylko najwybitniejszym katolickim myślicielom. Przez dwa tysiące lat istnienia Kościoła nadano go tylko 35 osobom.
Oszustwem jest także mówienie o tym, jak wiele wycierpiał Galileusz ze strony Kościoła. W rzeczywistości człowiek ten nie spędził w więzieniu ani jednego dnia. Nigdy też nie cierpiał fizycznie. Wezwany do Rzymu na proces zamieszkał w pięciopokojowym mieszkaniu z widokiem na ogrody watykańskie, z człowiekiem przeznaczonym do osobistych posług. Przebywał tam oczywiście na koszt Stolicy Apostolskiej.
Po wyroku został umieszczony we wspaniałej willi Medyceuszów w Pincio. Następnie był gościem pałacu arcybiskupiego w Sienie. Ostatecznie trafił do luksusowej willi Arcetri. Nie zabroniono mu prowadzenia dalszych badań, dzięki czemu mógł wydać książkę. Pozwolono mu także na przyjmowanie wizyt. Po krótkim czasie zdjęto także z niego zakaz opuszczania willi. Jedyną karą, jaką miał od tej pory, było odmawianie siedmiu psalmów pokutnych raz w tygodniu. "Kara" ta miała obowiązywać przez trzy lata, ale sam Galileusz uznając się za dobrego katolika, odmawiał ją dalej dobrowolnie. Nie spotkało go żadne wielkie odrzucenie. Dalej przyjaźnił się z biskupami i był ulubieńcem kilku papieży. Zmarł nawet z papieskim błogosławieństwem. Za życia znacznie częściej wchodził w konflikt ze świeckimi profesorami z uniwersytetów niż z ludźmi Kościoła.
Mimo tych faktów ludzie oświecenia, a następnie marksiści stworzyli czarną legendę, której jedynym celem było uderzenie w Kościół. Zaangażowano sztukę, która miała służyć utrwalaniu tego mitu. Włoski malarz Cristiano Banti namalował obraz "Galileusz przed rzymską inkwizycją", na którym uczony z dumą staje przed swoimi sędziami. Niemiecki komunistyczny pisarz Bertolt Brecht w 1939 r. napisał tendencyjną sztukę "Życie Galileusza". Liliana Cavani w 1968 r. zrobiła film dla włoskiej telewizji pt. "Galileusz". Uznano go za antyklerykalny i nie wyemitowano, ale trafił do kin.
Czarną legendę Galileusza wykorzystywali także masoni. W Bydgoszczy powstała polska loża o nazwie "Galileusz". Na jej stronie internetowej można przeczytać, że włoski uczony przebywał w areszcie do końca życia. Wybór takiego patrona miał być związany z chęcią oddania hołdu "jego humanistycznym poglądom".
Kościół nie ograniczał badań naukowych. To właśnie w średniowiecznej Europie powstały uniwersytety. Na początku XVII w., kiedy działał Galileusz w Europie było 108 uniwersytetów. Jeszcze kilka znajdowało się w Ameryce na terenach zajętych przez Hiszpanów i Portugalczyków, natomiast żaden nie znajdował się na terenach niechrześcijańskich. W tamtych czasach powstało także w Watykanie obserwatorium astronomiczne działające do dzisiaj i uważane za jedno z najbardziej prestiżowych na świecie.
Źródło: prawy.pl