Ciąg dalszy procesu trzech stoczniowców oskarżonych o pobicie 72 policjantów!
W obliczu pojawiających się na horyzoncie społecznych protestów władza postanowiła "odmrozić" sprawę gdańskich stoczniowców oskarżonych o rzekome pobicie policjantów podczas manifestacji w obronie Stoczni Gdańsk 29 kwietnia 2009 r. przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie.
Sąd nagle "przypomniał sobie", że sprawa stoczniowców nie została jeszcze zamknięta, chociaż de facto przez te wszystkie lata pozostawała martwa. Niedawno trzech związkowców z gdańskiej stoczni – Roman Puszcz, Zbigniew Stefański i wiceprzewodniczący Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” Karol Guzikiewicz – otrzymało wezwanie na rozprawę, która odbędzie się w środę 28 stycznia o godz. 12 w sali 450 w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia (ul. Marszałkowska 82, wejście od ulicy Żurawiej).
Karol Guzikiewicz nie ma wątpliwości, że nagłe przyspieszenie biegu sprawy ma związek z ostatnimi protestami górniczymi na Śląsku.
– Napięcie społeczne w Polsce rośnie, można spodziewać się kolejnych protestów społecznych. Może chodzi o to, żeby zniechęcić osoby rozczarowane obecnymi rządami do wyjścia na ulice, zastraszyć je? Może ktoś chce już teraz pokazać zielone światło dla karania uczestników przyszłych protestów? – pyta lider gdańskich stoczniowców. Mimo tych wątpliwości jest przekonany, że on i jego koledzy zostaną uniewinnieni, bo to oni są pokrzywdzonymi w całej sprawie.
Warto w tym miejscu przypomnieć dramatyczny przebieg manifestacji z 29 kwietnia 2009 r., w której wzięło udział kilkuset pracowników Stoczni Gdańsk i kooperujących z nią poznańskich Zakładów im. Cegielskiego. Związkowcy bronili swoich miejsc pracy, w sytuacji rządowych planów likwidacji przemysłu stoczniowego (ostatecznie ten los spotkał Stocznię Gdynia i Stocznię Szczecińską). Protest zorganizowano 29 kwietnia, ponieważ tego dnia w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki odbywał się kongres Europejskiej Partii Ludowej, do której należy Platforma Obywatelska.
W wyniku brutalnej interwencji policji rannych zostało wówczas co najmniej 32 manifestantów, 13 zostało hospitalizowanych, w tym 2 na oddziale intensywnej opieki medycznej. Dodatkowo kilkadziesiąt osób doznało objawów poparzenia twarzy i dróg oddechowych w wyniku użycia przez policję gazu pieprzowego. Związkowcy podejrzewają - zresztą nie bezpodstawnie - że użyto gazu lub oleju (taką konsystencję miała substancja) pieprzowego w większym niż dopuszczalne stężeniu lub użyto ich w zbyt dużej ilości. Objawy wielu osób (np. omdlenia) nie były bowiem typowe dla przypadków użycia właściwego gazu pieprzowego. Jednym z poszkodowanych podczas manifestacji był fotoreporter „Magazynu Solidarność” Paweł Glanert.
– Według prokuratury wraz z kolegami pobiłem 72 policjantów. To niemożliwe nawet fizycznie, musiałbym być komandosem. Nie dotknąłem palcem nawet 1 policjanta. Naszym zdaniem policja użyła środków chemicznych w drastyczny i nieuzasadniony sposób. Przede wszystkim nie rozwiązano wcześniej naszej manifestacji. Jeśli policja uważała, że manifestacja przebiegała w nieprawidłowy sposób, powinna wcześniej zwrócić się do organizatorów – wyjaśnia Karol Guzikiewicz.
KMK
Źródło: Solidarność
Fot. Paweł Glanert
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl