Były komisarz UE Janusz Lewandowski martwi się o los banków
Były komisarz UE ds. budżetu, a obecnie poseł do Parlamentu Europejskiego z list Platformy Janusz Lewandowski, udzielił wywiadu telewizji portalu Onet i oczywiście już się martwił o wypełnianie zobowiązań wyborczych przez prezydenta - elekta Andrzeja Dudę.
Okazuje się, że najbardziej martwi się o skutki zapowiedzianego przewalutowania tzw. kredytów frankowych po kursie z dnia jego uzyskania, bo jego zdaniem „to oznacza ruinę polskich banków”.
To zadziwiające, że prominentnego polityka Platformy nie martwi los 600 tysięcy rodzin posiadaczy tzw. kredytów frankowych a martwi los polskich banków, choć prawie wszystkie które ich udzielały to banki zagraniczne.
Niejako przy okazji w tym wywiadzie, ten „wytrawny” ekonomista, obciążył Andrzeja Dudę odpowiedzialnością za dewaluację polskiego złotego z 3,80 zł za franka w kwietniu do ponad 4 zł pod koniec maja.
Pilnowanie interesów zagranicznych banków, to swoista „przypadłość” ludzi Platformy od lat ale daje ona o sobie znać w sposób szczególny od momentu kiedy członkowie tej partii opanowali większość instytucji publicznych.
Patrzyłem na to z bliska przez 3 lata kiedy byłem posłem w polskim Sejmie i nie mogłem się nadziwić jak prominentni posłowie tej partii argumentowali odrzucenie projektów ustaw na przykład o podatku bankowym czy też o likwidacji Bankowego Tytułu Egzekucyjnego złożonych przez posłów Prawa i Sprawiedliwości.
Nie miałem wtedy wątpliwości, że bardziej martwią się o odpowiednią wysokość zysków osiąganych przez banki zagraniczne w Polsce czy odpowiednią wysokość opłat pobieranych od usług bankowych, a nie o los ich klientów, a prawdę mówiąc nawet w Sejmie nie zetknąłem się z taką ostentacją w tym zakresie.
Jak się okazuje mimo wszystkich deklaracji składanych w ostatnich miesiącach przez ministrów rządu Ewy Kopacz, że są zwolennikami udzielenia pomocy posiadaczom tzw. kredytów frankowych przez banki, podejmują decyzje z nimi sprzeczne.
Chodzi o stanowisko polskiego rządu które zostało przesłane do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu w październiku 2014 roku w związku z rozpatrywaniem przez ten Trybunał pytania węgierskiego Sądu Najwyższego w sprawie kredytów denominowanych w walutach obcych czy mówiąc w uproszczeniu są one kredytami czy też instrumentem finansowym (transakcją terminową) na gruncie dyrektywy 2004/39/WE.
Polski rząd zasygnalizował Trybunałowi, że stwierdzenie nieważności postanowień walutowych w kredytach denominowanych w walutach obcych, a w konsekwencji konieczność ich przewalutowania, może spowodować negatywne konsekwencje dla banków w Polsce i wygenerować po ich stronie starty rzędu kilkudziesięciu miliardów złotych.
W ten sposób rząd Ewy Kopacz jednoznacznie stanął po stronie zagranicznych banków, które udzieliły dużej ilości kredytów denominowanych w walutach obcych, a nie po stronie kredytobiorców, choć szefowa rządu deklarowała parokrotnie publicznie, „że mając do wyboru interes banków lub ich klientów zawsze wybierze interes klientów.
Lewandowski straszy, że „przewalutowanie kredytów to ruina polskich banków” ale chyba zapomniał, że pod koniec stycznia tego roku przewodniczący KNF Andrzej Jakubiak zaproponował przewalutowanie po kursie z dnia otrzymania kredytu i twierdził i stwierdził, że odpowiednie obudowanie tego procesu spowoduje koszty po stronie banków w wysokości około 1,2 mld zł rocznie.
Później pod naciskiem lobby bankowego skupionego między innymi w Związku Banków Polskich modyfikował tę propozycję (podział po przewalutowaniu na dwa kredyty z których ten drugi byłby sukcesywnie w 50% umarzany) ale nawet i to rozwiązanie zostało ostatecznie odrzucone.
Straszenie przez Lewandowskiego Polaków skutkami przewalutowania tzw. kredytów frankowych i jednocześnie obciążanie prezydenta - elekta Andrzeja Dudy skutkami wprowadzenia takiego rozwiązania, oznacza że rządzący niczego nie zrozumieli z przegranych wyborów prezydenckich.
Dr Zbigniew Kuźmiuk
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl