Powinno zależeć nam na zatrzymaniu części Ukraińców w Polsce. Mamy dokładnie rok zanim wezmą ich Niemcy!

Niemcy planują uchwalenie ustawy mającej na celu ułatwienie podejmowania pracy obywatelom spoza Unii Europejskiej, w tym z Ukrainy. Wzbudziło to spore obawy wśród polskich przedsiębiorców - jak bowiem podają szacunki Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, w najbliższym czasie nasz kraj opuścić może nawet milion pracowników zza wschodniej granicy. Wbrew pozorom, co warto podkreślić różnym quasi narodowcom myślącym kategoriami nie rozwoju rynkowego państwa, ale widzącymi Polskę AD2019 li tylko przez pryzmat OUN-UPA, to, co planują Niemcy to bardzo zła informacja dla Polaków. Do Reichu wyjadą najlepiej przeszkoleni w Polsce pracownicy (np. sektor medyczny) i tacy, których stanowisk nie chcą obejmować Polacy (np. sektor mięsny). Mamy rok, aby odpowiedzieć na niemiecką legislację.
O zagrożeniach związanych z otwarciem niemieckiego rynku pracy oraz tym, jak przygotować się do nadchodzących zmian Jacek Pałys rozmawia z Łukaszem Mileckim z firmy Skuteczni, która specjalizuje się w rekrutacji pracowników ze Wschodu (https://skuteczni.pl/).
1 stycznia 2019 niemiecki rynek pracy miał się otworzyć na pracowników z krajów spoza Unii Europejskiej, między innymi z Ukrainy. Finalnie, ustawa ma zostać wprowadzona dopiero za rok. Jak wówczas zmieni się polski rynek pracy? Czy rodzima gospodarka może mieć spore kłopoty przez działania Niemców?
Wspomniana ustawa zakłada pięć głównych kwestii - szybsze oraz wydajniejsze procedury przyjmowania imigrantów, ramy prawne mające na celu skuteczne zarządzanie i wzmacnianie wykwalifikowanej imigracji zarobkowej, przyspieszenie procedur powiązanych z uznawaniem kwalifikacji oraz ułatwienie nauki języka niemieckiego jeszcze przed podjęciem pracy. Niemcy są świadomi, że od napływu pracowników spoza krajów Unii Europejskiej uzależniony jest los ich gospodarki. Niemcy celować będą w wykwalifikowanych pracowników, głównie tych, którzy reprezentują zawody techniczne oraz medyczne. Odpływ Ukraińców sięgający miliona osób to statystyki nieco zawyżone, lecz trudno dziwić się obawom polskich przedsiębiorców. Jak bowiem pokazują badania, aż 60 procent Ukraińców zamieszkujących nasz kraj rozważa wyjazd do Niemiec w najbliższym czasie. Dopiero po wejściu ustawy w życie możliwe będzie realne oszacowanie ewentualnych zagrożeń dla polskiej gospodarki. Warto również zdawać sobie sprawę z faktu, iż nieprawdą jest, że każda osoba spoza Unii Europejskiej będzie mogła liczyć dzięki niemieckiej ustawie na zatrudnienie. Dotyczy ona bowiem głównie osób posiadających stosowne kwalifikacje. Niezbędna jest tutaj także umowa o pracę oraz, przynajmniej minimalna, znajomość języka niemieckiego. To patent Niemców na nasycenie rynku pracy wyłącznie najbardziej pożądanymi kandydatami. Mieszkańcy Ukrainy oraz innych krajów spoza Unii Europejskiej powinni dwa razy zastanowić się zanim zdecydują się na porzucenie pracy w naszym kraju i wyjazd do Niemiec.
O ile dobrze rozumiem, z Polski wyjechać mieliby głównie najlepsi specjaliści, co jest podwójnym zagrożeniem dla rodzimych firm - zarówno tych, które szukają wykwalifikowanych ekspertów, jak i przedsiębiorstw zatrudniających osoby wykonujące prace fizyczne.
Niestety, tak to wygląda. Zatrudnieni w naszym kraju Ukraińcy najczęściej wykonują proste prace, poniżej ich kwalifikacji, co nierzadko rodzi w nich frustrację. Wejście wspomnianej ustawy stanowić będzie dla nich doskonałą okazję na podjęcie wymarzonej pracy w sposób legalny. W Polsce zatrudniona jest również spora grupa mieszkańców Ukrainy, która przyjechała tu bez żadnego doświadczenia, a dziś zajmuje kierownicze stanowiska. To niezwykle smakowity kąsek dla niemieckich firm.
Warto tu także wspomnieć o tym, że mimo że do Polski wciąż napływają kolejni mieszkańcy Ukrainy, polskie firmy mają w dalszym ciągu bardzo dużo wakatów do obsadzenia. Sprawia to, że nawet niewielki odpływ Ukraińców mógłby się dla nich wiązać z niemałymi problemami. Czy tego typu zagrożenie mogą nieco zmniejszyć obawy niemieckiego rządu przed ewentualnym spowolnieniem gospodarczym?
Faktem jest, że jeżeli dojdzie do spowolnienia, a przedsiębiorstwa zmuszone będą zwalniać swoich pracowników, to ustawa może być w pewnym stopniu szkodliwa dla niemieckiej gospodarki. Pojawić mogą się bowiem problemy z pracą dla obywateli tego kraju, w szczególności, jeżeli zmuszeni będą oni do rywalizacji z pracownikami spoza Unii Europejskiej. Jak przewiduję, wszystko wyjaśni się na początku 2020 roku. Nie martwiłbym się tak bardzo o sytuację Polski - regularnie słyszy się bowiem o otwieraniu nowych zakładów pracy. Bez względu na to, jakie działania podejmą rodzime firmy, nie będą one w stanie zatrzymać Ukraińców, którzy mimo wszystko będą chcieli wyjechać na jakiś czas do Niemiec. Jestem przekonany, że spora część z nich po kilku miesiącach wróci do Polski. Wpływ na to ma bliskość - tak geograficzna, jak i kulturowa oraz językowa, która w znaczący sposób ułatwia mieszkańcom Ukrainy pracę w naszym kraju. Myślę, że znacznie bezpieczniej będą się oni czuli na polskim rynku pracy. Jedyne, co może ich skłonić do wyjazdu do Niemiec to wysokie zarobki.
Jedyne… ale chyba dla wielu kluczowe. W jaki sposób Polska może sobie poradzić z tym problemem?
Polski rząd ma cały rok, aby przygotować plan działania zakładający wejście niemieckiej ustawy w życie. Chodzi tutaj głównie o zmianę polityki migracyjnej. Jak zgodnie twierdzą Ukraińcy, pobyt i praca przez okres trzech lub sześciu miesięcy to zdecydowanie za mało, tym bardziej że u Niemców okres ten wynosi niekiedy nawet dwa lata. Nie bez znaczenia są także wymagane formalności i czas oczekiwania na decyzję, który w niektórych przypadkach wydłuża się do dwunastu miesięcy. Trudno się zatem dziwić, że Ukraińcy decydują się na wyjazd do naszych sąsiadów - do Czech, na Węgry i na Słowację, gdzie polityka migracyjna jest znacznie bardziej przystępna. Należy tu wspomnieć o tym, że 1 stycznia 2018 roku weszły w życie nowe przepisy zakładające obecność centralnej bazy obcokrajowców, w której są oni weryfikowani. Zgodnie z ustawą, rozpatrywanie wniosków powinno trwać nie dłużej niż siedem dni, lecz w niektórych przypadkach przeciąga się do nawet do dwóch tygodni, co wzbudza w Ukraińcach sporą frustrację. Długo czeka się także na informację w sprawie ewentualnego przedłużenia zatrudnienia. Tutaj wiadomość zwrotną otrzymuje się niekiedy nawet po kilku miesiącach, zamiast po obiecanych trzydziestu dniach.
Z czego wynikają tak duże opóźnienia?
Zdaniem urzędów, związane jest to z dużą ilością wniosków. W rzeczywistości chodzi jednak o sposób ich weryfikacji, który jest nadmiernie rozbudowany. Problem ten mógłby zostać wyeliminowany, gdyby system bazował na elektronicznej, nie pocztowej wymianie danych.
Co w takiej sytuacji mogli zrobić przedsiębiorcy?
Z roku na rok poprawie ulegają warunki tak finansowe, jak i socjalno-bytowe, jakie są oferowane Ukraińcom. Ich wynagrodzenie stopniowo zbliża się do tego, jakie otrzymują rodzimi pracownicy. Coraz częściej mają oni także wybór odnośnie tego, czy będą pracować w dużym czy w małym mieście, a także tego, jakie stanowisko będą zajmowali. Pracodawcy skupić powinni się na przestrzeganiu zawartych w umowie zapisów oraz terminowej wypłacie. Nie bez znaczenia jest także możliwość integracji z polskimi pracownikami.
No dobrze, a jak wygląda Wasza działalność na rynku pracy?
Nasza agencja Skuteczni.pl uruchomiła w ostatnim czasie linię biznesową, która uwzględnia zatrudnianie pracowników zarówno z Ukrainy czy Białorusi, jak i Filipin, Nepalu oraz Bangladeszu. Udało nam się pozyskać pierwszych klientów zainteresowanych zatrudnieniem tych osób na pierwszy rok pracy.
Czy z Waszej oferty skorzystać może każde przedsiębiorstwo, nieważne jak dużo pracowników jest w nim zatrudnionych?
Dokładnie tak. Naszymi klientami są zarówno firmy zatrudniające kilkunastu pracowników, jak i międzynarodowe korporacje.
Jestem ciekawy, jak radzicie sobie z barierami - czy to językowymi, czy kulturowymi, które są sporym problemem w przypadku pracowników z krajów takich, jak chociażby Indie?
Nasza agencja współpracuje z partnerami z tych krajów, których głównym zadanie jest uświadomienie ich, w jaki sposób wygląda praca i życie w naszym kraju. Opracowaliśmy także specjalny mini-słownik obejmujący podstawowe polskie zwroty, które przydadzą się zarówno podczas wykonywania obowiązków zawodowych, jak i poza miejscem pracy. Naszym priorytetem są osoby, które w przynajmniej komunikatywnym stopniu posługują się językiem angielskim.
Czyli jak rozumiem, dużo zależy tu od samego przedsiębiorcy?
Tak. Nasza agencja współpracuje z przedsiębiorstwami, dla których w żaden sposób problematyczne nie było to, by przygotować stosowne materiały dla pracowników w ich rodzimym języku. Jestem przekonany, że w ten sam sposób postąpić mogliby oni w przypadku treści w języku angielskim. Chciałbym tu także wspomnieć o tym, że mieszkańcy krajów takich, jak Indie czy Bangladesz wypowiadają się o Polsce w samych superlatywach. Przekazując tak pozytywną informację o naszym kraju swoim rodakom, przyczyniać mogą się do wzrostu napływu pracowników z Dalekiego Wschodu. Obserwujemy również, że klienci naszej agencji, którzy zatrudniają osoby z Ukrainy są również gotowi podjąć współpracę z pracownikami z krajów azjatyckich. Kluczowe jest dla nas, by uświadamiać ich, jak bardzo korzystne może być dla ich biznesu takie zróżnicowanie siły roboczej.
No dobrze, ale jednak, Ukraińcy są nam bliżsi kulturowo i językowo.
Bez wątpienia. Dużo zależy od tego, jak odpowiemy na Niemiecką próbę zabrania nam wykwalifikowanych pracowników z Ukrainy. Póki co, cały czas pracujemy na rynku rekrutacyjnym z Ukrainy jak dawniej.
Źródło: Wywiad Prawy.pl