Iwona Galińska: Gorzka przyjaźń polsko-amerykańska

Jak nazwać przyjaźń, która ma w sobie cechy wasalstwa? Gdzie się kończy przyjaźń, a zaczyna wiernopoddaństwo? Te pytania stają się coraz bardziej zasadne w naszych relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Zawsze żywiliśmy ogromny sentyment do USA. Zniewoleni przez ZSRR marzyliśmy o wolności, swobodzie życia w stylu amerykańskim. Mogliśmy nie raz liczyć na wsparcie naszego sojusznika zza oceanu, zwłaszcza w trudnych latach reżimu Jaruzelskiego. Ale po prezydenturze Ronalda Reagana już różnie bywało z tymi gestami przyjaźni.
A teraz nastały dość dziwne czasy. Nasi sojusznicy dużo mówią o przyjaźni polsko-amerykańskiej, tylko , że ta przyjaźń ma dość osobliwe oblicze. Dziwne zachowania ambasador Mosbacher, która ciągle poucza polski rząd i występuje raczej w roli bizneswoman, promującej amerykański biznes na ziemiach polskich, niż w roli dyplomaty. Ciągłe wpadki medialne albo na arenie politycznej dotyczące „polskich obozów zagłady”, czy ostatnia wpadka sekretarza stanu USA Mike Pompeo, który nie czekając na wystąpienie polskiego dyplomaty sam ogłosił konferencję bliskowschodnią w Warszawie.
Dalej też nie było lepiej. W przededniu konferencji po spotkaniu z naszym ministrem MSZ Jackiem Czaputowiczem, Pompeo zaczął nam przypominać o nieuregulowanej do tego czasu restytucji mienia po ofiarach Holokaustu. Znowu jak upiór wyłoniła się słynna już ustawa 447, która daje „departamentowi Stanu USA prawo do wspomagania organizacji międzynarodowych zrzeszających ofiary Holocaustu oraz wspierania ich poprzez swoje kanały dyplomatyczne w odzyskaniu mienia”.
Tylko trzeba pamiętać, że 16 lipca 1960 roku rząd PRL podpisał ze Stanami Zjednoczonymi umowę, w której zobowiązał się do zapłacenia 40 mln. ówczesnych dolarów amerykańskich za całkowite uregulowanie i zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych wynikających z nacjonalizacji mienia pożydowskiego. Zobowiązano się spłacać sumę w rocznych ratach. Została ona spłacona do 10 stycznia 1981 roku. A teraz ponownie cała ta sprawa wraca i może się stać kartą przetargową w różnych negocjacjach, czy to w sprawach bezpieczeństwa czy ekonomicznych.
Dziwne, że uwagi Pompeo zostały wyciszone i nie spotkały się z ripostą Jacka Czaputowicza. Tak jak i jego drugi lapsus dotyczący Franka Blaichmana. Dytyramb na jego cześć podlany był sosem polskiego bohaterstwa i patriotyzmu. Aby wygłaszać podobny spicz, trzeba się do niego merytorycznie przygotować. A tego Mikemu Pompeo zabrakło. Powstał skandal, bo sekretarz Stanu USA gloryfikował stalinowskiego oprawcę. Warto zapoznać się z jego słowami. „Jeden z żydowskich partyzantów, którzy ryzykowali życiem przeciwstawiając się nazistowskiej machinie wojennej. Jego życie było świadectwem niezłomności polskiego ducha i oddania amerykańskim ideałom, które mówią,że każdy, kto przykłada się do pracy może osiągnąć swój cel”. Dalej dowiedzieliśmy się, że Blaichman był obywatelem USA, deweloperem w Nowym Jorku. Mało istotne są tu jego osiągnięcia biznesowe, interesujący jest natomiast jego życiorys wojenny i w czasach stalinowskich. Sam Frank Blaichman w swoim pamiętniku wojennym pisał z aprobatą, jak to jego oddział zamordował m. in. dwóch młodych żołnierzy Armii Krajowej. Po zakończeniu działań wojennych partyzant żydowski pracował w Urzędzie Bezpieczeństwa i był po. Kierownikiem Wydziału Więzień i Obozów kieleckiego WUBP. Z polski emigrował do Stanów Zjednoczonych w 1951 roku.
Swoją drogę opisuje w książce „Wolę zginąć walcząc”. O czym jest ta książka najlepiej świadczy cytat na okładce: „Przeciw nazistom, volksdeutschom i antysemitom Armii Krajowej”. Publikacja spotkała się ze sprzeciwem historyków i grup kombatanckich, a IPN wszczęło w 2010 roku dochodzenie w tej kwestii. Jaką trzeba wykazać się dużą dozą ignorancji i nonszalancji, aby w kraju dotkniętym tak ciężkimi przeżyciami historycznymi jak Polska, wygłaszać podobne brednie. Ale Polska wszystko zniesie w imię przyjaźni amerykańskiej. Przypomina się przysłowie – uchroń mnie Boże od przyjaciół, bo z wrogami sam sobie poradzę.
Źródło: prawy.pl