Lokalna historia też jest ważna i dlatego lewica ją przemilcza

0
0
0
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe /

Na rynku księgarskim ewidentnie brakuje prac całościowo ukazujących ważne zagadnienia.

Nie ma pracy sumarycznie opisującej martyrologie narodu polskiego (ukazującej straty osobowe i kapitału od zaborów, przez I wojnę światową, agresję sowiecką 1920, II wojnę światową, lata komunistycznej okupacji), nie ma popularyzatorskiej historii gospodarczej Polski (nawet takiej opisującej transformację ustrojową ostatnich lat), nie ma prac sumujących zasługi ruchu narodowego (od zaborów, przez II RP, wojnę) czy Kościół katolickiego.

 

Podsumowujące jakieś zagadnienia prace są niezwykle potrzebne dla życia społecznego – historia jest nauczycielką życia, pozwala nam unikać błędów popełnionych przez przodków (np. pójścia drogą interwencjonizmu państwowego i likwidacji demokracji jak to zrobiła sanacja), czy dokonywać wyborów naśladując sukcesu sprzed lat (utworzenie nowoczesnego narodu polskiego staraniem narodowców i ludowców na przełomie XIX i XX wieku).

 

To jak dla życia społecznego istotne są prace podsumowujące jakieś zagadnienia, nie oznacza, że należy nie doceniać mikro studiów, opisujących konkretne osoby, wydarzenia, czy dzieje jakiegoś terenu. Takie prace doskonale wspierają samoorganizacje społeczna na poziomie lokalnym, tworzą wspólnotę, uświadamiają lokalnej społeczności, jej zakorzenienie, jej obowiązki i prawa wynikające z historii. Doskonale inspirują patriotów do niezbędnej aktywności lokalnej.

 

Lewica od lat dąży do wykorzenienia Polaków. Do tego byśmy jako naród przestali myśleć w perspektywie historycznej. Żyli tylko tu i teraz, nie dbając o przyszłość. Nie znajomość historii, brak uświadomienia sobie, że nasza dzisiejsza sytuacja wynika z wydarzeń i działań mających miejsce w przeszłości, sprawia, że ludzie przestają dostrzegać, że ich działania mają konsekwencje na przyszłość (że trzeba spłacać długi, że socjaliści zadłużą i doprowadzą samorząd i kraj do bankructwa). A na tym braku odpowiedzialności ludzi lewicy zależy. Lewica chce byśmy poprzez swoją nieodpowiedzialność, znaleźli się w sytuacji katastrofalnej, byli od niej zależni i skazani na jej łaskę.

 

Nie pamiętając o okupacji, jej przyczynach, nie dostrzegając, jakie są jej skutki dzisiaj, nie dbamy o to, by w przyszłości znowu nie znaleźć się pod kolejną okupacją. Nie rozwijamy armii, tylko ponownie liczymy, że ktoś nas obroni. Nie liberalizujemy prawa posiadania broni, nie myśląc o tym, że kiedyś będzie ona niezbędna do obrony i konspiracji.

 

Lokalna historia, mikro studia, sprawiają, że proces historyczny przestaje być abstrakcyjny, staje się bardzo konkretny. Zupełnie inaczej postrzegamy historie, gdy dotyczy ona bohaterów znanych tylko z kart prac historycznych, a zupełnie inaczej gdy opisuje ulice i domy, którym codziennie chodzimy, których ludzi dane było nam spotkać. Dzięki mikro studiom historia staje się niezwykle realna.

 

Przykładem takich lokalnych mikro studiów jest praca Lowisa Lermera „Kronika Boernerowa” wydana przez warszawski oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Jak informuje wydawca „Kronika Boernerowa” „to chronologicznie ujęta opowieść o wyjątkowym osiedlu Warszawy – od planów jego budowy, przez tragiczne wydarzenia II wojny światowej, czasy Polski Ludowej, aż po dzisiaj. Autorka od urodzenia mieszkająca na Boernerowie pasjonuje się jego historią i zgromadziła cenne materiały źródłowe dotyczące dziejów tego osiedla. Tekst został uzupełniony wieloma ciekawymi zdjęciami archiwalnymi”.

 

Osiedle to leży na północno-wschodnich obrzeżach Warszawy. Powstało w II RP z inicjatywy pracowników Polskiego Radia i Wojska Polskiego. W czasie II wojny światowej polskie podziemie na jego terenie sprawnie zwalczało kolaboracje z okupantem. Po zajęciu Warszawy przez sowietów jego mieszkańcy stali się ofiarami sowieckich zbrodni (morderstw, gwałtów i grabieży). Po wojnie komuniści odebrali wielu mieszkańcom ich domy, i z osiedla willowego zrobili slamsy, zamieszkałe przez wojskowych.

Innym przykładem mikro studiów jest praca Marcina Ludwickiego „Niezatapialni” wydana przez wydawnictwo Fronda. W czasie II wojny światowej na warszawskim Żoliborzu w domku przy ulicy Fortecznej 4 rodzina Rodowiczów stworzyła w ukrytych piwnicach pod budynkiem tajną radiostację, której Niemcom nie udało się odkryć. Jej twórca Stanisław Rodowicz, krewny Jana „Anody” Rodowicza zamordowanego w 1949 przez komunistyczną bezpiekę, został po wojnie skazany przez komunistyczny okupanta skazany na śmierć.

 

Z pracy można poznać historie rodziny od XIX wieku przez czasy II RP, w czasie wojny, i w PRL, dokładną historię konspiracyjnej radiostacji, losy członków rodziny doskonale okazujące martyrologie narodu polskiego, jego nieustające starania o wolną i niepodległą Polskę.

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną