Ziemkiewicz przestrzega przed sodomitami, których destrukcyjna działalność jest na rękę globalnym korporacjom

0
0
0
fot. Jan Bodakowski
fot. Jan Bodakowski /

W swoim felietonie na portalu Interia „LGBT – jest się czego bać” Rafał Ziemkiewicz przestrzega przed sodomitami. Zdaniem publicysty literki LGBT (z ang. Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender) „nie oznaczają wcale "orientacji seksualnej". Oznaczają orientację polityczną”.

Według Rafała Ziemkiewicz neomarksistom dziś występującym pod tęczową szmatą, tak jak komunistom czy feministom, chodzi „o zniszczenie starego świata, bo rewolucjonistom w nim duszno i ciasno, a poza tym to rozwalanie jest fajne, szczególnie dla” znudzonej kawiorowej lewicy z bogatych domów.

 

 

Zdaniem Rafała Ziemkiewicza lewicy „do niszczenia potrzebny jest jakiś taran — trzeba więc znaleźć jakąś grupę niezadowoloną i "reprezentować jej interesy", stanąć na czele. [...] Postulowana "społeczność LGBT" nie jest w oczach liderów tęczowej rewolucji niczym innym, tylko kolejnym taranem przeciwko normalności”.

 

 

W opinii Rafała Ziemkiewicza by „rewolucja mogła rozwinąć skrzydła, potrzebni są jeszcze sponsorzy. [...] możnowładcy”, którzy uznają „że im się ta rozpierducha opłaca. W wypadku LGBT rozpierducha jest bardzo na rękę oligarchom z wielkich, ponadnarodowych koncernów, dążących do maksymalizowania zysków poza wszelkie granice. Jednym z limitów jest tu bowiem właśnie znienawidzony przez lewicę "patriarchat", z jego tradycyjnymi wartościami, ograniczającymi konsumpcję, i organizacją społeczeństwa opartą na rodzinie, czyniącą je mniej podatnym na marketingowe zabiegi i mniej skłonnym do uzależniania się od kredytów”. Publicysta uważa, że „każdy, kto rozwala tradycję i rodzinę, jest więc cennym sojusznikiem dla — by użyć niedoskonałej, lewicowej terminologii — neoliberalnego globalizmu”.

 

 

Rafał Ziemkiewicz uważa, że w III RP, by „wydoić kolejne pieniądze z podatników” stworzono „sieć dobrze opłacanych posadek dla "kuzynów" przy obsługiwaniu "walki z dyskryminacją", "programów równościowych", a żeby się nie czepiano, wszystko to pod pozorem literek LGBT, zapewniających na mocy "politycznej poprawności" nietykalność. I jeszcze w majestacie literek WHO — tak wielkim, że nikt z inicjatorów "karty LGBT" zapewne nie pofatygował się zawczasu przeczytać sławnych "wskazań", będących zresztą autorskim dziełem zespołu pewnego niemieckiego socjologa”.

 

 

Według Rafała Ziemkiewicza w stolicy „nowa ekipa w Ratuszu chciała powtórzyć bezczelny przekręt poprzedniej, ten z "wydzierżawieniem" przez miasto za mniej więcej sto tysięcy miesięcznie plus "koszty konserwacji i napraw" sławnej "instalacji artystycznej", znanej jako tęcza z placu Zbawiciela. A tu się zrobiła awantura, bo "polski, katolicki ciemnogród" okazał się jeszcze niegotowy, by tolerować tak daleko idące objawy społecznego rozkładu, jakie na Zachodzie stały się już codziennością. Złość wzbudziły zwłaszcza absurdalne zapisy o seksualizowaniu dzieci w dokumencie firmowanym przez WHO — ale i kasa wyrzucana na jakichś "latarników", "sport LGBT" czy mechanizm faworyzujący homokolesiów przy zamówieniach publicznych”.

 

 

Zdaniem Rafała Ziemkiewicza PO choćby chciała, nie ma jak wycofać się z bagna, w jakie je wciąga Trzeskowski i Rabiej, i musi brnąć w homo bagno, na czym korzysta PiS. By redukować straty wizerunkowe, PO musi oskarżać Jarosława Kaczyńskiego o homofobie. Rafał Ziemkiewicz uważa, że „działacze LGBT kłamią, [...] na różnych etapach produkują kłamstwa krańcowo ze sobą sprzeczne, [...] postulat "małżeństw homoseksualnych" nie ma godziwego uzasadnienia”, bo „małżeństwo to nie jakieś "należące się każdemu" zaspokojenie emocjonalnych potrzeb założenia sobie welonu, tylko fundamentalna instytucja prawa cywilnego, której zniszczenie prowadzi do nieuchronnego rozkładu całego systemu (dlatego zresztą sprytnie taki właśnie cel tęczowa rewolucja sobie postawiła)”.

 

 

W swoim felietonie Rafał Ziemkiewicz powątpiewa w dane o sodomitach w Polsce podawane przez lewice. Zdaniem publicysty nie jest tak, „jak twierdzą działacze LGBT”, głoszący, że „homoseksualiści stanowią 10 proc. społeczeństwa” („w Polsce ma ich być jakoby 3 miliony, a w Warszawie "co najmniej 200 tysięcy"”). W opinii publicysty „na "iwenty" zawodowych homo przychodzi w stolicy kilkaset osób, a i z tego większość to nie żadni homoseksualiści, tylko po prostu lewicowi działacze obskakujący od zawsze wszystkie możliwe protesty. Na wielkiej, uporczywie reklamowanej "Paradzie równości" udało się zebrać paręnaście tysięcy z całego kraju, z bardzo liczną reprezentacją zagranicy oraz — co samo w sobie było skandalem — personelem prawie wszystkich funkcjonujących w Warszawie ambasad, łącznie z Turecką i Izraelską”.

 

 

W opinii Rafała Ziemkiewicza część homoseksualistów nie popiera postulatów lewicy. Publicysta ubolewa, „że prawica nie ma dla takich ludzi żadnej oferty — co siłą rzeczy po prostu zmusza ich do firmowania, choćby milcząco, wszelkich szaleństw i obrzydliwości popełnianych pod pozorem "tolerancji" (choć, zgódźmy się, rewolucja LGBT dawno już nie domaga się tolerancji, tylko przywilejów, wręcz swoistego homocentryzmu). Przypominam sobie mgliście, że Andrzej Duda w kampanii obiecywał staranie o prawne uregulowanie "statusu osoby bliskiej". Niestety, potem już nigdy do tematu nie wrócił, a szkoda, bo byłoby to i godziwe, i politycznie mądre. Na pewno lepsze, niż przeciwstawianie drapieżnemu lobby LGBT pryncypialnego stanowiska, że homoseksualizmu powinno w ogóle nie być”.

 

 

Komentując opinie Rafała Ziemkiewicza, nie zgodzę się, że prawicą powinna sodomitom obiecywać coś ponadto, co obiecuje wszystkim (czyli niskie podatki i likwidacje szkodliwych przepisów). Zachowania homoseksualne prowadza do większego ryzyka zarażenia się chobotami przenoszonymi droga płciową. Ze względów na troskę o zdrowie społeczne powinno się więc przestrzegać przed homoseksualizm, jak i przed innymi szkodliwymi dla zdrowia zachowaniami, takimi jak narkomania, nikotynizm, alkoholizm, jedzenie śmieciowego jedzenia i picie napojów gazowanych.

 

 

Warto też do opinii Rafała Ziemkiewicza dodać, że lewica promuje demoralizacje społeczna, by rozbić naturalne więzi społeczne i zniszczyć pierwotne instytucje (związek kobiety i mężczyzny, tożsamość seksualną, rodzinę, kulturę, religie, naród). Lewicy zależy na tym, by ludzie byli niezorganizowani, by mogła skutecznie zniewalać wypicowane i samotne jednostki.

 

 

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną