Łajdacy

Czasem brakuje człowiekowi języka aby opisać coś, co w głowie się nie mieści. Szczególnie gdy wydarzenie jest okrutne w samej swej naturze. Obok którego obojętnie przejść nie sposób. Takim była tragedia smoleńska. Wiele o niej powiedziano. I tak będzie do czasu nie pozostawiającego wątpliwości jej wyjaśnienia. Właśnie wokół tego toczy się zażarty bój między głosicielami „dajcie już sobie z tym spokój” a tymi co „chcą wiedzieć”.
Pamiętamy dzień powrotu smoleńskiej delegacji do Polski. Powrotu w trumnach. Okęcie. Werble żałobne, tłumy na chodnikach, płacz, białe tulipany. Na lotniskowej płycie najwyższe władze państwa. Atmosfera żałoby, snująca się nad krajem jak cień złowieszczego czarnego kruka.
Na to wszystko nałożył się pewien szokujący obraz, odtwarzany w filmikach na You Tube, choć coraz mniej obecny w świadomości społecznej. Coś, co wstrząsnęło wieloma znanymi mi osobami, w jednym momencie zmieniając ich sympatie polityczne. Obraz o jakim mowa w pierwszej chwili wydał mi się fotomontażem. Rozwiązanie to podpowiadała potrzeba wierzenia, że ludzie nie mogą być aż tak cyniczni. Niestety, nie był to trick filmowy. Zobaczyliśmy prezydenta, premiera, marszałka, szefa MSZ, czyli Komorowskiego, Tuska, Borusewicza, Sikorskiego, jak stojąc obok trumien uroczyście wynoszonych z samolotu i witanych płaczem rodzin, rżą radośnie, opowiadając sobie coś zabawnego. Zero powściągliwości i powagi jaka przystoi ludziom godnym. Tylko ten chichot i roześmiane gęby. Jakby wszystko co się zdarzyło było dla nich powodem do pysznego zadowolenia. Wyglądali niczym banda zbirów ucieszonych z udanego skoku. Może gratulowali Komorowskiemu, że kiedyś tak celnie wyrokował o swym poprzedniku, mówiąc, że ten gdzieś poleci i wszystko się zmieni. Miał przebłysk jasnowidzenia czy coś niechcący wypaplał?
Scena odrażająca. Jej rozwinięciem stały się popisy rządu Tuska wokół prób wyjaśnienia tragedii. Rzucono naprędce Polakom ochłap pancernej brzozy – i morda w kubeł. Kto nie wierzy, ten oszołom, wróg. Było Krakowskie Przedmieście, krzyż, nagłe zgony wśród mogących coś ważnego o Smoleńsku wiedzieć. Potem mrożące krew w żyłach rezultaty ekshumacji. Oplute, wyśmiane tak jak ci, co modlili się pod krzyżem. Jak brat śp. prezydenta, któremu odebrano nawet prawo do żałoby, już w trzy dni po tragedii znakując epitetem „nienormalny” i „wariat”, bowiem aby jakoś przejść przez wstrząs zażywał środki uspokajające. Ci sami łajdacy, nurzający się w rynsztoku słów, wymyślili później określenie „mowa nienawiści”. Niewiniątka…
Przez ostatnie lata wahadło smoleńskie raz się podnosiło, raz opadało. Wylegały na powierzchnię kolejne wersje wydarzeń, a skala jazgotu rosła. Jednym głosem zaczęli mówić wrogowie PiS oraz ci, co w latach komuny gięli się kornie przed sierpem i młotem. Ten dziwacznie sklecony chór krzyczy nadal, wzywając na pomoc ciężką artylerię paskudnych słów. Ba, są tam i nowi bohaterowie. Jeden z nich, komunistyczny pułkownik Mazguła, przeżywa zwycięski powrót do służby, brylując na wiecach KOD, Obywateli RP i na jakich się tylko da. W związku z kolejną rocznicą smoleńską postanowił rąbnąć z grubej rury. To co głosi daje mu wreszcie poczesne miejsce, ale w szeregach łajdaków.
„… Nie wiem czy to prawda, ale podobno Jarosław pojedzie pod Smoleńsk, aby w przypadająca 10 kwietnia rocznicę wiadomej katastrofy odkurzyć stojący tam krzyż, pozbierać papiery i uschłe kwiaty po uroczystości żałobnej sprzed 9 lat. Do Katynia nie wstąpi, bo pociąg powrotny z batalionem ochroniarzy nie może czekać zbyt długo z uwagi na możliwe stałe zagrożenie osoby ochranianej… Przewodnikiem ma być Antoni smoleński, który zapozna prezesa z historycznym miejscem zjedzenia obiadu przed paniczną ucieczką do Polski i przybycia do Pałacu po cenne dokumenty…”
Mowa pułkownika jest dłuższa, musi bowiem zahaczyć jeszcze o posmoleńskie „bezeceństwa” biznesowe ojca Rydzyka i odszkodowania dla rodzin ofiar. Wszystko w niby dowcipnym sosie. Ot, taki sobie chichocik, jakże w swej wymowie zbieżny z rubasznym humorem utytułowanych facetów, stojących w kwietniu 2010 r. naprzeciw smoleńskich trumien.
Źródło: Zuzanna Śliwa