Atak medialny na Mateusza Morawieckiego

0
0
0
Premier Mateusz Morawiecki
Premier Mateusz Morawiecki / Youtube/TVP.info

Te rzekome rewelacje tak skomentował premier: „W przypadku teorii spisków przedstawionych w książce aż boję się przyznać, że czasami lubię zjeść chińszczyznę albo pizzę, bo zostanę zakwalifikowany jako agent wpływów chińskich albo włoskich w Polsce”.

Do wyborów do Parlamentu Europejskiego tuż, tuż. Toteż nerwy niektórym puszczają i chwytają się wszelkich możliwych sposobów, aby tylko zwiększyć słupki poparcia. Celuje w tym zwłaszcza Platforma Obywatelska, która zgrupowana w najbardziej egzotycznej Koalicji Europejskiej, dysponującej wszelkim możliwym spadem z przeróżnych ugrupowań, nie mających ze sobą wiele wspólnego, oprócz wroga, jakim jest Prawo i Sprawiedliwość, jest gotowa do zadawania ciosów na prawo i lewo.  Grzegorz Schetyna mówi, że zadowoli się nawet małym zwycięstwem nad  Zjednoczoną Prawicą, które przełoży się na wygraną o jeden mandat. Miały im w tym pomóc wycieczki króla Europy, Donalda Tuska do Polski. Niestety nie pomogły „wykłady” Tuska na uniwersytetach, ani jego udział w długo zapowiadanym marszu ulicami Warszawy, który miał zgromadzić wielotysięczne tłumy. Niestety, wzięło w nim udział zaledwie osiem tysięcy osób.

 

W takiej sytuacji zawsze można liczyć na niezawodne media. Tym razem na cel wzięto premiera Morawieckiego. Tuż przed wyborami na rynku księgarskim ukazały się dwie książki dotyczące Morawieckiego. Jedna jest autorstwa lewicowego publicysty Tomasza Piątka, druga autorstwa byłego rzecznika BZ WBK Piotra Gajdzińskiego. Pierwsza to zlepek insynuacji, jakoby polityka premiera była związana z Moskwą. Piątek mnoży na ten temat teorie spiskowe, które nie mają żadnych związków z rzeczywistością. Te rzekome rewelacje tak skomentował premier: „W przypadku teorii spisków przedstawionych w książce aż boję się przyznać, że czasami lubię zjeść chińszczyznę albo pizzę, bo zostanę zakwalifikowany jako agent wpływów chińskich albo włoskich w Polsce”.

 

Na  zarzuty Gajdzińskiego szczegółowo wypowiedział się Mateusz Morawiecki w wywiadzie zamieszczonym w tygodniku „Sieci”. Autor książki chce udowodnić, że Morawiecki był miernym prezesem banku. Premier tak to ripostuje: „Cóż widać, że podwojenie liczby klientów, podwojenie zysków, najwyższa lub jedna z najwyższych rentowności to nie sukces, ale porażka. Brak zwolnień grupowych to nie szansa na utrzymanie miejsc pracy dla większej liczby ludzi w czasie kryzysu, ale właściwie strata dla ludzi. Dbałość o pamięć o Żołnierzach Wyklętych i promocja postaw patriotycznych to budowanie mojej pozycji”.

 

W książce padają sugestie, że Morawiecki umówił się na jakąś dodatkową odprawę. Na ten temat Centrum Informacyjne Rządu wydało komunikat, że takiej odprawy nie było. W wywiadzie pada jeszcze raz wypowiedź rozmówcy na ten temat. „Odchodząc z banku w listopadzie 2015 roku ani się nie dopominałem, ani nie wziąłem żadnej odprawy. Być może gdybym negocjował jakąś odprawę, tobym otrzymał. Nie wiem. Pracodawca zachował się bardzo w porządku i zgodnie z przepisami. Ja również. Nie otrzymałem też żadnej odprawy później. Z pracy w banku zrezygnowałem sam i przeszedłem do służby publicznej, będąc całkowicie niezależnym finansowo. Sprzedałem też akcje banku w 2017 roku. Wszystko można wyczytać w składanych przeze mnie oświadczeniach majątkowych”.

 

Na stwierdzenie, że premier razem z żoną jest właścicielem kilku nieruchomości, pada odpowiedź: „Przez 18 lat pracowałem na znaczących stanowiskach w banku, przez osiem i pół roku byłem prezesem dużego banku. Wcześniej tez prowadziłem firmę i pracowałem za granicą. Już chyba wszyscy w Polsce wiedzą, ile zarobiłem pieniędzy. Dużo. Nie prowadziliśmy z żoną wystawnego życia, nie zakopaliśmy tych pieniędzy w ogródku, nie wyprowadziliśmy oszczędności do rajów podatkowych, tylko zainwestowaliśmy w Polsce w kilka nieruchomości”.

 

Morawiecki dementuje także doniesienia, jakoby miał jakieś zagraniczne konta. „Nie mam żadnych kont zagranicznych. Wszystkie konta, które mam, znajdują odzwierciedlenie w moim oświadczeniu majątkowym. Jest dostępne publicznie. Odpowiednie służby sprawdzały na pewno z każdej strony moje konto, przepływy finansowe czy aktywa”.

 

Odniósł się także do kwestii, dlaczego dokonali z żoną podziału majątku. „ Nie chciałem mieć nic wspólnego z działalnością gospodarczą, z inwestycjami. Wszelkie nieruchomości, które były dochodowe, przejęła moja żona. Ona prowadzi działalność gospodarczą, wynajmuje nieruchomości, inwestuje. Będąc prezesem banku i potem, tym bardziej na polu działalności publicznej, politycznej, nie chciałem mieć związku z aktywnym inwestowaniem, z działalnością gospodarczą”.

 

Premier wyjaśnia również informacje o uprawnieniach do akcji Santandera i uprawnieniach „kwotowych”. „Tak, mam takie uprawnienia i je odnotowuję w oświadczeniu majątkowym. Nie wiem, czy one się zmaterializują, ani nie orientuje się, jaki jest ich status. Są na pewno związane z mierzalnymi, obiektywnymi kryteriami. Notabene piszę też w oświadczeniu o  prawach do odroczonych premii, które są częścią otrzymywanego w przeszłości wynagrodzenia i które już zostały zresztą ujęte we wszystkich sprawozdaniach rocznych BZWBK w latach, kiedy tam pracowałem”.

 

Tak w rzeczywistości wyglądają rzekome rewelacje zamieszczone w książkach, w publikacjach w „Newsweeku” czy „Gazecie Wyborczej”. Znów trafili jak kulą w płot. Ciekawe, do czego posuną się w insynuacjach przed wyborami parlamentowymi.

Źródło: Iwona Galińska

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną