Pobicie dziennikarza: atak z nienawiści czy typowa ustawka?

Ostatnio w mediach pojawiło się wiele artykułów w rodzaju: "Dziennikarz pobity, bo skrytykował homofobiczne napisy. "Terror faszystowski" (Radio Zet). Kiedy pozna się ich treść, widać, że już same tytuły są manipulacją.
Przypomnijmy, że chodzi o pobicie dziennikarza i wykładowcy Przemysława Witkowskiego rzekomo za to, że krytykował "homofobiczne" napisy na murach Wrocławia.
Sam zainteresowany twierdzi, że wraz z partnerką jechał na rowerze ulicami Wrocławia, kiedy to zauważyli "homofobiczne" napisy na murach w rodzaju "pedofile z LGBT". Głośno je komentowali. W pewnym momencie jemu zepsuł się rower. Jego partnerka pojechała dalej, a on przypadkowo wjechał do zamkniętej uliczki na uboczu, gdzie nie było kamer i tam ktoś, kto miał usłyszeć wcześniej ich rozmowę, zapytał, czy nie podobają mu się napisy. Ten odpowiedział, że nie i wtedy mężczyzna miał zadać mu kilkanaście ciosów. Dziennikarz był oburzony poziomem agresji i zaapelował, żeby w końcu państwo zrobiło porządek z przestępcami.
Jestem jak najdalszy od obrony agresji i pierwszy potępiam przemoc. Nie może być na to przyzwolenia, a policja powinna surowo ścigać przestępców. W tej historii nie pasuje mi jednak kilka elementów.
Po pierwsze uderza mnie skrajna naiwność (?) Witkowskiego, w którą trudno mi uwierzyć. Każdy wie, że są takie miejsca w każdym mieście, gdzie w ogóle nie należy się zapuszczać, nie mówiąc już o zachowaniu się w taki sposób, który może być odebrany jako prowokacyjny. To tak jakbym się udał na warszawską Pragę Północ, wszedł w boczną ulicę i krzyczał, że Legia Warszawa to najgorszy zespół w dziejach. To tak, jakbym wszedł na teren anarchistycznego squatu i mówił, że jestem za PiS-em. Potem bym się dziwił, że ktoś dał mi w twarz. Powiedzieliby mi, że sam jestem sobie winny i trochę by tak było.
Po drugie Witkowski dziwi się, że policja jeszcze nie ujęła sprawcy. To tak jakby nie wiedział, że codziennie wielu ludzi w Polsce jest napadanych i każdy kto ma takie doświadczenie wie, że większość z tych spraw kończy się umorzeniem. Zwłaszcza jeśli na miejscu zdarzenia nie było świadków ani kamer.
Po trzecie, sam Witkowski jest nieprzypadkową postacią, bo jest lewicowym dziennikarzem, który pisał w Krytyce Politycznej. Dziwnym trafem to on stał się ofiarą rzekomej homofobii właśnie w epicentrum medialnej burzy na ten temat...
Po czwarte media podkreślają, że to dziennikarz został pobity, jakby chodziło o atak na wolne media. Jeśli doszło do spontanicznej napaści na Witkowskiego, to sprawca nie mógł wiedzieć, że ma do czynienia z dziennikarzem. Zresztą w tym wypadku to nie miało żadnego znaczenia...
Możliwe, że Witkowski naprawdę padł ofiarą ataku, który należy potępić, ale przyczyniła się do tego jego własna naiwność.
Możliwe, że zapłacono mu za to, żeby został pobity, albo sam za to zapłacił, aby stać się męczennikiem rewolucji, zaistnieć w mediach, zdobyć inne profity.
W każdym razie cała historia wydaje się być szyta grubymi nićmi i należy ją odczytywać w świetle wielu innych wydarzeń ostatnich dni.
Źródło: Michał Krajski