„Mrówkojad w żółto-czarno-czerwone paski”

Jestem starym, szarym mrówkojadem i z niepohamowanym apetytem zerkam na sąsiednie mrowisko. Kombinuję jak dorwać się do smakowitych zasobów tego ruchliwego kopca. Nie zbuduję konia trojańskiego, by do niego wtargnąć. Taki numer może wydarzyć się w historii tylko raz. Zresztą te mrówki takie „gupie nie są”. Już nie raz dały dowód, że ciężko je wyplenić. Siedzę więc bezradny, patrząc z jednej strony na buchającą życiem górę, z drugiej zaś na nienażarte swoje potomstwo, które może i jest zdyscyplinowane, jednak troszkę takie durnowate. Wojna! – myślę – Nie, przecież to już było. W czasie ostatniej wybiłem ich najwięcej na świecie, bo siedemnaście procent populacji. Ładnie zresztą udało mi się, pod przykrywką tragicznego, milionowego Holokaustu ukryć niewyobrażalny, sześciomilionowy Polokaust. Może prądem je i gazem! – znowu się ożywiam. – Nie. I tak się wyliżą. No to je ograbię?! – E tam. Toć robię to od zawsze tylko w różnych formach. A to przez kupionych łajdaków, a to przez własnych a
A może zainstaluję u nich moich pobratymców, nauczę języka i pozmieniam nazwiska. Na pewno się nie zorientują wszak zaraz po wojnie zrobiła tak wschodnia termitiera, podsyłając im własnych ziomków, z reguły pustynnego pochodzenia. Ta swołocz pięknie się zainstalowała, wybijając bez pardonu resztki mrówczej inteligencji. Rzeczona bandycka ekipa stworzyła sobie Eldorado na wiele pokoleń, organizując sprzyjające środowisko dla rozwoju swojego parchatego potomstwa. Siłą rzeczy liczba potomków inteligenckich, przedwojennych niedobitków zaczęła po prostu drastycznie maleć, konstatując wrogie okoliczności dla bezpiecznego rozrodu. I tak doszło do wymiany elit, z zacnych patriotycznych siedlisk obywatelskich, na obce, sprzedajne, beznarodowe hordy, bez poczucia honoru ani szacunku dla wartości. Dzisiaj większość z luminarzy wszelkich dziedzin życia, nie chwali się swoimi protoplastami bowiem bardzo często ujawnić by musieli obce lub ubeckie szlify swoich dziadków i rodziców. Zatem przyjazne środowisko stworzone na trupach tysięcy porządnych mrówek pozwoliło im na piastowanie eksponowanych stanowisk, robienie karier w każdej dziedzinie i brylowanie, w większości obcej, przestrzeni medialnej. Współczesne, lansowane autorytety tej mrówczej społeczności to w większości szmaciarze i złodzieje delikatnie rzecz ujmując. Tym bardziej nie mogę zrozumieć, jak godna część tego społeczeństwa przetrwała tak potężną indoktrynację i rozpasany do granic, terror. Niszczę to mrowisko od setek lat, łupię z czego tylko można złupić, demoluję do spalonej ziemi, a oni mimo wszystko odradzają się jak Hydra, podnosząc ten swój katolicko-ojczyźniany łeb. Czyż nie mogłoby tak łatwo pójść jak z tym Jugolskim mrowiskiem? Wystarczyło, że zapłaciłem parę srebrników jakimś separatystycznym organizacjom i już, po wieloletniej wojnie, nie ma śladu po silnym, wielonarodowym państwie. Głupki mają po marionetkowym państewku, a ja tam rozdaję karty. – Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie.
- Co tu zrobić? – Zapytałem na głos. – Co tu zrobić?
Rozsiadłem się wygodniej na cieplutkiej ściółce, próbując analizować współczesną sytuację.
- Ubecy i ich potomkowie mają swój minimalny udział w łupach. To dobrze, bo nie można popełnić błędu jak z tą termitierą Orbana, w której pominąłem tamtych łajdaków i nagle postawili na patriotyzm, żeby jeszcze coś dla siebie wygrać. – pomyślałem. – System ubezpieczeń społecznych, zaaplikowany przez naszego termita Bismarcka, też ich jeszcze nie wykończył, chociaż za ich emerytury mogą sobie do nas przyjechać i podcierać tyłki naszym starym termitom – znowu się uśmiechnąłem. – Naszym szpiegom też już nie uda się tak łatwo poruszyć klasy robotniczej, bo ta rozsiadła się przed telewizorami i ani myślą ginąć za jakąkolwiek ideę.
Zmrużyłem oczy jakby w wyczekiwaniu jakiejś genialnej koncepcji.
- Mam!! – krzyknąłem niespodziewanie - Chyba wiem jak ich dobić i przegnać z ich mrowiska tę bezczelną młodzież.
Z grymasem niewypowiedzianej satysfakcji zacząłem snuć swój przemyślny plan.
- Wpuścimy ich do Unii, wabiąc wielkim światem, świecidełkami i dopłatami, które i tak będą wracały do nas. – Knułem. – Dla pozoru pozwolimy na kilkunastu ubeckich milionerów, którzy będą mieli pilnować, aby w ich mrowisku przeciętna zarobków była najniższa w tej części świata. Otworzymy granice, by wydrenować ich społeczność z wykształconej młodzieży i innych, nam przydatnych, obywateli. W porozumieniu z innymi nacjami, mającymi doświadczenie w szerzeniu nienawiści do ich mrowiska stworzymy i będziemy opłacać nową, uciskaną grupę społeczną. Najlepiej jakiś zboczeńców czy innych dziwaków. Naprodukujemy tyle dyrektyw, żeby im się odechciało jakichkolwiek przedsięwzięć gospodarczych bez naszego udziału. Nadal będziemy opłacać, stworzone za nasze pieniądze partie, aby szczuć jednych na drugich. Będzie taka zadyma, że się nie pozbierają.
Na moim mrówkojadzim obliczu zagościł wreszcie uśmiech satysfakcji. Po chwili samozadowolenia uznałem, że plan musi się powieść, przecież niedawno te harde, naiwne buce uwierzyli w sojusz z fancuską i wyspiarską termitierą.
Trzeba tylko jeszcze wciągnąć na listę płac paru przekupnych łajdaków, żeby tworzyli wewnętrzne prawo zawsze zgodne z naszym interesem. - kontynuowałem rozmyślania. Kupić też dobre liczydła do zliczania głosów wyborczych. Sponsorować naszą mniejszość, żeby mogła robić separatystyczne zadymy z własnym przedstawicielstwem w ich narodowym parlamencie. I broń Boże nie pozwolić na stworzenie ich mniejszości na naszym terenie, mimo że jest ich kilkadziesiąt razy więcej. - Przez chwilę się zamyśliłem. – I co bardzo ważne trzeba doprowadzić do moralnego upadku autorytetu Kościoła. Myślę, że to będzie trudne, ale nie niemożliwe. Wystarczy objawić światu kilka zbereźnych wybryków, których dopuszczali się w większości ubeccy współpracownicy zadaniowani do inwigilacji Kościoła.
- A jak wyprzedzą nas zaoceaniczne mrówki ze swoimi starozakonnymi skarbnikami? – głośno zapytałem.
E tam na pewno się jakoś dogadamy, wszak idea jest wspólna; wyplenić tę mrówczą zakałę i zagonić ich do roboty na rzecz swoich nowych właścicieli. – Pomyślałem nieco uspokojony.- A jeśli jeszcze jakieś bitne mrówki z biało-czerwonym sztandarem będą chciały suwerenności to zorganizuję się jakąś wojenkę i wmontuje się ich pod, patriotycznym sztandarem.
I to wszystko zrobimy na ich koszt. A jak znam naszych sojuszników zza Oceanu i tych z Zatoki Perskiej to zrobią wszystko, by ogolić ich do ostatniego dolara, euro czy szekli. - roześmiałem się głośno. – To banda Bogobojnych, patriotycznych naiwniaków. Jestem pewien, choć nie pojmuję, że te barany uwierzą w szczerość intencji termitiery, która jeszcze nie tak dawno, w przeróżnych sojuszach, nabijała na sztachety, strzelała w tył głowy, zakopywała żywcem, paliła w piecach krematoryjnych, wieszała na szubienicach ich obywateli. Wystarczy trochę pokolorować oblicze ich zmęczonego mrowiska, wskazać dobrodzieja, który dostarczył farbki i będą żarli nam z ręki. No i oczywiście żadnej broni! Ta nacja potrafi się tłuc jak żadna inna.
W pełni usatysfakcjonowany rozwaliłem się na swoim wymoszczonym, milutkim legowisku, z mocnym postanowieniem natychmiastowego wcielenia swojego genialnego planu w życie.
- Kamerdyner! – zawołałem i niemal natychmiast ujrzałem świecącą liberię starego służącego, obwieszonego jakimiś wojennymi odznaczeniami.
- Słucham Herr Arcymrówkojad – wycedził prostując sylwetkę.
- Wołajcie mnie no tu kilku tych, pożal się Boże, liderów partyjnych z mrowiska.
- Wszystkich? – zapytał służący
- Tych, których mamy na pensji i tych co chcą dla nas pracować.- odparłem rzeczowo.
- W tej chwili Herr Mrówkojadzie – odrzekł starzec sprężyście odwracając się na pięcie.
- Aha zawołaj mi też kilku zboczeńców takich jak rozstrzeliwałeś za Twoich dobrych czasów. Zrobimy z nich rewolucjonistów.
- Służę – odrzekł kamerdyner z wyraźnym niesmakiem.
Leszek Posłuszny
PS. Do wielce zasłużonej pani M. Cywińskiej, łaskawie torpedującej moją felietonistyczną twórczość na portalu „prawy.pl”. Wszelkimi sposobami próbuje Pani zaklasyfikować mój żywy język do niegodziwego zbioru wulgaryzmów i bezeceństw. Spieszę zatem poinformować, iż kilka z felietonów opublikowanych na tym portalu zostało przeczytanych przez kilkadziesiąt tysięcy czytelników każdy, a niektóre z nich doczekały się przedruków między innymi w „Kurierze Chicago”. Pani sugestia, że moje felietony nie pasują do konwencji portalu, mimo dalece przeciwnej opinii księdza Redaktora, wymaga zasięgnięcia opinii czytelników i innych felietonistów przed jej sformułowaniem. Nie zwykłem wypowiadać się na temat bliskich poglądowo twórców, jednak pozwolę sobie na delikatną sugestię, aby brała Pani pod uwagę, zapewne nieznośny dla Pani fakt, iż w naszym umęczonym społeczeństwie tylko około 5% populacji słucha twórczości Mozarta i Chopina, reszta zdecydowanie preferuje przeboje typu; „Ona tańczy dla mnie”. Mniemam, że jeśli weźmie Pani pod uwagę tę drobną sugestię natychmiast skoczą Pani słupki popularności i dotrze Pani ze swoim przekazem słusznych idei do ludzi, którzy może zrobią z nich użytek. Spieszę poinformować, iż jest mi znany każdy odcień polszczyzny, także przy następnych zarzutach o niezrozumieniu konwencji portalu proszę łaskawie się wysilić i wskazać owe dysonanse. Oczywiście zostawiam pełną dowolność portalowi „prawy.pl” czy opublikuje ten felieton z PS. czy bez PS.
Łącząc wyrazy szacunku
Leszek Posłuszny
Źródło: Leszek Posłuszny