Wyrżnąć te drzewa, ale już!

Argument to pierwszej wody, powracający jak męcząca czkawka. Ratunku! Ci bandyci chcieli wyrżnąć Puszczę Białowieską! Naszą perłę w zielonej koronie! Na drzewo z nimi a ministra do ciemnego lochu. Rząd PiS skulił ogon, dał się zawrzeszczeć i prof. Szyszko poszedł w kąt.
Cytując tytuł sztuki, w której grała niemal do setnych urodzin wielka aktorka polska Mieczysława Ćwiklińska „Drzewa umierają stojąc”- tak właśnie można by rzec o sytuacji w Puszczy. Bezwzględny szkodnik nadal żre las nie zastanawiając się, komu zawdzięcza tak obfity pokarm. Zresztą racje na ten temat były skrajne. Jedni optowali za radykalną pomocą niszczonym drzewom. Inni utrzymywali, że knieja sama sobie poradzi. Fakt, że taki sam szkodnik dobrał się do starodawnego lasu w Niemczech i że tamtejsze władze bez wahania nakazały wycinkę setek zagrożonych, niemal zabytkowych drzew, jakoś umknął uwadze europejskich ekologów. Że Niemcy rżną? I co z tego? Oni mogą, bo „co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie.” Logiczny wniosek? Sprawa Białowieży z daleka zalatuje fetorem polityki.
Jeżeli zieloni rebelianci tak kochają nasz drzewostan, dlaczego przeszła bez echa rzeź innych lasów, choćby na terenie Puszczy Noteckiej, gdzie ochoczo sobie poczynały piły drwali, wyrzynające ogromny teren pod budowę kiczowatego niby - zamczyska. Odpowiedź tkwi zapewne w tym, kto i za czyją zgodą to robi. Bo nie nieszczęsnego profesora ministra. Masakra lasów miała także miejsce w innych rejonach kraju. Rok 2013 i 2014 przyniósł wycinkę zielonej otuliny Warszawy, chronionego obszaru wokół stolicy, stanowiącego jej płuca. Nie porwano się wprawdzie na Puszczę Kampinoską, jednakże lasy podstołecznych powiatów nie mogły już liczyć na łaskę. Na nic zdało się zawiadamianie o tym bojowych ekologów. Milczeli. W 2013-14 ciąć było wolno – i nic wam do tego. W tle pobrzmiewała decyzja premiera Tuska o wpłaceniu do kiesy państwa miliarda zł. przez ponoć bogate Lasy Państwowe, co zwano ironicznie kontrybucją. Kasę miała dać sprzedaż drewna.
Pamiętam z tamtych, w końcu nieodległych lat, rozmowę z geodetą, który wraz z pomocnikiem dokonywał pomiarów na leśnej gruntowej drodze w powiecie legionowskim. Pytany po co to robią, odparł, że ma tędy pójść, chociaż tylko na pewnym odcinku, utwardzona droga. Dlaczego tylko ten kawałek i co będzie z rosnącymi tu starymi, potężnymi dębami? Nie ukrywał powodów: - Bo mają tu stawiać domy czy dacze jacyś ważniacy i potrzebują dobrego dojazdu. Dębów szkoda, więc chcemy z kolegą wytyczyć to tak, żeby pod nóż poszła druga strona, ta gdzie rosną brzózki samosiejki, a nie ta, gdzie są piękne dęby. W końcu jestem patriotą i nie mogę patrzeć jak niszczą las.
Geodeta patriota dotrzymał słowa. Część dębów ocalała. Tego szczęścia może nie mieć, bo rzecz jeszcze się nie dokonała, aleja drzew wzdłuż drogi w Obornikach ( to informacja z telewizji). Ażeby drogę poszerzyć, skazano na ścięcie długie rzędy drzew. Miejscowi utrzymują, że można inaczej, że istnieje inny, rozsądny wariant. Ale kto podskoczy samorządowi? Podobną sytuację zanotowano w Opolu. Włodarze miasta, chcąc przychylić nieba mieszkańcom pragnącym pojechać rowerem nad Jezioro Turawskie, postanowili wytyczyć ścieżkę rowerową. W planowanym jej przebiegu jest jednak przeszkoda. Rzędy dorodnych drzew. Co zrobić? Wyrżnąć! Tymczasem od wielu lat Opolanie jeżdżą nad wodę inną, już tradycyjną ścieżką przez pola i łąki, gdzie nie ma problemu z drzewną gęstwiną. Prosta logika wskazuje, że byłoby to najlepsze rozwiązanie. Lecz plan – rzecz święta. Zatwierdzony staje się nienaruszalną skałą. Można tylko żywić łut nadziei, że zwycięży jednak rozsądek.
W całej tej sprawie zasadne wydaje się pytanie, czy naprawdę chodzi tu o drzewa? Bo jeśli jest właśnie tak, nie miałoby znaczenia, która aktualna władza krajowa i samorządowa wydała zgodę na wycinkę. Można odnieść wrażenie, że tzw. obrońcy przyrody, pomijając część ich słusznych akcji, mają nosa do polityki i nie zadrą z każdym. Jednak istotą sprawy nie jest widzimisię tego czy owego rozbuchanego działacza. Tu chodzi o los Ziemi, co staje się tym bardziej aktualne w kontekście dramatycznych pożarów niszczących najbogatsze światowe zasoby lasów na Syberii i w amazońskiej dżungli. Trzeba uporczywie chronić to co mamy, chodzi bowiem o naszą przyszłość. Nie powinno być więc zgody, aby manipulowały tym sługusy którejkolwiek politycznej opcji.
Zuzanna Śliwa
Źródło: Zuzanna Śliwa