Atomowy Czarnobyl

0
0
0
Czarnobyl , scena z serialu
Czarnobyl , scena z serialu / Youtube/HBO

Niedawno ukazała się książka Adama Higginbothama, brytyjskiego dziennikarza, byłego korespondenta „The Sunday Telegraph” w USA, „O północy w Czarnobylu”. Autor rozprawia się w niej ze wszystkimi mitami, które wytworzyły się wokół tego tematu po niezwykle popularnym brytyjsko-amerykańskim pięcioodcinkowym miniserialu HBO „Czarnobyl”, stworzonym przez Craiga Mazina, a wyreżyserowanym przez Johana Rencka. Higginbotham nie miałby nic do zarzucenia serialowi, gdyby producent opatrzył go informacją: „Zainspirowane prawdziwymi wydarzeniami”.

Tego zabrakło i miniserial pretenduje do roli dokumentu, a nim nie jest. Został bowiem obarczony wieloma rażącymi błędami. Typowo amerykańska scena tzw. mostu śmierci jest nieprawdziwa i nielogiczna. Przedstawia ona mieszkańców Prypeci, którzy w noc wybuchu jądrowego biegną za miasto na most, w pobliżu elektrowni i patrzą na łunę, a na nich spada radioaktywny popiół. Nikt w Prypeci tak by nie postąpił. Każdy jego mieszkaniec był związany z elektrownią i dobrze wiedział, co by mu groziło w wypadku wybuchu.

Nieprawdziwe są informacje, mówiące o śmierci wszystkich pilotów helikopterów, z których zrzucano na palący się reaktor worki z piaskiem, jak i historia napromieniowania dziecka żony jednego ze strażaków, którzy jako pierwsi pojawili się na miejscu katastrofy. Gdyby on stanowił takie zagrożenie, a tak to nie działa, to napromieniowałby wszystkich dookoła, a nie jedynie nienarodzone dziecko.

Oprócz odkłamania podobnych mitów, książka „O północy w Czarnobylu” zajmuje się rzetelnie sprawą atomowego wybuchu z kwietnia 1986 roku. Katastrofa na taką skalę, by skażenie rozprzestrzeniło się na całą półkulę północną, nie mogłaby się wydarzyć w żadnym innym kraju na Zachodzie. Winę za to ponosi reaktor, który nie miał potężnej obudowy bezpieczeństwa. Ten typ reaktora był programowo niestabilny i niebezpieczny. Cały projekt był poddany dyktatowi gospodarki planowej. Do tego dochodzi jeszcze ścisła tajemnica, liczne kłamstwa i mamy gotową receptę na katastrofę o takiej skali. Reaktor RBMK był gigantem, który miał zadziwić świat i uczynić ZSRS hegemonem przemysłu jądrowego. A w rzeczywistości ten projekt był dla ówczesnej władzy najłatwiejszy do realizacji. Nie trzeba było do niego wyrafinowanej technologii. A każda jednostka elektryczności była tańsza. W kraju byli eksperci, którzy alarmowali o niebezpieczeństwie i o zmianach, które należałoby wprowadzić, ale ich zdanie bagatelizowano.

Higginbotham zwraca uwagę, że taka postawa nie jest także obca ekspertom od atomowej energii na Zachodzie, gdzie przemysł nuklearny też ma historię ukrywania złych wieści na temat bezpieczeństwa tych systemów. Ale ludzi radzieckich związanych z tym systemem cechowała niebywała buta i arogancja. Wbrew licznych wpadek wierzyli święcie, że tan reaktor jest niezatapialny. W swej bucie wpadli na diabelski pomysł opracowania programu kopania kanałów za pomocą broni jądrowej. Uważali, że zapanowali nad całą naturą.

Gdy wybuchł reaktor, wielu fizyków jądrowych pracujących w Czarnobylu myślało w momencie eksplozji, gdy zgasły światła, że to atak Amerykanów. Później przyszedł strach, że na tym wybuchu się nie skończy. Będzie druga eksplozja o wiele większej sile rażenia. I znów poraża niewiedza ekspertów, którzy usuwali skutki katastrofy. Druga wielka eksplozja była niemożliwa, ale oni nie mieli na ten temat wiedzy. Władze sowieckie tak się obawiały następnego wybuchu, że opracowywali ewakuację ludności nie w promieniu 30 km, ale 500 km.

Czarnobyl wpisał się na listę wielkich katastrof nuklearnych, podobnie jak Fukushima. Ale mało kto dzisiaj wie, co zdarzyło się w 1957 roku na Uralu w zakładzie jądrowym Majak. Produkowano tam materiał jądrowy do celów wojskowych. Ściśle tajne miejsce. 29 września 1957 roku wybuchł tam zbiornik na odpady. W powietrze wydostała się chmura bardzo radioaktywnego materiału. Promieniotwórczy opad o szerokości 6 km i długości 50 km ogarnął Ural. Władze ewakuowały jedynie część mieszkańców. Dopiero po kilku latach rozszerzono ewakuację. Ludzie żyli w skrajnie skażonym środowisku. Zakład codziennie wyrzucał odpady radioaktywne do pobliskiej rzeki, która do dziś stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo.

Katastrofa na Uralu zdarzyła się kilka miesięcy po zobowiązaniu Rosjan do informowania opinii światowej o wszelkich wypadkach o charakterze jądrowym.

Źródło: Iwona Galińska

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną