Podoba mi się pomysł Zandberga o lustracji kont zagranicznych polityków, ale bym go znacznie rozszerzył

W trakcie debaty przedwyborczej w Radiu ZYT Adrian Zandberg stwierdził, że „byłoby na miejscu przyjrzeć się zagranicznym kontom elity PiS”. Ponieważ „PiS awanturuje się z Europą, PiS niszczy ład konstytucyjny a potem cenę za to zapłacą wszyscy obywatele i wszystkie obywatelki. Nam jako lewicy niezbyt się podoba pomysł, żeby za błędy, wykroczenia oraz naruszenia prawa przez rządzących mieli odpowiadać zwykli ludzie”. Cóż choć co do przyczyny awanturowania się nie zgadzam z lewactwem, to podoba mi się ten pomysł, ale znacznie bym go rozszerzył. Przyjrzałbym się wszystkim zagranicznym kontom „polskich” polityków po 1989 roku. Ze szczególnym uwzględnieniem premierów, wicepremierów i ministrów, chociaż „szeregowych” posłów i senatorów też powinno to dotyczyć.
- Przypomnijmy, że zdecydowaną reakcję Brukseli wywołała przeprowadzona przez PiS w Polsce, szeroko pojęta reforma sądownictwa. Krok ten sprawił, że Unia Europejska uruchomiła wobec Polski art.7 Traktatu o UE, na mocy którego kwestia przestrzegania praworządności w naszym kraju trafiła do Trybunału Sprawiedliwości. Później, rząd ekspresowo wycofywał się z poszczególnych postanowień reformy by wznowić rozmowy z Brukselą i uniknąć płacenia kar, które mogłyby zostać nałożone na Polskę. A do tego to się sprowadza, że PiS awanturuje się z Europą, że PiS niszczy ład konstytucyjny a potem realną cenę za to zapłacą wszyscy obywatele i wszystkie obywatelki. Dużo rozsądniejszym podejściem do tego jest to, które stosujemy np. wtedy kiedy chcemy wywrzeć presje na kraje niedemokratyczne.
– powiedział Zandberg.
- UE świetnie wie, jak zablokować zagraniczne konta, np. rosyjskich oligarchów. I moim zdaniem byłoby całkiem na miejscu, żeby przyjrzeć się zagranicznym kontom, zagranicznym majątkom członków elity władzy PiS-owskiej i uderzać tam, gdzie ich naprawdę boli, ponieważ polityków partii rządzącej niespecjalnie boli uderzenie w zwykłych obywateli. Niespecjalnie ich boli, jeżeli dojdzie do ograniczenia funduszy europejskich, które trafiają na potrzeby usług publicznych dla zwykłych ludzi. Jestem głęboko przekonany, że mocno ich zaboli jeśli ta sprawa dotknie ich własnych majątków i ich osobistego życia. Kiedy ktoś złamie konstytucję, powinien stanąć przed Trybunałem Stanu.
- dodał jeszcze do swojej wypowiedzi.
Cóż uważany za samca Alfa rudy lis Razem myślał, że błysnął. Tymczasem, gdyby ktoś zaczął się dokopywać do zagranicznych kont polityków bez względu na opcje to akurat obecna opozycja, a poza Platformą Obywatelską to zwłaszcza koalicyjny Sojusz Lewicy Demokratycznej najwięcej straciłby na tym grzebaniu. Pierwszy poszedłby siedzieć Aleksander Kwaśniewski, o którym kolega z własnej partii były premier Józef Oleksy mówił, że nakradł tyle, że mu na wszystko brakuje papierów i potwierdzeń. Jak pisał Stanisław Michalkiewicz: „Wystarczy przypomnieć choćby futrowanie towarzyszy i kolegów państwowymi pieniędzmi za pośrednictwem sławnej spółki „Interster”, żeby już nie wspominać o co najmniej 18-letnim transferowaniu z „Pewexu” ogromnych sum w dewizach do szwajcarskich banków. Kiedy na ten temat ukazał się w tygodniku „Wprost” artykuł, według wszelkiego prawdopodobieństwa inspirowany wspomnieniami Mariana Zacharskiego, Aleksander Kwaśniewski tak się zdenerwował, że zagroził, iż jeśli ktokolwiek piśnie na ten temat słowo, to zarządzi „lustrację totalną”. Groźba podziałała; następnego dnia Jacek Kuroń i Karol Modzelewski napisali do niego pojednawczy list, że już się pogódźmy, niech tylko Józef Oleksy poda się do dymisji”. Później na tapecie mogliby się znaleźć rozliczni premierzy, wicepremierzy, ministrowie i wiceministrowie, z których według nieoficjalnych danych większość ma konta w Szwajcarii, na Cyprze i Kajmanach. Ciekawe byłyby również daty przelewów na te konta. Pewnie dziwnie powiązane czasowo z widowiskowymi prywatyzacjami, czy przyjęciem pewnych ustaw. Wszyscy mogliby się wtedy ciężko zdziwić, ponieważ mało kto pamięta, jak jeden z drugim dostawali stosowne gratyfikacje po podpisaniu widowiskowych kontraktów międzynarodowych, czy po przejściu konkretnych ustaw w Sejmie. Polski Sejm od zawsze był tani. Kilkanaście lat temu jedna z gazet opublikowała informację, że ustawa kosztuje zaledwie trzy miliony dolarów. Tanio jak barszcz. A skutki takie, że można legalnie miliardy z Polski wyjmować. Także większość prywatyzacji śmierdzi na kilometr przekrętem i przewałem. A kto na tym zarobił? Cóż gdyby dokładnie przetrzepać konta polskich polityków wiele można byłoby się o tym dowiedzieć. Tak więc dla swojego dobra niech Zandberg uważa, bo go właśnie doświadczeni towarzysze z SLD za głupie pomysły tak kopną w zadek, że pomimo właściwego pochodzenia etnicznego wyleci z naszej biednej ojczyzny i zatrzyma się dopiero w jakimś bliskowschodnim kibucu.
Źródło: Michał Miłosz