Małżeński, piękny, lecz nie permanentny

Przed Soborem W.II Kościół być może za ostro traktował sprawy pożycia małżeńskiego, co pewnie wielu brało za "nakładanie ciężarów nie do udźwignięcia". Ale czy słusznie? Kościół określał i podawał uniwersalne normy zabezpieczające "czystość" tego pożycia, choć język tego orędzia był bardzo ścisły i nawet prawniczy. To systematyczne ujęcie dosłownie i definitywnie objaśniało ten aspekt życia.
Po Soborze W.II poddano krytyce w ogóle, tę przedsoborową dosłowność, "kazuistykę" i "legalizm". Więcej postawiono na teologiczny opis małżeństwa i pożycia małżonków; na doniosłość i rangę tychże. Zrezygnowano jednak z precyzji, akcentując wolność.
I tak, dzisiaj czystość i godziwość pożycia małżeńskiego zabezpiecza się zakazem antykoncepcji, zakazem przerywanego współżycia czy tzw. "onanizmu" partnerskiego. Oczywiście piękno i czystość tegoż pożycia chroni się też przez akcentowanie miłości, wierności i szacunku ("czułości i podziwu" - św. Jan Paweł II).
Chciałem się jednak odnieść do bardzo popularnych nauk O. Ksawerego Knotza OFMCap., które zaczęły być powielane także przez inne ośrodki i media katolickie. Nie widziałem żadnych zastrzeżeń z wnętrza Kościoła, dla tej pracy O. Ksawerego, która zastrzegam, ma wiele plusów, ale też minusy.
W naukach tych zaleca się jakby permanentny seks, w sensie nie rezygnowania z pieszczot nawet w okresach np. płodności kobiety (pomimo, iż nie chcemy ciąży) a także "w ciągu dnia". Mówi się o pieszczotach najbardziej erogennych miejsc, które jednak nie mogą zakończyć się stosunkiem i dlatego każe się unikać orgazmu, ale jeśliby się nie udało, to nie ma grzechu, bo to było niechcący. Można też myśleć erotycznie o żonie (żona o mężu) w ciągu dnia, czy rozłąki.
I właśnie z tym się nie zgadzam. A opieram się tu na moim małżeńskim doświadczeniu i logice. Moja kochana i genialna żona, wiedziała od razu, że tak nie jest i nie można, bez specjalnych dociekań. Wolno okazywać sobie czułość - podziw zawsze, ale nie zawsze pieszczoty erotyczne. "Jest czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich" (Koh 3, 5).
Dlatego, np. pieszczoty w ciągu dnia, przy nastawieniu, że wieczorem dojdzie do aktu płciowego, nie służą temu aktowi. Powodują one bowiem rodzaj niepokoju i nerwicującej niekompletności. Zamęt duchowo-psychiczny przeszkadza w pracy i innych funkcjach, a najbardziej w zażyłości z Bogiem. Nie służy wreszcie wcale relacji między małżonkami. Później, kiedy można już zjednoczyć się w akcie, okazuje się, że roztrwoniło się energię seksualną i dobrostan psychiczny, służące temu aktowi.
Jeszcze gorzej, gdy nie chce - nie może się współżyć, ale próbuje się to obejść przez pieszczoty. Nawet, jeśli uda się zatrzymać w porę (co zresztą jest bardzo trudne) bez orgazmu i nie decydując się na akt, to mamy ten wspomniany zamęt i połączony z frustracją niepokój. Przypuszczam, że nie służy to zdrowiu fizycznemu, psychicznemu ani duchowemu. A zatem - także miłości małżeńskiej, o którą tu w końcu chodzi. Brak cnoty wstrzemięźliwości między małżonkami, odbije się też ujemnie na ich relacjach z płcią przeciwną poza domem, w miejscach pracy, na delegacjach, etc.
Myśli erotyczne męża o żonie, lub odwrotnie, gdy trwają dłużej i są, podobnie jak pieszczoty pozbawione bliskiego "finału" - marnują energię seksualną i osłabiają dyspozycje psychiczno - duchowe. Jeśli akt kończy taki dzień "rozmyślań", to raczej będzie on niesatysfakcjonujący.
Nie traktuję tych opisanych tu wykroczeń przeciw czystości małżeńskiej, które jak wspomniałem, nawet się zaleca, przy milczącej aprobacie Kościoła - za grzechy ciężkie. Nie. Będą miały najprawdopodobniej kategorię lekką. Ale przecież grzech to grzech. I zgoda na lekki, też jest poddaniem się jakiejś formie uśpienia - zaślepienia, ogłupienia - zwiedzenia, co może tylko podmywać fundamenty niejednego domu i małżeństwa, niszcząc miłość Bożą i ludzką.
Źródło: Jarosław Kleban