Megalomania marszałka Senatu

0
0
0
Tomasz Grodzki, marszałek Senatu RP
Tomasz Grodzki, marszałek Senatu RP / Youtube/zrzut ekranu

Prof. Tomasz Grodzki od chwili wyboru marszałka Senatu zachorował na wielkość. Świadczą o tym jego gesty i zachowanie. Po ogłoszeniu wyników w geście zwycięstwa podniósł obie ręce do góry, tak jakby dokonało się coś wielkiego dla Polski. I zaczął się udzielać medialnie wszem i wobec, występując zawsze niemal jako zbawca narodu. Szczytem megalomanii są jego telewizyjne orędzia. Zaraz po wyborze na marszałka Senatu wygłosił pierwsze orędzie do narodu. Do tej pory było to zawsze domeną prezydenta lub premiera. W wypadku Grodzkiego tym dziwniejsze, że nie miał narodowi niczego ważnego do zakomunikowania. Nie przypominam sobie, aby do tej pory jakikolwiek marszałek Senatu wygłaszał orędzia. Widocznie prof. Grodzki jawić się chce jako mąż opatrznościowy.

Teraz przed świętami Bożego Narodzenia znów wygłosił telewizyjne orędzie, w którym mówi o podziałach Polaków i o reformach sądownictwa i zapewnia, że nad nimi Senat głęboko się pochyli. Nie ma wątpliwości, że tak się stanie. „ W tym radosnym okresie – słyszeliśmy – warto zadać sobie fundamentalne pytanie: czy podziały w naszym narodzie, których doświadczamy obecnie, czemuś, czy komuś służą? Czy przynoszą coś dobrego krajowi czy komukolwiek z nas? Odpowiedź brzmi jednoznacznie: nie. Czy może są przez kogoś inspirowane? Odpowiedź jest już mniej jednoznaczna”.  Jak inne w swojej wymowie są jątrzące słowa marszałka Grodzkiego a proste serdeczne życzenia, które składała Polakom marszałek sejmu Elżbieta Witek.

Ale można by nad tą megalomanią pana profesora przejść obojętnie, gdyby nie jedno ale… Ten nieskazitelny autorytet, jakim chce zostać marszałek nie ma czystych rąk. Wprawdzie do tej pory niczego mu nie udowodniono, a on zdecydowanie zaprzecza, jakoby brał łapówki od pacjentów, ale sprawa trafiła już do prokuratury, a doniesienia są niepokojące.

Zaczęło się z chwilą powołania Grodzkiego na marszałka Senatu. Wówczas na twitterze prof. Uniwersytetu Szczecińskiego Agnieszka Popiela  wyraziła swoje oburzenie, że człowiek, który za leczenie jej mamy przed laty wziął 500dol. został marszałkiem Senatu. Wprawdzie nie zażądał tego wprost, ale wywarł psychiczny nacisk. Pieniądze miały pójść na fundację. Szkopuł w tym, że pani profesor nie dostała żadnego kwitka o wpłacie. Marszałek zdecydowanie zaprzeczył, mówiąc, że nie zna tej pani i nie przypomina sobie takiej sytuacji. To nie był jeden głos. Radio Szczecin donosiło o coraz to nowych osobach, które zgłaszają się z podobnym problemem. W Szczecinie mówiło się, że placówka, którą kieruje profesor Grodzki pod względem merytorycznym jest najlepsza, ale trzeba się nastawić na pieniądze, lecząc się u pana profesora.

Gdy dziennikarz zadał pytanie marszałkowi Grodzkiemu, czy przyjął określoną kwotę pieniędzy od kolejnego pacjenta, Grodzki ze spokojem nie zaprzeczył, tylko uściślił, że pieniądze przyjął w prywatnym gabinecie. Doprawdy kuriozalna odpowiedź. Czy operacja miała być przeprowadzona w tym prywatnym gabinecie? Wiadomo, że nie, bo dotyczy to ciężkich operacji płucnych, w których specjalizował się profesor.  Dlatego nie istotne jest, gdzie wziął te pieniądze – w szpitalu, na korytarzu, w swoim gabinecie prywatnym, kawiarni itd.

Sprawa łapówek jest zawsze naganna i wymaga sprawiedliwego osądu, ale pieniądze brane przez lekarzy są wyjątkowo obrzydliwe. Zrozpaczeni ludzie, aby ratować swoich bliskich, gotowi są oddać wszystko. To jest zwykłe żerowanie na chorych pacjentach, a głównie na ich zdesperowanych rodzinach. Oprócz wymiaru karnego ma jeszcze głęboki wymiar moralny.

Kilka lat temu w oczekiwaniu na operację oczu, poszłam na wizytę prywatną do znanego profesora. Zapłaciłam za wizytę według cennika. Zostałam zbadana i zakwalifikowana do operacji na oddziale profesora. Na moją prośbę, aby to on wykonał operację, zgodził się. I na tym koniec. Słowa dotrzymał, choć na operację musiałam, tak jak każdy, czekać w długiej kolejce. Nie było żadnej taryfy ulgowej, ani wywierania psychicznej presji, abym za coś dodatkowo płaciła.  W wypadkach prof. Grodzkiego tego zabrakło.

Aby było bardziej bulwersująco, rzecznik dyscyplinarny ds. nauczycieli akademickich z Uniwersytetu Szczecińskiego wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec Agnieszki Popieli. Ostro na to zareagował redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz. „To próba zastraszenia świadka. Kieruję sprawę do prokuratury przeciwko panu rzecznikowi”.  W tej niebywałej sprawie prof. Andrzej Nowak, prof. Wojciech Polak i red. Bronisław Wildstein napisali list otwarty do ministra szkolnictwa wyższego. Żądają podjęcia działań w tej sprawie. Jest to działanie walczące z wolnością słowa, tym bardziej oburzające, że dotyczy to uczelni, która wychowują młodzież.

A jako wisienkę na torcie można potraktować wypowiedź prof. Grodzkiego o stanie umysłu Jarosława Kaczyńskiego.  W Radiu Zet Grodzki sugerował jako lekarz, że Kaczyński ma zaburzone postrzeganie rzeczywistości, bo bierze leki przeciwbólowe. Tak skwitował wypowiedź prezesa: „tym projektem (nowelizacji sądowniczej) powstrzymamy wysadzenie w powietrze wymiaru sprawiedliwości. Po tym co się zaczęło dziać w ostatnich tygodniach, to już właściwie jest anarchia”. Na tę logiczną wypowiedź, niegodna lekarza riposta.

Coś ten autorytet prof. Grodzkiego coraz bardziej się sypie. Buduje się go bowiem na nieskazitelnej opinii, a nie na buńczucznych gestach i nieprzemyślanych słowach.

Źródło: Iwona Galińska

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną