Bogner jest zwolennikiem niemieckiej drogi synodalnej, która prowadzi do przekształcenia Kościoła w nowoczesną religię poprawności politycznej, w której to człowiek jest otoczony kultem. W swoim artykule Bogner zwrócił jednak celnie uwagę, że pandemia koronawirusa pokazała pewne zjawisko, które może prowadzić do głębokich zmian w Kościele - na naszych oczach, w trakcie zagrożenia dla tysięcy ludzi, hierarchowie sami odwołują nabożeństwa i o pomoc zwracają się do państwa, podporządkowując się ich wytycznym.

Jest to niestety dla milionów ludzi znak, gdzie powinni szukać pomocy. Wzrastające gwałtownie poparcie dla rządzących, czy to w Polsce, czy w USA, rosnące notowania Dudy czy Trumpa, są znakiem, że politycy zyskują na kryzysie. Przedstawiają się bowiem opinii publicznej jako osoby aktywne, które nie boją się odważnych decyzji. Tymczasem biskupi odwołują Msze święte, katolickie pogrzeby, ograniczają dostęp do sakramentów i przyjmują z pokorą absurdalne ograniczenia w postaci obowiązku odprawiania Mszy świętej przy udziale najwyżej 5 wiernych. W malutkiej kaplicy taki nakaz może mieć sens, ale w kościele, który może pomieścić kilka tysięcy ludzi? Przecież w tym samym czasie władze pozwalają, aby 20 miejsc było zajętych w autobusie, a po kilkadziesiąt osób przebywało na terenie marketów.

Niestety, ale można odnieść wrażenie, że wielu biskupów nie wierzy już w moc modlitwy, sakramentów, może nawet w samego Boga. Wierzą natomiast w mądrość polityków, ich nakazów i ta wiara udziela się ludziom. Problem w tym, że w ten sposób po kryzysie trudno im będzie przekonać ludzi, że jest coś ponad władzą świecką. Jak zauważył Daniel Bogner - wierni łatwo przyjęli decyzję o odwołaniu Mszy świętych. Katolickie powiedzenie głosi natomiast, że Pan Bóg zabiera ludziom to, co ci za mało kochają.