Stanisław Michalkiewicz: Memento mori

Powiadają, że życie jest śmiertelną chorobą, roznoszoną drogą płciową. Cos jest na rzeczy, bo – jak wiemy – każdy umiera, oczywiście oprócz Włodzimierza Lenina, który jest wiecznie żywy – a w każdym razie takie rzeczy głosiła partia i skorumpowani przez nią uczeni za pierwszej komuny. Teraz skorumpowani uczeni głoszą całkiem inne mądrości, zależnie do tego, kto i na co daje szmal. Jeśli, dajmy na to, stary żydowski finansowy grandziarz, daje forsę na propagowanie walki z klimatem, to skorumpowani uczeni, jeden przez drugiego, prześcigają się w roztaczaniu przerażających wizji zagłady planety z powodu zbrodniczego dwutlenku węgla.
Wprawdzie zbrodniczego dwutlenku węgla jest na planecie tyle, co kot napłakał, ale to nie ma nic do rzeczy, bo propaganda nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a najwyżej tyle, że jest planeta i jest dwutlenek węgla. Ale gdyby tak pewnego dnia jakiś inny grandziarz zaczął sypać złotem za wychwalanie zbawiennego wpływu dwutlenku węgla na planetę, to chyba nikt nie ma wątpliwosci, że skorumpowani uczeni, jeden przez drugiego, zaczęliby dowodzić, że im więcej dwutlenku węgla, tym lepiej. Oczywiście nie wszyscy, tylko ci skorumpowani, bo są jeszcze nieliczni, którzy próbują dociekać prawdy, ale oni siorbią cienką herbatkę, bo komu dzisiaj potrzebna jest prawda? Nawiasem mówiąc, tak czy owak dwutlenku węgla musi przybywać, zwłaszcza z powodu działalności uczonych zaangażowanych w walkę z klimatem. Urządzają oni sobie sympozjony, na które zlatują się samolotami z całego świata, tam piją sobie z dzióbków najprzedniejsze trunki, których wyprodukowanie też łączy się z emisją dwutlenku węgla. Fermentacja – bo o niej przecież mówimy - polega na tym, że najpierw drożdże zjadają cukier, a potem – excusez le mot – srają alkoholem i pierdzą dwutlenkiem węgla. Ale to jeszcze nic, bo przecież te zbawienne prawdy trzeba głosić na cały świat poprzez elektroniczne środki przekazu, a do wytworzenia elektryczności trzeba spalić mnóstwo węgla, albo ropy, albo gazu. O tym jednak nie trzeba głośno mówić, z czego korzysta panna Greta Thunberg, która od co najmniej dwóch lat wodzi za nos największych mądrali i napotężniejszych mężów stanu na świecie.
Wróćmy jednak do sprawy zasadniczej, czyli życia, jako śmiertelnej choroby. Jest to oczywista oczywistość, bo przecież teoretycznie wiemy, że każdy kiedyś umrze, oczywiście poza Leninem, który... - i tak dalej. Teoretycznie – bo z kolei doświadczenie życiowe poucza nas, że zawsze umiera kto inny – ale nie my! Nawiasem mówiąc, Lenin podobno też umarł, podobnie, jak Stalin – o czym muzyków Orkiestry Polskiego Radia w Katowicach poinformował jej dyrektor Grzegorz Fitelberg. Przyszedł był na próbę i powiada: proszę państwa, dziś w nocy w Związku Radzieckim umarł wielki radziecki... kompozytor, mój przyjaciel Sergiusz Prokofiew. Proszę, uczcijmy jego pamięć minutą ciszy. Kiedy już po minucie wszyscy usiedli, Grzegorz Fitelberg odezwał się do kapelmistrza: panie Wachowiak, podobno Stalin też umarł – bo oni umarli tego samego dnia. Grzegorz Fitrelberg był Żydem, ale bardzo gorliwym katolikiem. Jechał kiedyś służbowym samochodem z jakimiś dwoma partyjniakami, a akurat ulicą przechodziła procesja. Kazał kierowcy zatrzymać auto, a potem podążać za procesją, do której on sam sie przyłączył. Partyjniacy też wysiedli z samochodu i przemykali się pod ścianami. Wreszcie procesja się skończyła, Fitelberg wrócił do auta, a partyjniacy też. Popatrzył na nich i mówi: “a panowie co? Żydzi”? Więc widzimy, że prawda swoją drogą, a doświadczenie życiowe – swoją, “skąd dla żuka jest nauka”, żeby za bardzo na doświadczeniu życiowym nie polegać. Ale żydokomuna, która obecnie, pod pretekstem epidemii zbrodniczego koronawirusa tresuje cały świat, tym razem postawiła na instynkt samozachowawczy i okazało się to strzałem w dziesiątkę. A dlaczego? A dlatego, że ludzie kierując się doświadczeniem życiowym myślą, że oni nie umrą, na czym żerują sprzedawcy rozmaitych cudownych balsamów, twórcy programów profilaktycznych i wreszcie politycy, którzy pod tym pretekstem z dnia na dzień przejęli władzę dyktatorską I właśnie wszystkich biorą za twarz – oczywiście przez kaganiec, zwany pieszczotliwie “maseczką”.
Ale rewolucja komunistyczna i dyktatura to jedno, a forsa, to sprawa druga. Po 7 miesiącach deficyt przekroczył 110 miliardów, a na koniec roku pewnie przekroczy 210 miliardów. Rząd pokryje ten deficyt zwiększeniem długi publicznego, a poza tym zamierza pożyczyć 11 mld euro w Unii Europejskiej, która z pewnością będzie za to żądała kolejnych przywilejów dla sodomitów. Toteż najpierw młody wiceminister finansów zapowiada kolejne wyłączenia całych segmentów gospodarki, ale po kilku dniach jego szef, pan minister Kościński, powiada, że nic z tych rzeczy, a nowy minister zdrowia skrócił okres kwarantanny z dwóch tygodni do 10 dni. Najwyraźniej zbrodniczy koronawirus taktownie rozumie finansowe trudności rządu, więc na pewno niejedno jeszcze zobaczymy – ale na razie obowiązuje swiadoma dyscyplina i rewolucyjna czujność. Niestety tu i ówdzie zdarzają się niedociągnięcia i właśnie jedno z nich objawiło się podczas konfderencji prasowej z udziałem pana ministra Piontkowskiego od edukacji. Na tej konferencji wystąpiła też pani Maria Nawrocka-Rolewska, dyrektorka jednej z warszawskich szkół. Zauważyła ona m. in. że “jest grypa, była angina i po tych chorobach są różne powikłania i następuje czasami śmierć.” Po tej uwadze zaskoczeni dziennikarze zwrócili się do pana ministra Piontkowskiego, czy się z panią dyrektor zgadza, na co on udzielił wymijającej odpowiedzi, że “pani dyrektor chyba rzadko bierzy udział w konferencjach prasowych”. On sam uczestniczy w nich znacznie częściej, zwłaszcza ostatnio, toteż wreszcie skapował, jak tym wszystkim dziennikarzom trzeba nawijać. A jak trzeba im nawijać? Tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. A kiedy będą zadowoleni? Ano wtedy, kiedy powie im się, że jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej – ale pod żadnym pozorem nie wolno im mówić, jak jest. Nie tylko dlatego, że pewnie nie zrozumieją, ale w dodatku zapłoną świętym oburzeniem, jako, że nic tak nie gorszy, jak prawda. Toteż nic dziwnego, że informację o tej konferencji prasowej funkcjonariusze “Onetu” opatrzyli tytułem: “Zaskakująca odpowiedź dyrektorki podczas konferencji MEN”. “Zaskakująca”... Najwyraźniej jeszcze nie wiedzą, że umrą, a potem – kto wie? - może nawet za swoje zbytki pójdą do piekła, gdzie przez cały czas będzie bolało, ale to jeszcze nic, bo w dodatku, trzeba będzie słuchać kompozycji “Nergala”, co – jak wiadomo – gorsze jest o śmierci.
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: prawy.pl