Wielka zgroza w Mądrych Dołach

Nawet ja, wąsaty Janusz, ciemny, zacofany i nieuczony bo – wedle gadań warszawskich salonów – tylko tacy mieszkają na Podkarpaciu, nie widziałem nigdy takiego durnego widowiska. A wszystko przez wybory głowy państwa. Ludziska z naszej wsi Mądre Doły poleciały głosować. Tak się należy kiedy polski chleb się je i na polskiej ziemi żyje.
Już po wybraniu prezydenta zaczął się cyrk. O tym co się wydziwia opowiedział nasz wioskowy czytacz gazet i oglądacz telewizji, Jasiu Lis. To że on się męczy z tym uświadamianiem jest nam na rękę. Nie musimy sami się truć głupotą redaktorków. Salony się wściekły, że przez nasze Podkarpacie prezydentem został nie ten co oni chcieli, a nie ich warszawski kandydat. I dobrze. Na chłopski rozum to urodzony psuj, co mu stale coś w jego mieście wysiada. Powiedzcie ludzie po co nam taka ofiara losu, której wszystko z rąk leci?
Zaraz też zaczęło się darcie, że jesteśmy straszne zacofane matoły i że za karę trza to Podkarpacie omijać szeroko, nie jeździć tu i nie kupować nic od nas. Ani mleka, ani sera, ani jaj, jakby krowy lub kurzyny były czemuś winne. Wcale nas to nie obeszło. Józia Kocyk, sklepowa, baba mocna w gębie była nawet zadowolona, że letniki wczasujące w naszych lasach i nad rzeką nie będą już wykupować połowy towaru. Więcej zostanie dla nas.
Bieda zaczęła się trzy niedziele po wyborach. Na wjeździe do Mądrych Dołów zepsuło się auto z eleganckim panem za kierownicą. Antek, który jechał rowerem z roboty chciał gościowi pomóc, ale jak powiedział mu, że nasza wieś należy do Podkarpacia, gościu skrzywił gębę i wrzasnął, że nie tknie nic co jest stąd, bo sam nawoływał, żeby nasze strony skreślić z mapy i nie mieć z nimi do czynienia. I że on, inteligent ze stolicy nie ma o czym z ciemnym podkarpackim chłopem, znaczy Antkiem, gadać. Antek się wściekł, przypedałował pod sklep i wszystko ludziom opowiedział.
- No ale co on zrobi z tym autem jak mu się popsuło akurat u nas? – zmartwiła się Gienia, kobita o złotym sercu. – Będzie tam stał? Może głodny albo co innego. A może nasz Władziu by mu pomógł naprawić. Mechanik przecie.
- Ty się Gienia nie martw – pocieszyła ją sklepowa. – Chce stać, niech stoi. Najwyżej uświerknie przez swoją głupotę.
Wypowiedziała to w złą godzinę. Koło przedwieczora dzieciarnia włócząca po wsi przyuważyła, że limuzyna inteligenta ze stolicy stoi gdzie stała, a on sam siedzi w środku i chyba drzemie albo co inszego, bo się nie rusza. Zaraz poleciały tam ciekawskie baby, sprawdzić co i jak. Siedział ale żył, bo jak Gienia zastukała w szybę, wrzasnął jakby strzygę zobaczył i splunął. Trudno się dziwić. Gienia specjalnej urody nie ma i na widok jej gęby mógł się taki elegancik wystraszyć.
Na drugi dzień rano kiedy Antek pedałował do roboty, auto stało a inteligent był w środku. Że też tak wytrzymał bez jedzenia i picia. Może miał to wszystko ze sobą. Gadać z Antkiem dalej nie chciał, tylko odkręcił okno, splunął i wrzasnął: - Poszedł won ty chamie podkarpacki!
Po południu do sklepu wpadła Gienia. Przez gościa z limuzyny cała się trzęsła z nerwów. Żal jej się tego człeka zrobiło i poszła zanieść mu miskę pierogów, coby nie opadł z sił. Inteligent jak ją zobaczył rozdarł mordę, naklął jak na psa, wyzwał od starych k**ew i przepędził. Ma durna za swoje.
Byliśmy ciekawi jak długo to warszawskie panisko wytrzyma na głodniaka. Jasiu się upierał, że pęknie jutro, sklepowa, że pojutrze, inni dawali mu nawet trzy dni. Wszyscyśmy się pomylili. Siedział tam i odpędzał każdego kto podszedł aż pięć dni, chociaż w dwa ostatnie nieźle lało. Ktoś tam widział, że gościu spija deszczówkę spod wycieraczek i łapie wodę do butelki.
Szóstego dnia poszedł go przekonywać proboszcz. Z nim też gadać nie chciał, tylko nawymyślał od chciwych klechów i czarnej mafii. Baby, które to podglądały przyuważyły, że gość strasznie zmarniał na gębie i jak tak dalej pójdzie, uświerknie na amen. A na całe Mądre Doły spadnie kara, że biedakowi nie pomogły i że na naszych oczach wyzionął ducha. Rada w radę uradziliśmy, by usunąć inteligenta z wioski i w ogóle z Podkarpacia. Późno wieczorem Jasiu Lis wsiadł na traktor, podjechał do limuzyny, wziął ją na hol i zawlókł dwadzieścia kilometrów dalej, do wielkiej tablicy z napisem "Województwo Małopolskie wita". Jak zobaczy gdzie jest, może z auta wyjdzie i da się uratować. Choć chyba nie rozum, bo tego pewnikiem nie ma.
Mądre Doły odetchnęły. Wreszcie mieliśmy głupka z głowy.
Zuzanna Śliwa
Źródło: prawy.pl