Jak Warszawka uczci pirata drogowego Henryka Wujca

Warszawskie Forum Samorządowe zapowiada, że jego członkowie chcieliby, żeby jeszcze w tej kadencji stołecznego samorządu miasto uczciło imieniem Henryka Wujca szkołę, lub plac. - Henryk Wujec to ikona Solidarności i jego strata jest bardzo bolesna. Będziemy dążyli, aby jeden z obiektów miejskich w Warszawie został nazwany jego imieniem – mówi przewodniczący Forum Grzegorz Gruchalski. Problem jest tylko jeden – nieżyjący Henryk Wujec to drogowy bandzior, który najpierw na pasach rozjechał człowieka, doprowadzając do jego kalectwa, a potem kłamał w sądzie. Oczywiście jako prominentny działacz Unii Demokratycznej i Unii Wolności został przez sąd uniewinniony, a odpowiedzialność za wypadek... przerzucono na jego ofiarę.
- Warto rozważyć, aby jeszcze w tej kadencji samorządu warszawskiego nazwać jeden z obiektów miejskich imieniem Henryka Wujca, który był związany z Warszawą oraz był wielkim przyjacielem społeczeństwa obywatelskiego. Jako WFS będziemy do tego dążyć - czytamy na Twitterze Warszawskiego Forum Samorządowego.
Był również zwyczajnym bandytą drogowym. Cóż, same jego środowisko doskonale o tym wiedziało i go kryło. Wystarczy przypomnieć wystąpienie jego przyjaciółki byłej posłanki, byłej senator i uczestniczki obrad Okrągłego Stołu Grażyny Staniszewskiej i jej wystąpienie z pogrzebu Wujca.
- Nie wiem, czy państwo spotkaliście kiedyś człowieka, który nie miał żadnych potrzeb osobistych. Ja spotkałam tylko jednego takiego człowieka, i to był właśnie Henio Wujec. Widział, że potrzebujących jest mnóstwo, ale nigdy to nie był on. Cały czas się opiekował wszystkimi dookoła - przekonywała.
Po tej wstępnej laurce pojawia się prawdziwa perła wypowiedzi.
- Heniu, jako kierowca samochodowy to było zaprzeczenie Henia w takim życiu codziennym. W ciągu pięciu minut potrafił złamać wszystkie przepisy kodeksu drogowego. Jeździł nie wolniej, niż 120 na godzinę. Potrafił przejechać na drugą stronę po trawniku, bo mu się przypomniało, że trzeba szybko wrócić i coś co się zapomniało zabrać z powrotem - mówiła.
Dlatego wyrok uniewinniający prominentnego polityka Unii Demokratycznej, byłego doradcę prezydenta Bronisława „Bula” Komorowskiego Henryka Wujca od zarzutu spowodowania wypadku w ruchu drogowym nie można ocenić inaczej, niż jako skrajnie skandaliczny. Okazuje się, że w Polsce można rozjechać przechodnia na pasach, omijając inny samochód, który zatrzymał się, by przepuścić pieszego i nie ponieść za to żadnych konsekwencji. Wystarczy być prominentnym UD-ekiem i UW-olem.
W 2014 roku doszło do zdarzenia, za które Wujec powinien siedzieć. Ponieważ spowodował on wypadek ze złamaniem przepisów ruchu drogowego i niezachowaniem należytej ostrożności, ponieważ w dniu 12 lutego 2014 roku na skrzyżowaniu ulic Indiry Gandhi i rotmistrza Witolda Pileckiego w Warszawie przed przejściem dla pieszych wyminął auto, które prawidłowo zatrzymało się do przepuszczenia osoby pieszej na pasach i uderzył w przechodzącego pieszego. Powodując poważne urazy głowy, a w konsekwencji jego trwałe kalectwo. Dlatego moje określenie tego typa, jako bandyty drogowego jest jak najbardziej słuszne i prawdziwe.
Tymczasem Sąd Okręgowy w Warszawie, pomimo wniosków prokuratury i oskarżyciela posiłkowego, Henryka Wujca od zarzutów uniewinnił. Później także Sąd Najwyższy w dniu 9 października zeszłego roku ostatecznie go uniewinnił. Winę przerzucono na przechodnia, zarzucając mu między innymi... bycie pod wpływem alkoholu oraz... że „Henryk Wujec w momencie wkroczenia pieszego na jezdnię kierował samochodem, który poruszał się z prędkością 45 km/h, czyli zgodną z przepisami i znajdował się ok. 16,2 m od pieszego”. Dziwne jednak, że go jeszcze ładnych parę metrów przewiózł na masce, a w świetle tego jak nasz polityk jeździł, 45 km/h to on miał przy ruszaniu. Według świadków miał zasuwać grubo ponad 90 na godzinę.
- Bardzo ubolewam, że doszło do tego wypadku. Według mojej wiedzy, nie popełniłem jednak błędu, gdy wówczas kierowałem i postępowałem zgodnie z przepisami - ściemniał wówczas Wujec. Jakoś wjeżdżanie w przechodniów na pasach nie jest zgodne z przepisami. A jeśli jechał zgodnie z przepisami (w chwili wypadku miał 74 lata) i nie zdołał wyhamować przy prędkości 45km/h to na pierwszy rzut oka widać było, że jego stan psychofizyczny kwalifikował go do dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych.
I dzisiaj ten bandyta drogowy dorobi się w Warszawie szkoły, albo placyku. W sumie skoro znany złodziej Paweł Adamowicz już ma tam swoje upamiętnienie, więc i drogowemu piratowi Wujcowi też się należy.
Piotr Stępień
Źródło: prawy.pl