Łukasz Warzecha: PiS od roku maseczkami tresuje Polaków

Znany publicysta Łukasz Warzecha zapewne podpadł PiS swoim artykułem „Symbol czasu nienormalnego" opublikowanym na stronie Warsaw Enterprise Institute. Przypomniał w nim, że 20 marca minie rok odkąd rozporządzeniem ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego wprowadzono stan epidemii i obowiązek noszenia maseczek.
Według Łukasza Warzechy część doradców premiera było przeciwnych „wprowadzaniu obowiązku zakrywania twarzy poza przestrzeniami zamkniętymi (z wyjątkiem skupisk ludzi, niepozwalających zachować odstępu), a nakaz noszenia wyłącznie maseczek (które to pojęcie nie zostało zdefiniowane) powinien był być – zdaniem członków rady – powiązany ze zniesieniem obowiązku zakrywania twarzy na ulicy". - Minister Niedzielski zdecydował jednak inaczej ''ze względów behawioralnych'', czyli – tłumacząc na polski – ze względu na konieczność tresury ludzi – podkreślił publicysta.
W opinii Łukasza Warzechy (który powołuje się na wypowiedź psychologa w filmie dokumentalnym „Nowa (nie)normalność") w rozwoju psychicznym dzieci jest istotna faza „w której dowiadują się one o śmierci i kruchości życia". – (Dzieci - przyp. red.) Przeżywają wtedy swego rodzaju szok, ale w normalnych okolicznościach on mija i staje się jednym ze zwykłych doświadczeń, przez które człowiek przejść musi. Inaczej to jednak wygląda, gdy wokół dominuje symbolika zagrożenia: dezynfekcja, lockdown, agresywna policja i właśnie maseczki. W takim otoczeniu trauma nie przemija, lecz się utrwala – ze skutkami trudnymi do przewidzenia, ale zapewne przypominającymi te, jakie można było obserwować u pokoleń, przechodzących tę fazę rozwoju w warunkach wojennych – wskazał.
Publicysta zwrócił też uwagę, że „maseczka noszona niemal wszędzie odbiera nam istotną część sygnałów niewerbalnych, niezbędnych w normalnych kontaktach międzyludzkich". Ludzie stają się „coraz bardziej jednolitą, odczłowieczoną masą, bo zniknęła znacząca część najbardziej indywidualnej i najbardziej widocznej na pierwszy rzut oka cechy indywidualnej: rysów twarzy".
W opinii publicysty rząd i media rozkręcają „histerię i paranoję", a „zakrycie twarzy działa jako czynnik sprzyjający agresji, bo częściowo odtwarza znany świetnie z psychologii efekt oddzielenia od drugiej osoby. Ten sam, który sprzyja choćby agresji na drodze".
Łukasz Warzecha zadeklarował, że „maseczki na ulicy" nie nosi. Zdaniem publicysty noszenie maseczki „to ewidentny absurd, a korzyści z zakrywania ust i nosa na pustej ulicy nie potwierdzają żadne znane mi badania". – Zakrywam usta i nos w zamkniętych przestrzeniach – bez entuzjazmu i bez przyjemności. Nie pojmuję entuzjastycznego nastawienia do tego nakazu. Nie akceptuję radośnie kasandrycznych przewidywań, wygłaszanych przez część ekspertów z jakąś sadystyczną przyjemnością, że „to już zostanie z nami na zawsze". Na to po prostu nie wolno nam się godzić. Maseczka, zakrywająca połowę twarzy, jest symbolem nienormalności i czynnikiem rujnującym normalne relacje międzyludzkie – także te całkowicie pobieżne, przypadkowe, przelotne. Jeśli ma być stosowana, to jedynie tam, gdzie jest naprawdę niezbędna i twardo pokazano, że ma jakikolwiek wpływ na ograniczanie zakażeń, nie zaś wszędzie ''ze względów behawioralnych'' – podkreślał.
Publicysta ocenił, „że w części rządowych decyzji chodzi faktycznie o swoistą tresurę obywateli, a w części decydenci nie są w stanie intelektualnie ogarnąć konsekwencji własnych działań". – Jeżeli, dla przykładu, nie rozumieją, że decyzja o zamknięciu od poniedziałku na Mazowszu i w Lubuskim centrów handlowych ściągnie do nich w weekend tłumy, a więc spowoduje nagromadzenie ludzi znacznie groźniejsze niż utrzymanie centrów handlowych otwartych, to cóż dopiero oczekiwać od nich, że będą w stanie zrozumieć długoterminowe, subtelniejsze, ale nie mniej groźne konsekwencje nakazu powszechnego maskowania się wszędzie? – skwitował.
Jan Bodakowski
Źródło: Warsaw Enterprise Institute