Balcerowicz murem za bankowymi złodziejami (FELIETON)

Po Leszku Balcerowiczu można się spodziewać jednego – zawsze będzie wspierał obcy kapitał na szkodę polskiego podatnika i obywatela. Ten typ już tak ma. W tym zakresie jest niezwykle konsekwentny. Ostatnio nasz „ekonomiczny” gwiazdor na łamach dziennika „Rzeczpospolita” znowu poszalał, plując na frankowiczów i stając w obronie (głównie zachodnich) banksterów. Cóż od czasów, kiedy ten absolwent marksizmu-leninizmu stał się twarzą planu Sorosa-Sachsa w Polsce i wprowadzał taki „kapitalizm”, (jaki mógł sobie wyobrazić tylko komuch – opierając się na najbardziej drapieżnym kapitalizmie XVIII – XIX wiecznym, a nie jego współczesnej odmianie) do dzisiaj jest takim samym ekonomicznym analfabetą, jak na początku swojej kariery. I takim samym cynikiem. Dobrze, że dzisiaj chociaż nie ma pozycji ekonomicznego guru.
W artykule z dnia 18 marca 2021 roku autorstwa Leszka Balcerowicza pod znamiennym tytułem „Destrukcyjne odszkodowania dla frankowiczów” zamieszczonym w dzienniku „Rzeczpospolita” znalazło się wiele tez, hipotez i jawnych kłamstw. Na pewno nie można o nim powiedzieć, że został on oparty na obiektywnych przesłankach. To raczej akcja typu „wszystkie ręce na pokład, bo banki biją”. Wyciągnięto więc i starego cynika pozującego na ekonomistę. A ten zaczął wygłaszać swoje „mądrości”. Zastrzegam, że poziom tych mądrości i ich natłok sprawia, że nie dam rady omówić tego w jednym felietonie. Więc poniżej mamy pierwszą część.
– Sprawa nie rozgrywa się tylko między frankowiczami a bankami, ale nade wszystko – między frankowiczami a resztą społeczeństwa. A im bardziej skrajne byłoby rozstrzygnięcie, tym bardziej naruszałoby ono elementarne zasady prawa i sprawiedliwości, i tym bardziej destrukcyjne byłoby dla gospodarki i – w efekcie – dla społeczeństwa. Nie jest więc tak, że im bardziej uwzględni się argumenty nazywane „ekonomicznymi”, tym bardziej narazi się na szwank względy prawne – pompatycznie oznajmił towarzysz Balcerowicz. Cóż, od dawna szefowie banków powinni zostać skazani, a kredyty frankowe unieważnione. Ponieważ były od początku ewidentnym oszustwem. Zostały one chamsko wymuszone. Na zasadzie „nie ma pan(i) zdolności kredytowej do kredytu w złotówkach, ale we frankach szwajcarskich jak najbardziej”. Po drugie nie było żadnych franków – kredyty były indeksowane, albo denominowane do franka po jego ówczesnym kursie. Tak więc nie były to żadne kredyty frankowe. Społeczeństwo nie ma nic do tego. A banki powinny zapłacić ze swoich, nienależnych zysków.
– Nawet w mniej skrajnych przypadkach koszty wyznaczonych przez sądy rekompensat dla frankowiczów musieliby ponieść – między innymi poprzez podwyższone opłaty bankowe wszyscy klienci banków, a więc przede wszystkim ci, którzy powstrzymali się od zaciągania kredytów we frankach szwajcarskich. To byłaby rażąca niesprawiedliwość – jęczy dalej Leszek Balcerowicz. Banki już i tak mają eldorado. A jeśli się już nakradły (nie tylko na kredytach frankowych, ponieważ są jeszcze nieruszone następne złodziejskie umowy, związane z tak zwanymi polisolokatami), to teraz powinny oddać. A jeśli chcą podnosić klientom opłaty to ci zawsze mogą się przenieść do banku, który kredytów frankowych nie udzielał i nie ma żadnych podstaw do podnoszenia opłat. Zresztą dlatego potrzebna jest gotówka. Gdy politycy i banksterzy ją zlikwidują, a całe nasze oszczędności będą jedynie zapisem w systemie bankowym, to wtedy zobaczymy jak wredne i pazerne potrafią być banki. I jakie sobie opłaty wymyślą od pieniądza elektronicznego, który dodajmy nie powoduje żadnych kosztów w systemie (w przeciwieństwie do gotówki). Tak więc jęczenie Leszka Balcerowicza ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, choć w nie jest to jego ostatnie słowo. O czym napiszę w kolejnym felietonie.
Piotr Stępień
Źródło: Rzeczpospolita/prawy.pl