Stany Zjednoczone boją się emigrantów

Partia Demokratyczna Stanów Zjednoczonych ciągle krytykowała politykę imigracyjną Donalda Trumpa. Suchej nitki nie zostawili na nim za budowę muru na granicy z Meksykiem, który powstał, aby zahamować niekontrolowany najazd imigrantów. Teraz, za prezydentury Joego Bidena, USA miało się otworzyć na hordy ciągnące z południa i to nie tylko z Meksyku, ale także z Ameryki Środkowej: z Hondurasu. Gwatemali, Salwadoru. Z taką nadzieją w tych krajach wiązano nową prezydenturę w Stanach Zjednoczonych.
Ale administracja Joego Bidena nie otworzyła się na emigrantów. Do kontaktów z nimi została skierowana zastępczyni prezydenta Kamala Harris. Aby rozwiązać problem narastającej emigracji, udała się w swoją podróż do Ameryki Środkowej. Fala emigracji z tych terenów gwałtownie wzrasta. W kwietniu liczba nielegalnych emigrantów, która chciała przekroczyć granicę z Meksykiem była dziesięć razy wyższa niż rok temu. I dzieje się podobnie, jak za prezydentury znienawidzonego przez demokratów Donalda Trumpa. Większość dorosłych emigrantów jest odsyłana do swoich krajów. Kłopot jest z nieletnimi, dla których brakuje już miejsca w specjalnych ośrodkach przy granicy.
Dlatego Harris wyjechała z misją do tamtych krajów, proponując im pomoc finansową dla lokalnych przedsiębiorców. Stany Zjednoczone będą także dofinansowywać budowę mieszkań i rolnictwo. Zamierzają na ten cel wydać 4 mld dol. Kłopot jednak jest w tym, że na tych terenach jest wszechobecna korupcja i skorumpowani urzędnicy rozkradną te dotacje. Dlatego Kamala Harris w swym przemówieniu zaapelowała do tamtejszej ludności. „Chcę, żeby ci, którzy chcą nielegalnie przekroczyć niebezpieczną granice USA z Meksykiem, to usłyszeli: nie przyjeżdżajcie”. Nie podobało się to lewemu odłamowi skrzydła Partii Demokratycznej. Gwiazda tego ugrupowania kongresmenka Alexandria Ocasio-Cortez ostro odpowiedziała na ten apel. Jeżeli od lat Stany Zjednoczone destabilizowały Amerykę Południową, to teraz mają obowiązek przyjmować stamtąd emigrantów – ogłosiła. Czołowa przedstawicielka lewicy Kamala Harris musiała się sprzeniewierzyć swoim wcześniejszym słowom. Nie dobrze jej to wróży jako potencjalnej kandydatce w następnych wyborach. To ona bowiem miała zastąpić Joego Bidena, który w wypadku reelekcji miałby 82 lata. Nie wiadomo, czy nie będzie chciał ponownie wystartować. Biden ma w swojej ekipie o wiele lepszych specjalistów od emigracji, ale na front tej walki wystawił niedoświadczoną w tym temacie Harris. A jej występ w którym kluczową rolę odegrały słowa: Nie przyjeżdżajcie, zostanie na długo jej zapamiętany.
Polityka konserwatysty Donalda Trumpa była obiektem zarówno kpin jak i ostrej krytyki Partii Demokratycznej, którzy w imię wszechogarniającej wolności obiecywali, że po ich dojściu do władzy, granice Stanów Zjednoczonych będą otwarte na rzesze emigrantów. Po kilku miesiącach od objęcia władzy przez nowego prezydenta, nic z tych obietnic nie zostało zrealizowane. USA znów ugina się pod naporem fali uchodźców z południa, nad którą nie może zapanować. Donald Trump w swoim pierwszym publicznym wystąpieniu po swojej przegranej twierdzi, że obecna władza niszczy wszystko, co zdołano za jego prezydentury osiągnąć. Stany, w jego opinii gwałtownie się cofają i to zarówno w polityce wewnętrznej, gospodarce, jak i polityce zagranicznej, którą i my z niepokojem śledzimy. Ukłony w stronę Rosji, zniesienie sankcji Stanów na Nord Stream 2, które umozliwia jej szybkie ukończenie. Te uśmiechy na nic się zdały. Widać to było podczas niedawnego spotkania Bidena z Putinem. Spotkanie skończyło się grubo przed czasem. Nie było wspólnej konferencji prasowej. A podczas spotkania Putina z dziennikarzami „car” Rosji wyraźnie kpił sobie z Ameryki, zaprzeczając o jakichkolwiek represjach w Rosji. Taka opinia – mówił – dowodzi, że USA sama boryka się codziennie z atakami terrorystycznymi, nad którymi nie potrafi zapanować. Stąd frustracje Joego Bidena, któremu on, Putin serdecznie współczuje. Ta prześmiewcza arogancja towarzyszyła całej konferencji.
Dokładnie widać, że powielanie polityki Baraka Obamy, na którym obecny prezydent się wzoruje, a który podczas rządów Obamy był wiceprezydentem, nie przyniesie żadnych korzyści i Ameryka w wielu dziedzinach, mówiąc słowami Trumpa, cofnie się o kilka lat.
Iwona Galińska
Źródło: IG