ABSURDY MeToo, czyli jak zakłamana jest Ameryka i świat!

0
0
0
/ źródło: pixabay.com

Po oskarżeniu Harveya Weinsteina – jednego z najsłynniejszych producentów filmowych w Hollywood – o dopuszczenie się molestowania wielu kobiet, ruszyła akcja „Me Too”. Hasło #MeToo zostało spopularyzowane przez amerykańską aktorkę Alyssę Milano, która w swoim wpisie na Twitterze zachęcała inne kobiety do opowiadania o swoich przeżyciach. Później celebryci zrobili resztę, potęgując reakcje innych. Kolejne kobiety w mediach społecznościowych pisały „Mnie też” (co po angielsku brzmi właśnie „Me Too”), pokazując, że problem molestowania kobiet jest powszechny w USA i dotknął tysięcy z nich.

Tak jak w przypadku rasizmu, problem seksizmu w Stanach Zjednoczonych jest złożony i niejednoznaczny. Z jednej strony Hollywood słynie z pokazywania golizny i seksu, a z drugiej strony na wielu plażach w tym kraju za pokazywanie się topless można trafić do aresztu. Jest to także dziedzictwo purytanizmu, który promował rygorystyczną i formalistyczną moralność. Wiele rzeczy było zabronionych publicznie, ale prywatnie było na nie ciche pozwolenie.

Aż trudno uwierzyć dzisiaj, że przedwojenny Kodeks Haysa zabraniał pokazywania w amerykańskich filmach zbyt długich pocałunków. Jest to jednak element amerykańskiej kulturze, która choć od tego czasu się bardzo zmieniała, to wciąż zachowała pewną dwuznaczność wobec seksualności, a wręcz pewne zakłamanie w tej sferze. Bardzo dobrze widać to na przykładach w ramach akcji Me Too.

Z całą pewnością reżyserzy, producenci, ważni ludzie w Hollywood przez lata wykorzystywali swoją pozycję do wykorzystywania kobiet, ale z drugiej strony tajemniczą poliszynela było, że przez łóżko robi się tam karierę. Młode, atrakcyjne kobiety godziły się często na to, chcąc za wszelką cenę osiągnąć sukces. Kiedy teraz wiele z nich, po latach, przypomina sobie, że jakiś bogaty filmowiec ich molestował, i w ten sposób zyskuje przez moment na nowo popularność, powstaje pytanie, na ile to jest szczere szukanie sprawiedliwości.

Zakłamanie panujące w Hollywod widać wszędzie. Głośna sprawa Romana Polańskiego, który uciekł z USA, po tym, jak na przyjęciu Jacka Nicholsona przespał się z nieletnią dziewczyną, dobitnie to pokazuje. Sama dziewczyna utrzymywała, że nie ma pretensji do Polańskiego, zresztą prawdopodobnie matka specjalnie wysłała ją w tym celu na przyjęcie, a wielu gwiazdorów broniło go przed oskarżeniami prokuratora. Pewnie takich przyjęć i sytuacji jest mnóstwo w Hollywood, ale akurat z tej sprawy niektóre media zrobiły show. Nie bronię przy tym Polańskiego i jego nagannego zachowania, ale fakt, że to on od lat jest ścigany, kiedy gorsi od niego cieszą się szacunkiem, daje do myślenia.

Pewien realny problem molestowania w Hollywood urósł zresztą do rangi narodowego problemu. Coraz więcej kobiet zaczęło przypominać sobie prawdziwe lub rzekome akty molestowania, których padły ofiarą. Nagle się okazało, że w dobrym tonie jest paść ofiarą ataku seksualnego, co sprawiało wyolbrzymianie pewnych zachowań. Doszło do tego, że pojawiają się doniesienia, iż młodzi mężczyźni coraz rzadziej współżyją w USA z kobietami, wybierając bezpieczniejszą dla nich pornografię. Nigdy nie wiadomo bowiem, kiedy kobieta przypomni sobie, że jednak nie wyraziła zgody na stosunek seksualny.

Na fali „Me too” przez kraj przewaliła się fala oskarżeń mężczyzn, którzy w żaden sposób nie są w stanie się bronić. Wielu z nich potraciło pracę lub zostało usuniętych ze studiów. Życie wielu z nich z dnia na dzień legło w gruzach, zostali napiętnowani i zepchnięci na margines społeczeństwa. Łatwo sobie wyobrazić, że wielu z nich padło ofiarą zazdrości lub innych niskich pobudek. Wskazywanie winnych w mediach społecznościowych jest zresztą sprzeczne z domniemaniem niewinności i prawem do obrony, którego często zostali pozbawieni oskarżeni.

Powstaje pytanie, na ile akcja „Me too” zmieniła podejście do kobiet na pełniejsze szacunku w Hollywood, w całych Stanach Zjednoczonych i w wielu innych krajach, gdzie ona dotarła. Na ile zaś doprowadziła do destrukcji stosunków między kobietami i mężczyznami, wprowadzaniu kultury podejrzliwości i niepewności, promocji absurdów i niszczenia tradycyjnych więzi. Z całą pewnością, co jest typowe dla politycznej poprawności, wykorzystano tutaj pewien problem i go przejaskrawiono. Pokazuje to choćby postępowanie polskich przedstawicielek lewicy, które chciałyby, aby partnerzy podpisywali specjalną deklarację przed seksem, że jest on za obopólną zgodą. Podobne pomysły pojawiają się też za granicą.

 

Źródło: redakcja

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną