Spurek OSZALAŁA?! Szokujące słowa! Wprowadzajmy jej pomysły, a problemem będzie przetrwanie następnego dnia!

0
0
0
/ fot. ilustracyjne/fot. Instagram/spureksylwia

Choć wiele mediów oraz polityków wyśmiewa postulaty unioposeł Sylwii Spurek, tak w rzeczywistości jej pomysły są – wolniej lub szybciej – wprowadzane w życie. Za najdalej kilkanaście lat możemy znaleźć się w sytuacji, w której znakiem buntu w szkole średniej nie będzie palenie papierosów, a wcinanie schabowego „aby facetka nie zauważyła”.

– Czy normalnością w XXI wieku można nazywać wykorzystywanie, eksploatowanie, zabijanie zwierząt w imię tradycji, religii, biznesu? – pytała w ubiegłym miesiącu unioposeł Sylwia Spurek. Odpowiedź jest tak prosta, jak i krótka: Tak. Zwierzęta nie są ludźmi. Ich celem jest służba człowiekowi, żywienie go i dostarczanie surowców potrzebnych do produkcji wszelakich towarów.

 

 

Niestety, w Polsce jak już wcześniej na Zachodzie do społeczeństwa przenika tzw. bambinizm, czyli postrzeganie natury nie przez rozum, lecz romantyczne wizje, często podsycane jeszcze obrazami z dzieciństwa. Wedle tegoż obrazu, bez człowieka zwierzęta żyją w niezdefiniowanej bliżej harmonii. Jeśli już stosują przemoc, to tylko do przetrwania, gdy jest ona niezbędna. I owszem, przeglądając fora fanatyków prozwierzęcych stawiających zwierzęta na równi bądź też wyżej w hierarchii, niż ludzi, możemy zauważyć, że część zwolenników radykalnych postulatów o „prawach zwierząt” naprawdę uważa, że agresja to domena wyłącznie człowieka. Niektóre osoby – i to dorosłe! - potrafią negować fakt, że zwierzęta mięsożerne zjadają inne zwierzęta, a więc muszą jest przedtem zabić. Negują także fakt, że niektóre gatunki zwierząt lubią się po prostu dla zabawy znęcać nad ofiarami i polują nie tylko po to, by przeżyć.

 

Bambinizm poszedł na tyle daleko w mentalność także naszego społeczeństwa, że gdy swego czasu w sklepie dostępny był kawał mięsa ze świni wyraźnie wskazujący wyglądem na to, że pochodził od świni, część ludzi była oburzona, bo... dzieciom było smutno. Ciężko było mi sobie zwizualizować tę sytuację. Sam pochodzę z miasta, a mimo tego od dziecka rozumiałem, że mięso pochodzi od zwierząt, więc te trzeba zabić, żeby było co jeść. Czasy jednak się zmieniły, a wraz z nimi mentalność ludzi. Stąd też wzrost popularności absurdalnych – z perspektywy normalnego człowieka – postulatów dotyczących zakazu wykorzystywania zwierząt.

 

Jak każda ideologia, tak również i bambinizm ma konkretne cele. Nie są nimi jednak te deklarowane przez orędowników tzw. praw zwierząt. Wymieńmy tylko kilka z nich, na przykładzie unioposeł Sylwii Spurek.

 

– Potrzebne są odważne decyzje polityczne. Chcemy sprawiedliwiej transformacji? To decyzje o zamykaniu ferm musimy podjąć tu i teraz. 2040 jest realny. Inaczej zostanie nam terapia szokowa – napisała niedawno unioposeł Spurek na Twitterze, komentując tekst zachęcający, by „dla klimatu” zrezygnować z mięsa i nabiału.

 

 

– A może osoby jedzące produkty odzwierzęce, świadomie narażające się na nowotwory, choroby serca czy cukrzycę typu 2, powinny płacić wyższą składkę na ubezpieczenie zdrowotne? – proponowała Spurek.

 

 

Jakiś czas temu „Fakt” podał, że Sylwia Spurek chce zakazać nawet wędkarstwa. Jako ciekawostkę można też przywołać jej wpis z pierwszego listopada unioposeł wspomniała, że choć tego dnia „wspominamy bliskich i przyjaciół, których już z nami nie ma”, to „również obchodzimy dzień wegan/ek, którzy wbrew starym partiom politycznym tworzą kulturę bez przemocy, kulturę szacunku, w której nikt nie jest wykorzystywany i zabijany”.

 

 

Tu warto zwrócić uwagę, że choć przywołany tekst składa się z tylko jednego zdania, to są w nim aż dwa błędy, delikatnie mówiąc. Primo – pierwszego listopada w Kościele jest uroczystość Wszystkich Świętych. Zmarłych wspomina się dopiero następnego dnia. Secundo – wiele organizacji wegańskich, w tym również tych nieformalnych, znanych jest z agresji i przemocy wobec właścicieli jak i samych lokali, w których sprzedaje się niewegańską żywność. Kilka lat temu co kilka dni właściwie brytyjskie media donosiły o wandalizmie wobec restauracji, rzeźni ale także wegetariańskich (sic!) lokali, gdyż te najwyraźniej dla wegebandytów były „za mało radykalne”.

 

– 2023: zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach, delfinariach + zakaz polowań, w tym wędkarstwa; 2025: zakaz otwierania nowych hodowli; 2030: zakaz badań z wykorzystaniem zwierząt; 2040: 100% zakaz hodowli zwierząt; TERAZ: ochrona zwierząt w Konstytucji – napisała dwa miesiące temu Sylwia Spurek. Miesiąc później zaś ogłosiła, że „PSL zaczyna przegrywać 'wojnę o kotleta i rosół'”. Napisała to w kontekście przegłosowania w unioparlamencie możliwości wyższego opodatkowania produktów „niezdrowych i o dużym śladzie środowiskowym”, jednak w rzeczywistości normalność także zaczyna przegrywać z ekofanatyzmem.

 

 

 

Zagrożenie dla ludzi z wielu grup społecznych jest realne. Wystarczy wspomnieć o wprowadzanym w Polsce zakazie hodowli zwierząt dla produktów. Najgłośniej było w tej kwestii o hodowli norek na futra, więc odwołam się do tego przykładu. W imię niezdrowego postrzegania świata, chce zakazać się normalnego zajęcia grupie hodowców. Ci, co obecnie się tym zajmują, mają – jak niegdyś radził prezydent Bronisław Komorowski – „zmienić pracę i wziąć kredyt”. Chwilowo co prawda nie wisi nad hodowcami żaden projekt, ale są inne sposoby na rozwalanie branży. Wystarczy wspomnieć o odgórnym nakazie eksterminacji hodowli z powodu podejrzenia koronawirusa. Odszkodowanie? Nie ma. No i pamiętajmy, że mówimy o Polsce. Na Zachodzie takie zakazy w części państw już obowiązują i bez upadku rządu nie ma co liczyć, aby ten stan się zmienił.

 

Taki zakaz służy państwom, w których tzw. ekolodzy nie działają. Futra były, są i będą produkowane w Rosji, Chinach czy też w państwie ze stolicą w Kijowie. Kolejne państwo Zachodu z zakazem hodowli to zmniejszenie konkurencji dla hodowców z tychże państw. Podobnie i ze spożywaniem mięsa, choć tutaj strata Zachodu działa inaczej. W razie zakazu hodowli zwierząt na mięso, nie tylko wzrosną kwoty, które zapłacimy za mięso w sklepie, nie wspominając o zwiększonych podatkach, co bambiniści również postulują. Zakaz hodowli dla mięsa oznacza stratę dla naszego państwa – bo polskie firmy eksportują ten produkt do wielu państw, na czym korzysta też budżet państwa polskiego – jak również znowu zmniejszenie konkurencji dla firm Rosji, Białorusi czy Kijowa.

 

Bambinizm – jak ogólnie klimatyczne ideologie – postuluje absurdalne żądania wobec społeczeństwa, które z jednej strony odbierają ludziom wolność. Z drugiej – degradują człowieka do stworzenia równego, albo i niższego, niż zwierzę. I po trzecie – ostatecznie służą państwom i mocarstwom ze Wschodu. A kto za to wszystko zapłaci? Ja zapłacę, Ty zapłacisz, pan i pani zapłaci...

 

Dominik Cwikła

Autor jest dziennikarzem i publicystą, założycielem portalu kontrrewolucja.net. Profile autora w mediach społecznościowych: Facebook, Twitter, YouTube

 

 

Źródło: prawy.pl

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną