Białoruś bliska i... nieznana (RECENZJA)

Nasze wschodnie sąsiedztwo to dwa państwa dziadowskie, którym podlizujemy się na wszelkie sposoby: Litwa i neobanderowska Ukraina. I im bardziej się łasimy, tym oba te państwa zachowują się wredniej i bardziej nam plują w twarz. To Rosja, która ma własne, globalne interesy i z którą od 30 lat nie potrafimy sobie ułożyć relacji. I wreszcie Białoruś, z którą jako jedyną nie mieliśmy żadnych zatargów, a wręcz przeciwnie – wyciągała do nas rękę do współpracy. Tymczasem właśnie to państwo próbujemy pouczać i demokratyzować, za pomocą medialnej propagandy Zachodu (ponieważ trudno za coś innego uznać telewizję Biełsat).
Gdzie tu sens, gdzie logika? Chyba, że Biełsatem i politycznymi działaniami wobec Białorusi realizujemy nie polski interes narodowy, tylko politykę podmiotów zagranicznych, głównie Amerykanów.
W moje ręce wpadła właśnie wydana w ramach Biblioteczki Myśli Polskiej pod redakcją Przemysława Piasty i ze słowem wstępnym Jana Engelgarda książka „Białoruś anatomia kryzysu”. Zawiera ona teksty kilkunastu autorów związanych ze środowiskiem narodowym, ale także kilku znanych profesorów i doktorów. A sama pozycja jest próbą bliższego i głębszego przyjrzenia się kwestii Białorusi. Jej roli jako sąsiada, podmiotu politycznego i gospodarczego, czy w końcu kraju w którym żyją tysiące Polaków, ponieważ Polska w swoich granicach państwowych przesunęła się na zachód, a oni pozostali. Zapomniani przez Boga, ludzi i co najgorsze – przez państwo polskie.
Spojrzenie na Białoruś w polskich (i polskojęzycznych) mediach jest wyjątkowo stronnicza i jednocześnie bardzo zgodna. Nieważne, czy to TVP, czy TVN, niemieckie portale typ Onet, czy Wirtualna Polska, „Gazeta Wyborcza”, czy „Gazeta Polska Codziennie” narracja wszędzie jest taka sama. „Zły dyktator, brak demokracji, Poczobut i Borys w więzieniu, brutalne tłumienie demokratycznych protestów i wywołany przez Łukaszenkę kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej”. Jak doszło do tego, że relacje nasze z Białorusią układa ktoś taki, jak Agnieszka Romaszewska, która wiele lat temu dostała suty paśnik w postaci dyrektorowania zbędnej i szkodliwej, a na dodatek kosztownej telewizji Biełsat? Ta Romaszewska, o której rzekomej inteligencji na razie bezobjawowej krążą dowcipy, że przebija nawet niekompetencję naszego MSZ-u. To o czym my mówimy?
Na dwustu stronach książki znalazły się między innymi artykuły profesorów: Witolda Modzelewskiego, Andrzeja Wierzbickiego i Gracjana Cimka, doktorów: Henryka Goryszewskiego, Macieja Motasa i Mateusza Piskorskiego oraz szeregu dziennikarzy i publicystów. Odnoszą się one do całego spectrum tematów: sytuacji wewnętrznej na Białorusi, jej ekonomii, strategicznego położenia geopolitycznego, coraz silniejszych wpływów Moskwy, roli Łukaszenki w białoruskim systemie politycznym, naszych relacji z tym sąsiadem, obecnej i możliwej przyszłej współpracy gospodarczej, czy położenia Polaków na Białorusi. Może zobaczyć wszystkie stracone szanse w relacjach z państwem nam bardzo bliskim. Spojrzeć na tak zwaną „demokratyczną opozycję na Białorusi”, która wcale nie jest taka, jak ją przedstawia TVP i „Wyborcza”. Sporo jest także o kryzysie migracyjnym na granicy polsko-białoruskiej, którym był odpowiedzią ze strony Łukaszenki na wtrącanie się w wewnętrzne sprawy naszego sąsiada. Najpierw w postaci Biełsatu, a po ostatnich wyborach także poprzez niańczenie dość rachityczej białoruskiej opozycji w Polsce.
„Białoruś anatomia kryzysu” to książka niełatwa i pokazująca poziom skomplikowania naszych relacji z tym, do tej pory najlepszych, wschodnim sąsiadem, którego własnymi działaniami wepchnęliśmy Moskwie w ramiona. To lektura trudna i smutna. Pokazująca, jak dwa najbardziej sobie bratnie narody z dawnej Rzeczypospolitej Szlacheckiej są skłócane w imię cudzych interesów. Ponieważ to nie neobanderowska Ukraina, czy szaulistowska Litwa, a właśnie Białoruś była naszą szansą polityczną i gospodarczą otwarcia na Wschów. Szansą raczej już bezpowrotnie zmarnowaną. Książkę zdecydowanie polecam.
Piotr Stępień
Źródło: Piotr Stępień