Prezydent Chorwacji odpowiada przed Chorwatami, a nie przed MSZ Ukrainy (FELIETON)

Proukraińskie szaleństwo i medialna biegunka we wszystkich mediach (i to zarówno salonu, jak i tak zwanego antysalonu, a więc teraz rządowych) osiągnęło już swoje apogeum. Teraz dostali znowu histerii, kiedy prezydent Chorwacji Zoran Milanović ogłosił, że Chorwacja nie tylko nie wyśle żadnych sił, ale w przypadku eskalacji konfliktu ukraińsko-rosyjskiego odwoła wszystkich swoich żołnierzy. Oczywiście ukraińskie MSZ zażądało wyjaśnień. Które to żądanie prezydent Chorwacji olał, ponieważ prezydent Chorwacji odpowiada przed Chorwatami, a nie przed MSZ obcego państwa.
Co konkretnie powiedział prezydent Chorwacji?
I tak prezydent Chorwacji Zoran Milanović, odnosząc się do groźby rosyjskiej inwazji na Ukrainę stwierdził: „Ja, głównodowodzący chorwackiej armii, obserwuję raporty, zgodnie z którymi NATO - nie oddzielne państwa, nie Stany Zjednoczone - zwiększa swoją obecność i wysyła jakieś okręty zwiadowcze. Nie mamy z tym nic wspólnego i nie będziemy mieli, gwarantuję. Chorwacja nie tylko nie wyśle żadnych sił, ale w przypadku eskalacji odwoła wszystkich, do ostatniego chorwackiego żołnierza”.
I dodał: „To nie ma nic wspólnego ani z Ukrainą, ani z Rosją. Ma to związek z dynamiką polityki wewnętrznej USA, Joe Bidena i jego administracji, którą poparłem i mam powody, dla których to zrobiłem, biorąc pewną odpowiedzialność. Widzę jednak niekonsekwencję i niebezpieczne zachowania w kwestiach bezpieczeństwa narodowego”.
Kończąc: „Dla Ukrainy nie ma miejsca w NATO, a wydarzenia na Majdanie były zamachem stanu. W jego efekcie Ukraina jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów świata. Dlatego zrobię wszystko, co w mojej mocy, by nie dopuścić do zaangażowania kraju w ewentualny konflikt rosyjsko-ukraiński. Plenković (Andrej, premier Chorwacji) może grozić, ile chce. Chorwacja musi uciekać z tego pożaru. Chorwacja nie będzie strażakiem”.
Nikt nie chce Ukrainy w NATO
Problemem dla Ukrainy jest to, że dzisiaj nikt jej nie chce w NATO. Tak więc to, że chorwacki prezydent nie widzi możliwości, żeby Ukraina stała się członkiem NATO to raczej norma, niż wyjątek. Przede wszystkim nie chcą jej tam Niemcy. A także ich satelici: Czechy, Słowacja, Chorwacja, Słowenia i w mniejszym stopniu, ale uzależnione od Niemiec Węgry. W sumie poza państwami bałtyckimi i Polską nikt nie chce Ukrainy. Nawet Amerykanie. Podobnie jest z Brytyjczykami, czy Kanadyjczykami którzy przy militarnym wsparciu Ukrainy wcale jej sobie nie życzą w NATO, ponieważ wtedy wojna rosyjsko-ukraińska stałaby się konfliktem NATO-Rosja. A nikt za Kijów nie będzie ginął. Tak samo zresztą, jak za Wilno, Rygę, czy Warszawę, choć my formalnie w NATO jesteśmy. W dodatku w prawie NATO jest zapisany zakaz przyjmowania nowych członków, którzy są w stanie wojny. Nie ma co blokować, bo Ukraina nie ma szans, dopóki nie uporządkuje swoich spraw. A nie uporządkuje ich nigdy. Ponieważ Rosja na to nie pozwoli. Co do Francji to aktualny prezydent powściągliwie milczy, ale kandydat na prezydenta Eric Zemmour ostatnio stwierdził bowiem, że NATO jest już przeżytkiem. Jak powiedział Zemmour: „NATO służy jedynie amerykańskiemu przemysłowi zbrojeniowymi, a Francja nie ma żadnych korzyści z bycia członkiem Sojuszu. Dodał także, że należy blokować możliwość włączenia Ukrainy do struktur NATO”.
Najbardziej bawią mnie rozmaici kretyni, którzy deklarują, że teraz nie pojadą do Chorwacji i wypominają jej ustaszy. Jedźcie sobie do Odessy. Szkoda też, że UPA-inie nie wypominacie SS Galizien i OUN-UPA. Zwłaszcza, że pomniki Bandery i Szuchewycza stoją tam w każdym większym mieście. Prezydent suwerennej Chorwacji ma prawo wypowiadać swoje opinie. Tłumaczyć się może przed własnymi obywatelami, a nie przed MSZ obcego państwa. W dodatku upadłego państwa na kroplówkach międzynarodowej pomocy. Jest to coś, co żaden z błaznów udających polskich polityków nigdy nie zrozumie.
Piotr Stępień
Źródło: Piotr Stępień