Prezydent Duda na posyłki Ukraińców?! „Zełeński dzwoni i mówi mi, czego potrzebują”

0
0
0
/ jastrzabpost.pl

Prezydent Andrzej Duda udzielił wywiadu The Wall Street Journal, w którym opisał swoje relacje z prezydentem Ukrainy. Trudno nie odnieść wrażenia, że jest to relacja podrzędności, kompromitująca prezydenta Polski.

Na stronie kancelarii prezydenta czytamy: „Nie możemy bać się gróźb Rosji” – powiedział Prezydent Duda The Wall Street Journal w swoim pierwszym wywiadzie udzielonym zachodniej agencji prasowej od czasu wizyty złożonej w Kijowie w zeszłym miesiącu. „Jeśli chcemy osiągnąć jakikolwiek sukces w naszych stosunkach z Rosją w sytuacji, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, o sukcesie będziemy mogli mówić tylko wtedy, gdy użyjemy brutalną siłę [pisownia oryginalna. Powinno być „brutalnej siły], ponieważ tylko brutalna siła jest w stanie powstrzymać Rosję”.

Dalej jest powiedziane: „Rosja, która zbombardowała ukraińskie cele w promieniu 15 mil od granicy z Polską, zagroziła rozmieszczeniem pocisków nuklearnych na terytorium rosyjskiej eksklawy, Kaliningradu, graniczącej z Polską. Wielu urzędników państwowych z Europy Środkowej podejrzewa, że pociski zdolne do przenoszenia broni jądrowej już tam są. Rosyjscy propagandyści wzmacniają to poczucie zagrożenia”.

Już te fragmenty pokazują niestety romantyczną naturę polityki zagranicznej prezydenta Andrzeja Dudy i rządu PiS, z którego wyziera obraz naszego kraju jako zbawcy narodów w duchu mickiewiczowskim. Prezydent wspomina o groźbach Rosji, mowa jest też o bombardowaniach tuż przy naszej granicy i o tym, że prawdopodobnie Rosjanie mają broń nuklearną w Kaliningradzie. W obliczu tego wszystkiego Duda przekonuje, że pozostaje nam „brutalna siła”. Problem w tym, że my takiej siły nie posiadamy, a na atak nuklearny nie mamy czym odpowiedzieć. Brzmi to więc jak przechwalanie się chuderlaka przy barczystym „misiu”. Nie chodzi przy tym o to, że mamy się bać, ale powinniśmy liczyć się, mimo wszystko, z silnym przeciwnikiem, który w dodatku prowadzi wojnę z naszym sąsiadem, a nie z nami. Jest to wręcz pchanie Polski do wojny. Mamy wspierać Ukrainę, ale nie musimy wystawiać się tak wyraźnie na cel i chełpić się siłą, której nie mamy.

O tym, że ryzyko jest realne, wspomniane jest na samej stronie kancelarii prezydenta, gdzie czytamy: „Polskie miasta, takie jak Rzeszów, kluczowy węzeł logistyczny dla broni wysyłanej na Ukrainę, poprosiły mieszkańców o sprawdzenie, które schrony przeciwlotnicze z czasów zimnej wojny nadają się jeszcze do użytku. W zeszłym tygodniu Rosja odcięła dopływ gazu do Polski, przez co w niektórych małych miastach nie można było przez pewien czas ogrzać domów ani rozpalić w piecach”.

Najbardziej szokujące fragmenty wywiadu są jednak przytoczone dalej: „Jeśli jest taka potrzeba, Wołodymyr Zełenski po prostu do mnie dzwoni, i mówię to w dosłownym tego słowa znaczeniu” – podkreślił Prezydent Duda, który rozmawia ze swoim ukraińskim odpowiednikiem prawie codziennie, często wypowiadając się bardziej ogólnie – przez telefon komórkowy. „Bierze komórkę i wybiera mój numer, a potem mówi mi, czego potrzebują Ukraińcy, czego potrzebują od nas, albo czego potrzebują od innych krajów na całym świecie, bo my oczywiście nie mamy wszystkiego na stanie”.

Prezydent Duda sam określa się w zasadzie jako odbiorcę poleceń od prezydenta Ukrainy, który nie tylko załatwia dostarczanie wszystkiego na Ukrainę, czy to z Polski, czy z innych miejsc, ale też pośredniczy w różnego rodzaju interesach Ukrainy. Dalej mowa jest o tym, o jakie interesy chodzi. „Prezydent Duda mówił, że wraz z Prezydentem Zełenskim dyskutowali również o tym, jak wprowadzić pszenicę z Ukrainy na rynki międzynarodowe, wykorzystując polskie porty morskie, aby ominąć rosyjskie okręty blokujące ukraińskie szlaki żeglugi handlowej wzdłuż Morza Czarnego. Ukraina eksportuje około 12% światowej pszenicy, zwłaszcza do odbiorców w Afryce Północnej, a jej gospodarka jest silnie uzależniona od eksportu tych artykułów rolnych”.

Wszystko to bardzo piękne, ale prezydent Duda ani słowem nie wspomniał o tym, jak przy tej okazji załatwia interesy polskie, tzn. jak dba o prawa mniejszości polskiej na Ukrainie, o jej ochronę w czasie wojny, jak żąda potępienia ideologii Bandery i UPA czy jak domaga się szacunku dla polskich miejsc pamięci. Można wnioskować z tego wywiadu, że prezydent robi to wszystko „bezinteresownie”, co w życiu politycznym jest zwykłą naiwnością i frajerstwem. O tym, że tak jest, wskazuje inny fragment: „W zeszłym miesiącu Polska poinformowała, że przekazała Ukrainie ponad 200 czołgów T–72 produkcji radzieckiej. Wielka Brytania wysyła do Polski nieujawnioną liczbę brytyjskich czołgów Challenger 2, aby pomóc w uzupełnieniu stanu po dokonaniu tej darowizny. Jednakże Prezydent Duda zauważył, że pomagając Ukrainie: „Nigdy nie prosiłem o nic w zamian”.

Prezydent przyznał wprost, że nawet nie pomyślał o tym, że przy okazji pomocy Ukrainie może zadbać o interes Polski i wymienić starsze czołgi na nowsze. Ta brytyjska darowizna nie jest więc sukcesem polskiego rządu. Niestety, w polityce takie frajerstwo jest wykorzystywane, co już się dzieje. W tym samym czasie, kiedy polski prezydent załatwia wszystko dla Ukrainy, Ukraińcy straszą nas sądem za to, że pozwalamy na zbyt mały tranzyt ich ciężarówek.

Źródło: WSJ

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną