„Eksperci” ostrzegają przed paleniem chrustem bo „wytworzy smog” (FELIETON)
Tak zwani „eksperci” ostrzegają, że jeśli chcesz ogrzać dom darmowym chrustem od Morawieckiego to jesteś świnia, bydlę i nie dbasz o ekologię, ponieważ „od mokrego chrustu i drewna zimą pogorszy się jakość powietrza w Polsce”. W sumie ja bym zaczął od ekspertów – zamknął ich w jakimś nieogrzewanym budynku przy minus 15 stopniach i dał im się wykazać, jak się można ogrzać ekologicznie bez wydzielania CO2 i smogu. Niech nam wszystkim pokażą, w końcu są ekspertami.
Na pewno ogrzewanie domu w zbliżającym się sezonie grzewczym będzie bardzo kosztowne. Wielu Polaków węgiel, gaz, czy olej oraz inne paliwa do opalania nieruchomości kupuje już w wakacje. W tym roku dzięki śmiałym posunięciom rządowych ekspertów od ekonomii i energetyki Polacy takiej szansy nie będą mieli. Węgiel już zdrożał o 400 procent (czyli czterokrotnie), a co gorsza go nie ma w sprzedaży. Ceny oleju i gazu też na jesieni będą biły nienotowane do tej pory rekordy. A najgłębiej w czarnej d...pie znajdą się ci, którzy uwierzyli wcześniejszym zapewnieniom rządu i Unii Europejskiej wymieniając swój stary piec typu kopciuch na nowoczesny piec olejowy, czy gazowy. Dzisiaj będą płakać, płacić i znowu płakać. Cóż tak jest w przypadku, kiedy się wierzy politykom i pseudoekologom.
I wtedy wypełza jakiś pseudoekolog, przez media głównego ścieku nazywany „ekspertem”. Powiązany z jakąś (przeważnie obcą) agenturą klimatyczno-ekologiczną w rodzaju Greenpeace Polska (gdzie w zarządzie nie ma jednego Polaka, za to od cholerny Niemców i Austriaków), Alarmem Antysmogowym, czy innym Strajkiem Klimatycznym. I zaczyna głosić prawdy objawione. O tym, że jeszcze chwileczka, jeszcze momencik i będziemy mieli czyste powietrze i zatrzymane zmiany klimatyczne (kuźwa, jakby był jakikolwiek okres w historii Ziemi, kiedy takie zmiany nie następowały).
Bo taniej
45 procent gospodarstw domowych w Polsce wciąż wykorzystuje kotły na paliwo stałe. Z czego w tej grupie aż 54 procent ma piece węglowe (w zasadzie spalające wszystko), a 17 procent badanych ma piece na pellet. Węgla nie ma i jest bardzo drogi. Gałęziówka, czyli odcięte podczas prac leśnych gałęzie, kosztują zaledwie 30-35 zł za metr. Cena drewna opałowego sięga natomiast 200 zł. Jak wygląda rachunek ekonomiczny każdy widzi. Sądzę, że do pieców pójdą także butelki plastikowe, śmieci i co się tylko da spalić. I kary 500 zł za palenie śmieciami też nie odstraszą zdesperowanych ludzi.
Rady nie od parady
I tak w programie „Money. To się Liczy” pojawił się niejaki Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego. I cóż on nam ogłosił, ze swoich niezmierzonych mądrości? Otóż mogłem się dowiedzieć, że „- To jest takie łatanie problemów tymczasowymi rozwiązaniami, typu zbieranie gałęzi w lesie. Jestem przekonany, że tej jesieni, jak zaczniemy palić mokrym drewnem, zbieranym teraz, to w mniejszych miejscowościach powietrze będzie fatalne. (...) Z jednej strony mamy dobre rozwiązanie, czyli likwidację dopłat do kotłów węglowych, z drugiej strony dopłacamy do węgla. Ale już nie do pelletu, który jest znacznie bardziej ekologiczny. Ten, który ma kopciucha, dostanie dopłatę do węgla, a ten, kto zainwestował w kocioł pelletowy, nic nie dostanie”. Cóż kretynizm jakichkolwiek dopłat do wymiany pieców widać właśnie teraz, kiedy ludzie na potęgę szukają kopciuchów, żeby ogrzewać się zarówno drewnem, jak i śmieciami. A za moment do pełni szczęścia Unia zabroni nam grzać się nie tylko piecami węglowymi, ale także olejowymi i gazowymi.
I „eksperty” pewnej Gazety
„Drewno ścięte dziś w lasach nie nadaje się do spalenia, bo zawiera dużo wilgoci. Jeśli wrzucimy je do pieca, to wyemitujemy duże ilości szkodliwych pyłów” - mówią owi „eksperci” w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Cóż istotnie drewno powinno wyschnąć przed spaleniem, ale to wie każdy, kto miał do czynienia z próbą spalenia mokrego drewna. Nie ważne, czy na ognisku, czy w piecu. Jednak do tego nie potrzeba być żadnym „ekspertem”, czy „ekologiem”.
Zdzisław Markowski
Źródło: Zdzisław Markowski
